Treehunter czy tropiciel drzew? – rozmowa z Pawłem Lenartem

Paweł Lenart, kolejny gość „Dlaczego ludzie wycinają drzewa”, wielki pasjonat przyrody i „treehunter” (łowca, tropiciel drzew), przypomina w swojej miłości do dendroflory pisarza i bibliofila J.L. Borgesa, który piękne książki lubił kupować tak bardzo, że często żałował, iż nie mógł tego robić wielokrotnie w stosunku do egzemplarzy, które już posiadał.

Kiedy się czyta i ogląda relacje mojego gościa ze spotkań z drzewami, odnosi się podobne wrażenie. Paweł żałuje, że nie może ich odkryć jeszcze raz. Z każdego zdjęcia i spotkania przebija ogromna pasja i zaangażowanie.

Pawle, jesteś w mojej ocenie największym treehunterem w Polsce. Zgodziłbyś się z takim twierdzeniem?

Zdecydowanie nie zgadzam się z takim określeniem i nie wynika to z mojej skromności, ale przede wszystkim z faktów. Mamy w Polsce treehunterów bardzo zasłużonych i ze znacznie dłuższym stażem. Ja jestem tylko uczniem, który się na nich wzoruje. Wymienię tu chociażby wybitnego treehuntera – Krzysztofa Borkowskiego, który wydał trzy wspaniałe albumy o najokazalszych tworach polskiej dendroflory. Jeden z nich obejmuje wybrane drzewa z całego kraju, drugi dotyczy drzew Wielkopolski, czyli z terenów, na których mieszka, a trzeci album poświęcony jest rogalińskim dębom, które mogłem podziwiać w zeszłym roku na wspólnej wycieczce z Krzysztofem w ramach spotkania członków Sekcji Drzew Pomnikowych PTD. Oprócz tego, Krzysztof, wraz z Pawłem Zarzyńskim i Robertem Tomusiakiem wydali kilka lat temu biblię dla polskich treehunterów, czyli album „Drzewa Polski. Najstarsze, najgrubsze. najsłynniejsze”.

Kolejnym treehunterem, który działa głównie na terenach województwa śląskiego jest Aleksander Żukowski. Swój dorobek pokazał w albumie „Sławne drzewa województwa śląskiego”. Włożył w niego mnóstwo energii, pracy, dotarł do unikatowych źródeł na temat poszczególnych drzew. Album czyta się wyśmienicie i jednym tchem.

Mamy też kilku treehunterów, którzy udzielają się choćby w Rejestrze Drzew Pomnikowych Piotra Gacha (który sam także jest zasłużonym treehunterem), zamieszczając w nim informacje o swoich „zdobyczach” dendrologicznych. Wybitnym treehunterem jest dla mnie Marek Łuszczyński z Jeleniej Góry, autor bloga pomniki-przyrody.odskok.pl, z którym nawiązałem bardzo dobrą współpracę i przyjaźń, czego efektem są wspólne wycieczki dendrologiczne. Wprawdzie Marek sam siebie nie nazywa treehunterem, ponieważ opisuje na blogu przede wszystkim pomniki przyrody ożywioneji nieożywionej, ale jego wkład w propagowanie idei, szacunku i doceniania pomników przyrody, w tym głównie drzew jest ogromny.

Jest także Andrzej Weber z Łodzi – jeden z najmłodszych w Polsce treehunterów, który również ma bogaty dorobek „treehunterski” i wkład w rozwój tego nietypowego hobby. Nie można pominąć najwybitniejszego treehuntera Puszczy Białowieskiej – Tomka Niechody i Jego przyjaciół, dzięki którym cała Polska może oglądać na zdjęciach, czy to w Internecie, czy w albumach „Puszczańskie olbrzymy”.

Wypada też wspomnieć o wielkim treehunterze, śp. Cezarym Pacyniaku, którego dorobek także mnie zainspirował. Poza tym jest jeszcze grono naukowców, którzy zajmują się drzewami pomnikowymi i którzy są autorami ciekawych i cennych opracowań, artykułów i publikacji. Wymienię tu na przykład dr. inż. Joannę Pietrzak-Zawadkę. Nie sposób o wszystkich napisać (są przecież także treehunterzy zagraniczni), ale biorąc pod uwagę powyższe, Lenart to jeszcze treehunter w pieluszkach, niemniej staram się, wzoruję na mistrzach i planuję konsekwentny rozwój w tym hobby.

pawel_lenart_3

Czy w ogóle akceptujesz to pojęcie?

Nie do końca mi się ono podoba. Nasz ojczysty język jest piękny i bogaty, dlatego warto by było po polsku nazwać „sztukę wyszukiwania unikatowych drzew”. Niemniej, na razie nic innego nie wymyśliliśmy, w związku z czym nadal funkcjonuje angielskie określenie „treehunter”. Jakichś czas temu dr inż. Piotr Tyszko-Chmielowiec z Fundacji Eko-Rozwoju zaproponował termin „tropiciel drzew”. Podoba mi się, ale to określenie, mimo wszystko nie do końca odzwierciedla to, czym się zajmujemy. Stąd myślimy dalej. Kto wie, czy w tej sprawie nie skonsultuję się po prostu z językoznawcą.

Na czym polega treehunting czy treehunterstwo? Może to w ogóle głupie pojęcia?

Według mnie nie są to głupie pojęcia, a język polski ma tę zaletę, że możemy sobie „żonglować” końcówkami słów, czyniąc je brzmiącymi bardziej po naszemu. 😉

To, czym jest treehunting/treehunterstwo dobrze oddaje regulamin Sekcji Drzew Pomnikowych do której należę. Jest to popularyzowanie wiedzy o drzewach pomnikowych; dokumentowanie polskich drzew pomnikowych; wspieranie działań mających na celu ochronę drzew pomnikowych. Określenie „drzewa pomnikowe” dotyczy nie tylko drzew objętych prawną ochroną jako pomniki przyrody, ale drzew niezwykłych, szczególnie ze względu na ich wymiary, wiek lub np. wartość historyczną.

A zatem treehunter nie tylko promuje, pokazuje (np. w Internecie – może to być blog, Rejestr Drzew Pomnikowych, fanpage na portalu społecznościowym, itp.) i propaguje ideę ochrony drzew pomnikowych, ale również wyszukuje wyjątkowe drzewa „ze względu na ich wymiary, wiek lub np. wartość historyczną”. Tutaj dodam też – ze względu na „pokrój, sylwetkę, zrost z innym drzewem lub z każdego, innego względu, kiedy dany osobnik lub osobniki znacznie wyróżniają się na tle innych drzew swojego gatunku”.

Ile drzew w życiu „upolowałeś”? Jak długo się tym zajmujesz? Kiedy się zrodziła ta pasja?

Mój dorobek jest jeszcze skromny, obejmuje zaledwie kilkaset drzew. Wynika to m.in. z mojego krótkiego stażu w branży treehunterskiej, ponieważ na dobre zająłem się tym w 2016 roku, po przeczytaniu albumu „Drzewa Polski. Najstarsze. Najgrubsze. Najsłynniejsze” Panów: K. Borkowskiego, P. Zarzyńskiego i R. Tomusiaka. To był mój start, pomysł, po prostu początek, chociaż na okazałe drzewa zwracałem uwagę od wczesnej młodości, ale nie mierzyłem ich, fotografowałem bardzo rzadko i nie opisywałem.

Kiedy postanowiłem się tym zająć na wzór autorów wspomnianego albumu, długo zastanawiałem się, jak to wszystko ogarnąć, w jaki sposób prezentować poszczególne drzewa. Chciałem  – z jednej strony wzorować się na mistrzach, z drugiej – stworzyć coś swojego, oryginalnego i pokazywać drzewa w sposób, w jaki jeszcze nikt nie prezentował. Mój podstawowy teren do wyszukiwania wyjątkowych drzew to Wzgórza Twardogórskie i tereny do nich przylegające. Tam też (dokładnie w lasach Międzyborza Sycowskiego), w maju 2016 roku, przyszło natchnienie. Siedziałem pod dębem „Straszydło” (który jest pierwszym, opisanym przeze mnie drzewem w roli treehuntera), wpatrywałem się w niego i w skupieniu myślałem, jak go opisać/pokazać i stworzyć z tego logiczną ciągłość. Tak narodził się cykl pereł dendroflory Wzgórz Twardogórskich 2016 i pomysł na prezentację drzew.

Oprócz tego, zacząłem wyszukiwać drzewa na innych terenach, a także prezentować te, które mam okazję zobaczyć na wycieczkach dendrologicznych. Stąd – poza drzewami ukazanymi w cyklach pereł dendroflory WT, pokazuję i opisuję wiele innych drzew, w tym okazy rosnące w miejscu mojego zamieszkania, czyli we Wrocławiu.

Odnajdywanie drzew, badanie, to jedno, ale czy robisz coś konkretnego dla przyrody? Z tego co wiem, angażujesz się w procedury uznawania drzew za pomnikowe? Z kim współpracujesz w tym obszarze?

Tutaj małe sprostowanie. Ja nie badam drzew. Do tego trzeba mieć specjalistyczną wiedzę i sprzęt. Jako treehunter dokonuję jedynie ogólnych oględzin drzewa, zwracam uwagę na wypróchnienia, wyłamania konarów/gałęzi, obecność grzybów (chociaż brak owocników wcale nie świadczy o braku obecności w drzewie grzyba), widoczne zgorzele, ubytki, itp. Czyli staram się wychwycić i opisać tylko to, co widzę. Natomiast trzeba pamiętać, że amatorski opis „treehunterski” drzewa jest zupełnie czymś innym niż profesjonalne badanie dendrologiczne pod kątem np. wytrzymałości mechanicznej drzewa, jego statyki, zdrowotności, witalności, itp.

Na początku mojej przygody związanej z wyszukiwaniem drzew, chciałem wszystkie drzewa z cykli pereł dendroflory „opomnikować”, czyli złożyć wnioski o ustanowienie ich pomnikami przyrody. Przeważająca ilość tych drzew rośnie na terenach Lasów Państwowych i dlatego musiałbym wystąpić do nadleśnictw o zgodę na ustanowienie pomników przyrody. Jednak po rozmowie z leśnikami odstąpiłem od tego, ponieważ praktycznie wszystkie, opisane przeze mnie drzewa, nie są ujęte w planach gospodarczych. Leśnicy znają ich wartość i nie planują ich wyciąć. Sami leśnicy zaprosili mnie na wycieczkę, aby pokazać inne, wyjątkowe drzewa, o istnieniu których jeszcze nie wiedziałem. Tutaj wspomnę o panu Tomku – leśniczym z leśnictwa Gola Wielka, który jest jednym z najserdeczniejszych leśników, jakich poznałem. Kilka razy byliśmy na wspólnych wycieczkach po lasach leśnictwa. Dowiedziałem się też o wielu ciekawostkach związanych z tymi kompleksami leśnymi, które dla mnie są wyjątkowe, ponieważ jeżdżę do nich od 1988 roku i ciągle mnie inspirują i zaskakują. Wkrótce Panu Tomkowi ponownie będę zawracać głowę, ponieważ mam do pomierzenia kilka okazałych dębów w terenie, o których mi powiedział i których jeszcze nie widziałem oraz chcę zobaczyć daglezjowy las w okolicach Grabowna, o istnieniu którego mało kto wie.

Generalnie w „opomnikowaniu” z mojej inicjatywy nowych drzew to mam na razie mizerny dorobek, ale mam nadzieję, że w tym roku to się zmieni, ponieważ jestem w trakcie opracowywania wniosków  o ustanowienie kilku nowych pomników przyrody we Wrocławiu. Trochę przedłuża mi się wszystko, a wynika to po części z braku czasu, a trochę też z mojej niechęci do wypełniania papierów. Jednak dla dobra drzew trzeba przez to przebrnąć. Ścisłej współpracy w tym zakresie nie ma, chociaż znam kilka osób, z którymi mogę się konsultować, m.in. z treehunterem Piotrem Gachem (który już ma na swoim koncie sukcesy w „opomnikowaniu” drzew), czy dendrologami – Ernestem Rudnickim i Robertem Sobolewskim. Chciałbym w tym celu założyć grupę na FB, która skupiałaby się wyłącznie na wzajemnej pomocy w kompletowaniu wszystkich wymaganych papierów, zgód, opinii w sprawie ustanawiania nowych pomników przyrody. Na razie jest to w fazie planowania, ale myślę o tym i mam nadzieję, że za jakichś czas przełoży się to na konkretne działanie.

W każdym roku przeprowadzam też akcję sprzątania lasów i ze smutkiem oraz zażenowaniem stwierdzam, że ludzie nie mają zamiaru zmienić paskudnego i niegodnego człowieka rozumnego nawyku wyrzucania śmieci do lasu.

Oprócz tego, staram się dużo rozmawiać z ludźmi i uświadamiać ich o roli i korzyści, jakie mamy z obecności drzew w naszym otoczeniu z naciskiem na podnoszenie świadomości o tzw. strefie życia drzewa, która – często z niewiedzy, jest po prostu niszczona, czego efektem jest osłabienie drzewa,a w konsekwencji jego podatność na szybsze zamieranie.

Czy czujesz się „świadkiem” tych strasznych rzeczy, które dzieją się z Ziemią i z nami?

Jak najbardziej i co najgorsze – czuję wielką bezsilność, pustkę i bezradność. Niestety, nikt nie ma recepty na ludzką chciwość, fałsz, obłudę i kłamstwo. Codzienne informacje o niszczeniu przyrody budzą we mnie coraz większe zwątpienie, że to szaleństwo kiedyś się skończy. Jest to problem bardzo złożony i wymagający odrębnej rozmowy. Jedno jest niezmienne – człowiek napędzany konsumpcją, żądzą zysku, chciwością, często też głupotą, ignorancją i poczuciem bezkarności, itp. wciąż gwałci prawa przyrody i to w barbarzyński sposób. Wprawdzie podnosi się coraz bardziej wyrazisty, społeczny sprzeciw dla takiego postępowania i działań, ale niestety, bardzo często przegrywa on w walce o drzewa.

Widziałeś wiele drzew? Czy po nich już to widać? Czy dają jakąś odpowiedź na globalne ocieplenie?

Usychające i zamierające drzewa można spotkać w każdym lesie i jest to naturalne zjawisko, spowodowane różnorakimi czynnikami. Czasami przyczyną są grzyby, owady, zgryzanie i spałowanie przez zwierzynę, niesprzyjające siedlisko, późnowiosenne przymrozki, gwałtowne burze i wichury, itp. Gorzej, jak w krótkim czasie, nagle zaczyna chorować coraz więcej drzew i takie coś można obecnie zaobserwować w lasach Wzgórz Twardogórskich, po których chodzę najczęściej. Są to tereny położone na pograniczu Dolnego Śląska i Wielkopolski, w ostatnich latach ciężko doświadczane przez wiosenno-letnie susze. „Wydzielanie” – jak mówią leśnicy (czyli usychanie) drzew daje się zauważyć częściej w stosunku do poprzednich lat, co zresztą podkreślają sami leśnicy, z którymi o tym rozmawiam. Do tego dochodzą straty w szkółkach, gdzie na ubogich glebach, młode drzewka, wystawione na silne działanie słońca, przy wielotygodniowym, a często kilkumiesięcznym deficycie opadów zaczynają chorować i usychać. Zauważyłem, że leśnicy częściej skłaniają się ku odnowieniom naturalnym                         i w takich odnowieniach młode drzewka lepiej dają sobie radę w trudnych warunkach pogodowych. Stan drzewostanów mówi bardzo dużo o tym, co się dzieje w środowisku. Jeżeli zaczyna być ono z różnych przyczyn niesprzyjające, drzewa częściej chorują, ulegają patogenom, usychają i zamierają.

Kontynuując ten wątek, warto wspomnieć o raporcie o stanie lasów w Polsce w 2018 roku, w którym szerzej omówiono ten temat. Skutkiem suszy z 2015 roku jest rozwijająca się dynamicznie gradacja kornika ostrozębnego, która w 2018 roku objęła swym zasięgiem większą część kraju. Do tego dochodzi współwystępowanie całego zespołu szkodników wtórnych, obejmującego (oprócz kornika ostrozębnego) przypłaszczka granatka, cetyńce i żerdzianki oraz masowego pojawienia się jemioły sosnowej. To bardzo niepokojąca sytuacja, bowiem królowa polskich lasów, którą jest sosna zwyczajna i która – jak do tej pory – była mistrzynią w radzeniu sobie na ubogich i suchych glebach, zaczyna sygnalizować, że środowisko w którym żyje staje się dla niej niesprzyjające.

Co do zmian klimatu. Patrząc na meteorologiczne dane historyczne, to susze i okresy niesprzyjające drzewom występowały od zawsze. Jednak w ostatnich latach, niekorzystne warunki zbyt szybko i za często się powtarzają, przez co drzewa mają po prostu za mało czasu, żeby się do nich dostosować, wskutek czego są osłabione i podatne na wszelkie choroby. Susze, coraz częściej idą w parze z biciem termicznych rekordów (anomalii dodatnich), co dodatkowo intensyfikuje niekorzystny wpływ pogody na drzewa. Drzewa klimatu umiarkowanego lubią ciepło i nie straszne im 30-35 stopni C w cieniu, ale przewlekły niedobór opadów powoduje, że staje się to dla nich zabójcze.

Czy sadzić drzewa, czy nie sadzić w obliczu globalnego ocieplenia?

Oczywiście, że sadzić, ale pod kątem rzetelnego doboru gatunkowego do siedlisk i warunków pogodowo-klimatycznych, aby te drzewa miały jak największą szansę przetrwać i osiągnąć wiek dojrzały lub sędziwy. Ważna też jest opieka nad tymi drzewami. Do tego należy dać przyrodzie odnawiać się samoistnie we wszelkich miejscach, gdzie to jest możliwe. Bardzo ważnym aspektem jest także ochrona tego, co jeszcze zostało. Niestety, galopujący postęp cywilizacyjny, żądny podporządkowania sobie wszystkiego, często ma gdzieś prawa przyrody i globalne ocieplenie.

Co sądzisz o polskim wycinkowym szaleństwie, ogławianiu drzew etc?

Kiedyś, na jednym ze swoich wspaniałych wykładów o języku polskim, nasz wybitny, wrocławski językoznawca prof. Jan Miodek powiedział, m.in., że „wypadliśmy z pewnego kodu kulturowego” i coraz częściej stosujemy skróty językowe oraz źle wypowiadamy polsko brzmiące nazwiska, nazwy, „przekręcając” je na język angielski, itp. Ta myśl „wypadnięcia z kodu kulturowego” bardzo pasuje też – według mnie – do obrazu współczesnego społeczeństwa polskiego, ale – patrząc na relacje i zdjęcia zagranicznych obrońców przyrody, myślę, że dotyczy to również wielu innych nacji. Straciliśmy szacunek do wszystkiego. Do siebie samych, do drugiego człowieka, do przyrody, do życia, które jest najwyższym dobrem każdego organizmu.

Od wielu, wielu lat mamy ukształtowaną nową Trójcę Świętą. Są to: „Bóg Pieniądz”, „Syn Konsumpcja” i „Duch Beton”. Wokół nich swoje skrzydła rozpościerają aniołowie głupoty, hipokryzji, dwulicowości, obłudy i kłamstwa. Aniołem Stróżem stały się samochody. Budując cywilizację na takich destrukcyjnych filarach, nie da się przywrócić porządku, harmonii, szacunku i zgody. Hołdując takim „bożkom”, drzewa skazane są na zagładę.

Od siebie Andrzej dodam taką tezę. „Chaos wewnątrz, chaos na zewnątrz”. Co należy przez to rozumieć? Nie ułożymy świata i nie znajdziemy optymalnego rozwiązania dla ludzi i przyrody, dopóki nie uporządkujemy siebie samych. Światowy chaos, wyniszczanie siebie nawzajem, wojny, fanatyzm religijny, masowe morderstwa, barbarzyńska dewastacja przyrody, odzwierciedlają nasze czarne wnętrza. Ludzie są coraz bardziej nieustabilizowani emocjonalnie, nie panują nad sobą, wybuchają jak wulkany przy najmniejszych nieporozumieniach i odmiennych poglądach (wystarczy poczytać Facebooka). Chcą też mieć wszystkiego więcej i w jak najkrótszym czasie.

Będąc w takim rozklekotanym emocjonalnie stanie, nie da się zbudować światowego porządku i zgody. Z jednej strony, tak było od zawsze, odkąd człowiek pojawił się na ziemi. Z drugiej strony, człowiek jeszcze nigdy w historii nie dysponował tak destrukcyjną siłą jaką posiada obecnie i dlatego do tej pory „jakoś to było”, chociaż, w poprzednich wiekach, macki barbarzyństwa homo sapiens dokonały już wielu spustoszeń przyrodniczych. Niemniej, cierpliwość Ziemi i potencjał na jej niszczenie dobiega końca. Zbliżamy się do momentu, w którym ludzie – albo przewartościują swoje postępowanie i zaczną z szacunkiem do siebie i planety budować „ludzkość” na nowo, albo Ziemia odwinie nam tak, że się już nie pozbieramy. Ja obstaję przy tym drugim. Niestety.

Do ludzi wciąż nie dociera, z kim walczą i komu wypowiedzieli wojnę. Żywioły Ziemi w ciągu minuty mogą pochłonąć kilka milionów ludzi, ale tych, co przeżyli i tak to nie przekona. Zanim ktoś „storpeduje” moją filozofię, to dopowiem jeszcze, że w świetle codziennych relacji o niszczeniu Ziemi, a także na podstawie analiz, raportów i danych naukowych co do kondycji bioróżnorodności świata i stanu klimatu, po prostu nie widzę podstaw do optymizmu.

Prawdę mówiąc, ja też nie.

Absurdalny stan wycinania drzew, który od kilku lat objął nasz kraj, niszczy przyrodniczy dorobek, który kształtował się przez dziesięciolecia, a często nawet przez stulecia. Wyrzuca się mnóstwo pieniędzy (miliony złotych) na tzw. „rewitalizacje”, które z pogardą lekceważą historyczne kompozycje i założenia, i które – co pokazała historia i upływ czasu – doskonale się sprawdziły. W zamian daje się ludowi pstrokate do granic możliwości placyki zabaw (najczęściej w pełnym Słońcu, gdzie nawet silny, zdrowy człowiek po kilku minutach siedzenia na nim ma serdecznie dość), tandetne siłownie plenerowe, ścieżki betonowe, nadmierne oświetlenie, miejsca do grillowania (tak, jakby nie można było podziwiać przyrody bez zapchanych jelit), itp. Oczywiście często pod pojęciem rewitalizacji i szumnych haseł przywracania do składu i ładu danego terenu, wycina się większość, albo nawet wszystkie drzewa. I część ludzi to akceptuje, a nawet chwali. Drzewa wycina się wzdłuż dróg, przy torach kolejowych,  w miastach, na cmentarzach, przy kościołach, generalnie wszędzie i zawsze znajduje się powód (zagrożenie, bezpieczeństwo, poszerzenie drogi, przebudowa lub – co jest terminologicznym „majstersztykiem” kuriozalnym – z uwagi na tzw. „inną koncepcję zieleni”).

Czy w świetle dotychczasowych osiągnięć ludzkości, nie ma innej możliwości, jak tylko wyciąć drzewa? Żeby nie było Andrzej, że jestem „nawiedzonym eko-terrorystą” i że nie uznaję wycięcia żadnego drzewa. Część drzew trzeba wycinać, zwłaszcza te, które – z uwagi na swój kiepski stan fito-sanitarny – zagrażają ludziom. Jednak w naszym pięknym kraju pod topór idą często dojrzałe, piękne i witalne drzewa i to ich mi jest najbardziej żal i szkoda. W takich drzewach często też mamy gatunki chronione lub gniazda ptaków, natomiast „cudownym” zbiegiem okoliczności, często w raportach na ich temat możemy przeczytać, że „drzew dziuplastych i gatunków chronionych nie stwierdzono”.

Jeszcze inny temat to podpalenia drzew, podcinania ich lub oblewania chemikaliami, żeby uschły. Część naszego społeczeństwa to zwyrodnialcy i barbarzyńcy i trzeba to jasno powiedzieć oraz napiętnować.

Do tego dochodzi degeneracja zagospodarowania przestrzennego. Od lat obserwuję rozwój Wrocławia i ze smutkiem stwierdzam, że wygląda to fatalnie. Bez składu i ładu, w kompletnym chaosie i pstrokacizną miejską buduje się nowe osiedla, biurowce i wylewa miliony ton betonu. Wystarczy spojrzeć na plan inwestycji mieszkaniowych w 2020 roku (beton przy betonie betonem pogania), którymi podniecali się deweloperzy na targach mieszkaniowych. Szumne nazwy „oazy zieleni” to tak naprawdę betonowe dżungle z parodiami krzaków i karłowatymi drzewkami wokół, z których większość uschnie w pierwszym okresie życia. W pełnym słońcu huśtawka dla dzieci – konik bujany otoczony metalową siatką. Robią sobie z nas kompletne jaja, ale władza to przyklepuje bo ma być rozwój, inwestycje, nowe mieszkania, a ceny tych mieszkań dochodzą do kosmicznych wartości.

Dlaczego tak się dzieje?

Dzieje się tak, ponieważ żądza zysku bierze górę nad zrównoważonym rozwojem, w którym też jest miejsce na prawdziwą zieleń. „Doskonałym” przykładem jest tu chociażby moloch Wroclavia – gniot wybudowany za ciężkie miliony. Pytam się – po co? Mamy bardzo blisko Arkady Wrocławskie i Sky-Tower. Zaledwie trzy przystanki tramwajowe dalej jest Galeria Dominikańska. Można tam kupować, jeść, pić do woli, aż się pęknie. Czy rzeczywiście trzeba było postawić takie duże paskudztwo konsumpcyjno-komercyjne? Można było wybudować nieco mniejsze i zachować część zieleni oraz trawnika. To tylko jeden z tysiąca przykładów, jak wspomniany wyżej „duch betonu” wszczepił się w tak zwany rozwój miast.

Wracając do drzew – na tym polu mamy ogrom pracy do wykonania, ale wymaga to otwarcia się władz na profesjonalnie zarządzanie zielenią miejską i zatrudnienie osób, które fachowo zajęłyby się tym tematem. Tylko jak okiełznać chaos przestrzenny, w którym „betonoza” nie bierze pod uwagę, że zieleń jest bardzo ważna?  Podoba mi się model angielski, w którym działają tzw. inspektorzy drzew. Każde drzewo jest zaewidencjonowane w systemie i co najmniej raz w roku jest oglądane przez inspektora, który – w zależności od oględzin – podejmuje decyzję, co dalej z nim zrobić. Drzewa w miastach nie wystarczy posadzić i cieszyć się, że rosną. Należy je pielęgnować, doglądać, kształtować, po prostu dbać o nie. To zadanie dla fachowców, m.in. arborystów, dendrologów, ogrodników i takich ludzi powinny władze zatrudniać w każdym mieście, aby system zarządzania zielenią był w pełni profesjonalny, a ludzie czerpali korzyści z jej obecności i czuli się bezpiecznie.

Jakie drzewo lubisz, kochasz najbardziej? Jaki jest Twój ulubiony gatunek?

Wszystkie, wyjątkowe drzewa, które widziałem (a zwłaszcza te sędziwe) bardzo lubię i traktuję je jako przyrodniczych mędrców (profesorów przyrody), którym należy się podziw i szacunek. Nie oznacza to, że nie doceniam i nie zachwycam się bardzo podobnymi do siebie drzewostanami gospodarczymi, w których rośnie wiele drzew w tym samym wieku, wysokości i grubości. Pomimo, że jest to las stworzony ręką człowieka (nazywany też potocznie plantacją drzew) to jednak wciąż to jest natura i przyroda, chociaż ogołocona z puszczańskiego przepychu i bogactwa. Taki las także ma swój urok i klimat zwłaszcza jesienią, kiedy chodzi się po nim za grzybami.

Co do kategorii „kocham” – pewien znajomy psycholog powiedział mi kiedyś, że to słowo należy stosować jako wyrażenie uczucia do drugiego człowieka, natomiast do roślin, czy zwierząt nie za bardzo ono pasuje. Można i tak, chociaż nie uważam za popełnienie niewybaczalnej gafy językowej, jeżeli powie się „kocham” do ulubionego drzewa, czy miejsca w lesie, w którym po prostu wyśmienicie się czuję. 😉 Może jest to raczej zachwyt, podziw, ale jak ktoś w ten sposób chce wyrazić swoje emocje i odczucia – las i drzewa nie mają nic przeciw. Dlatego, odpowiadając na pytanie, jakie drzewo kochasz najbardziej? – odpowiem, że na swój sposób każde (rozumiane jako podziw dla piękna, rozmiarów, majestatyczności i mądrości tych roślin), natomiast największy sentyment mam do tych drzew, które odwiedzam najczęściej i znam od lat, zarówno na Wzgórzach Twardogórskich, jak i we Wrocławiu. Wspomnę tu chociażby o klonie srebrzystym „Bukowianinie”, dębach – „Polnym Wodzu”, „Królu Bagien”, „Klasyku”, „Bliźniaku” i Henryku”, „Guzowatej” brzozie brodawkowatej, dębie „Straszydło”, bukach – „Oku Lasu” i „Ojcu Bukowińskiego Lasu”. Z wrocławskich drzew często odwiedzam drzewa rosnące w parkach oraz oczywiście „Przewodnika”, który awansował do finału konkursu na Drzewo Roku 2020.

Co do ulubionego gatunku. Każdy jest niepowtarzalny i trudno mi wskazać na ulubiony. Mam raczej cały pakiet ulubionych gatunków drzew. Z naszych rodzimych przepadam za dębami, lipami, jesionami, wiązami, brzozami, sosnami, jodłami, topolami czarnymi, białymi i osikami, wierzbami, klonami i innymi. Z egzotów fascynują mnie m.in. daglezje, tulipanowce, miłorzęby, glediczje, cedry, choiny, mamutowce, dęby błotne. W tym pakiecie jest wiele drzew, które można u nas spotkać w parkach, arboretach lub ogrodach, jak i tych, których na oczy nie widziałem, tylko na filmach i w atlasach. Coraz bardziej fascynują mnie też niepozorne drzewa lub krzewy, które są jeszcze częściej niezauważane na co dzień przez większość ludzi. Poza treehunterskim hobby, po prostu kocham przyrodę i uwielbiam ją poznawać i oglądać.

pawel_lenart_forum_2

Paweł Lenart z autorem bloga na Forum Przyjaciół Drzew 2019 r. 

Idąc dalej, czy myślisz że ludzkość przetrwa „globalną zmianę klimatu”?

To zależy od tego, w jakim kierunku podąży ludzkość. Scenariusze są różne. Może rozpętać się wojna (np. klimatyczna, co jest – według mnie – bardzo prawdopodobne) lub wystąpi jakichś ogólny, światowy kataklizm (teraz mamy koronawirusa, ale może szykować się coś grubszego). W końcu, może nie wydarzy się nic specjalnego, a ludzie i tak się wzajemnie wytłuką, bo to potrafią robić najlepiej od tysięcy lat. Świat przetrwa, ale  w jakiej formie/kondycji będzie homo sapiens za 100, 200 i więcej lat? Może lepiej nie wiedzieć…

Jakie będą oblicza kryzysu?

Kompletne rozregulowanie klimatu i przebiegu pogody (jeszcze większe zintensyfikowanie się kataklizmów, tj. powodzi, huraganów, pożarów, susz, bicie rekordów termicznych, sum opadów, usłonecznienia/zachmurzenia, itp.), znaczne zubożenie bioróżnorodności w skali globalnej w przeciwieństwie do wzrostu populacji gatunków inwazyjnych. W tych warunkach, człowiek pokaże swoje jeszcze brutalniejsze oblicze napędzane instynktem przetrwania gatunku. To tylko moja subiektywna ocena i tylko tak ją należy rozpatrywać, jako „proroctwo” Lenarta na chybił trafił, które – bardzo bym chciał – żeby spaliło na panewce.

Co może pomóc? Co sądzisz o przywracaniu bagien, energetyce jądrowej etc.?

Woda to jeden z najważniejszych składników ekosystemów i substancja biorąca udział w różnorakich (i często kluczowych) procesach życiowych naszej planety. Dlatego mokradła, bagna, rzeki, jeziora, tereny podmokłe, spełniają bardzo ważne i szeroko rozumiane funkcje przyrodnicze, biologiczne, itp. Ich rola jest nie do przecenienia i tak jak w przypadku drzew – tak i ogólnie w temacie przywracania bagien uważam, że należy to robić i z pieczołowitością chronić te, które jeszcze się ostały.

Energetyka jądrowa w ostatnim czasie stanowi gorący temat. Mamy różną narrację i poglądy na temat atomu, OZE, gazu i wszelkich innych źródeł energii. Nie jestem kompetentny, aby dokładnie wypowiedzieć się w tym zakresie i stwierdzić co jest najlepsze lub – bardziej poprawnie – optymalne. Tutaj trzeba posiłkować się informacjami, badaniami i opiniami wybitnych naukowców, którzy w tych zagadnieniach siedzą na co dzień, prowadzą badania i przede wszystkim mają obszerną wiedzę na te skomplikowane tematy.

Co mogę dodać od siebie? Zdecydowanie jestem za jak najszybszym odchodzeniem od spalania paliw kopalnianych, a także jestem zwolennikiem energii jądrowej, oczywiście mając też na względzie wszelkie inne źródła energii, których produkcja i koszty minimalizują skutki uboczne dla przyrody i klimatu, a stanowią one duży potencjał energetyczny. Trzeba działać szybko i w zgodzie, ponieważ kryzys klimatyczny stał się faktem, a to dopiero początek w nieprzewidywalności zmian klimatu i przebiegu pogody.

Poza wszelkimi sporami, badaniami i działaniami tęgich głów rządzących światem, warto też zacząć robić coś od siebie. Dać przykład, zachęcać do wspólnych, dobrych działań, nawyków. Minimalizować zużycie plastiku, przeprowadzać akcję zbierania śmieci, sadzić drzewa (chociaż raz w roku), ograniczać konsumpcję mięsa, więcej korzystać z komunikacji miejskiej, zakupy robić rozsądnie, edukować ludzi wokół. Oszczędzać wodę, światło, prąd. To są mikro działania i mogą budzić u innych ludzi uśmiech na twarzy, ale zawsze powtarzam, że jeżeli coś chcemy zmienić na lepsze, należy to zacząć przede wszystkim od siebie.

Co sądzisz o koncepcji zapuszczania się świata, którą ostatnio proponuję?

Podobnie, jak z zadrzewianiem. Dać przyrodzie swobodę w odbudowywaniu swoich zasobów wszędzie, gdzie jest to możliwe. Nie oznacza to, że nie mamy już nic robić. To niemożliwe i popadające w skrajność. A skrajności nigdy nie lubię. I – będę to powtarzać jak mantrę – należy natychmiast zacząć chronić to, co jeszcze nam zostało w zasobach przyrodniczych i niestety jest codziennie niszczone.

Jak znajdujesz czas na tę pasję, bardzo często jesteś w terenie, ale przecież pracujesz zawodowo?

Wbrew temu, co się może wydawać, nie jestem ciągle w terenie. Podczas jednej wycieczki staram się odwiedzić, zmierzyć i sfotografować wiele drzew, a przez fakt, że prezentuję je najczęściej w odrębnych artykułach, można odnieść wrażenie, że faktycznie więcej mnie w lesie niż w domu (śmiech). Z takiej jednej wyprawy potrafię przywieźć materiał na dziesięć, dwanaście artykułów. Tak więc czas znajduję, później wieczorami siedzę przed komputerem, obrabiam zdjęcia, szperam po Internecie, w rejestrach form ochrony przyrody, w książkach, artykułach i w różnych publikacjach, aby coś sensownego skleić. Często też dodaję coś od siebie, bardziej emocjonalnego, osobistego, ponieważ w każdym opisywanym drzewie, odnajduję coś niezwykłego, cząstkę pozytywnej inspiracji, ale też przede wszystkim zachwycam się  tym, co definiuje całą przyrodę, czyli jej wielką i wspaniałą różnorodnością.

Rodzina ją akceptuje?

Akceptuje i wspiera mnie w tym, co robię. Las, drzewa, grzyby i pogoda to bardzo neutralne  i przyjazne hobby, zatem wszystko jest w porządku. Nieraz mi towarzyszą podczas wypraw, z czego bardzo się cieszę, ponieważ – jak to powiadam – do lasu czy do parku zawsze warto pójść (śmiech).

Czym jeszcze się pasjonujesz?

Jest tego sporo. Wymienię tylko niektóre. Poza drzewami i lasem, jestem zapalonym grzybiarzem i fascynuję się pogodą oraz klimatem. Lubię sport, a od 1996 roku jestem fanem skoków narciarskich i staram się obejrzeć większość konkursów. Od małego uwielbiam też muzykę i to bardzo zróżnicowaną. W jednym dniu słucham potężnych, deathmetalowych dźwięków Krisiun czy Immolation, a w drugim dniu Krzysztofa Pendereckiego i Elend – czyli muzyki będącej zupełnym przeciwieństwem tych pierwszych.

Muzyka często inspiruje mnie do tego, co piszę w relacjach z wycieczek lub w artykułach o drzewach. Jestem fanem starych filmów (zarówno polskiego, jak i zagranicznego kina), natomiast ziewam i zasypiam przy wynalazkach typu „Harry Potter” czy „Matrix”. Generalnie wolę znacznie prostsze, mniej efekciarskie filmy z dawnych lat niż komputerowe triki współczesnego kina, często z nudną fabułą.

Do tego dochodzi literatura. Chociaż ta z drzewami jest na pierwszym miejscu, czasami wkraczam w czeluści astronomii i literatury – ogólnie mówiąc – ezoteryczno-duchowej. Interesuje mnie też filozofia i psychologia. Więcej nie będę wymieniać, bo i tak masz już spory materiał do wywiadu (śmiech).

Bardzo Ci dziękuję za rozmowę, ale też za Twoją pasję, która wiele daje innym ludziom!

To ja dziękuję Andrzej za wyróżnienie i ciekawe pytania. Życzę Ci dużo zdrowia i wytrwałości w tym trudnym dla ludzi czasie.

pawel_lenart@forum_przyjaciol_drzew

 

Paweł Lenart (na zdjęciu na Forum Przyjaciół Drzew 2019 r.) – rodowity wrocławianin. Rocznik 1979. Administratywista. Zapalony grzybiarz, treehunter, miłośnik lasów, drzew, przyrody. Prowadzi blog poświęcony tematyce przyrodniczej, pogodowej i klimatycznej: lenartpawel.pl.

Zdjęcia: P. Lenart, A. Gąsiorowski i inni. 

Rozmowa z Pawłem Lenartem jest kolejną z cyklu, który, dzięki inspiracji Łukasza Misiuny nazwałem „Świadkami” i która stanowi cykl rozmów z osobami, które na co dzień, obserwując przyrodę, zajmując się aktywizmem klimatycznym i ekologicznym, nauką i filozofią antropocenu, doświadczają przemiany otaczającego nas świata.

Książki o których mowa w tekście

Poprzedni goście:

Mikołaj Golachowski

Piotr Tyszko-Chmielowiec

Łukasz Misiuna

Anna Sierpińska

Anna Błachno

Adam Błażowski

Jacek Baraniak

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Jedna myśl w temacie “Treehunter czy tropiciel drzew? – rozmowa z Pawłem Lenartem

Dodaj komentarz