Stoicka apokalipsa na wesoło

Jest dla mnie z jednej strony zaszczytem, z drugiej wyzwaniem, że wielu ludzi pyta mnie o moją koncepcję antropologiczno-filozoficzno-pragmatyczną (a może lepiej prakseologiczną) ograniczania skutków katastrofy klimatycznej. Bardzo ciekawe jest to, że jedni traktują mnie jako racjonalistę wskazującego adekwatne rozwiązania, inni jako katastrofistę i fatalistę, który zniechęca ludzi do działania. Nie chcąc być sędzią we własnej sprawie, nie mając adwokata, muszę sam przedstawić moje stanowisko.

Na ile znam filozofię i historię, to moje stanowisko wydaje mi się być stanowiskiem mocno klasycznym w wersji greckiej. Bardzo mocno podkreślam słowo „wydaje się”, gdyż nie znam na tyle ani samej filozofii, ani kultury greckiej, żebym mógł to powiedzieć na pewno, ale będę to jeszcze konsultował ze znawcami tematu, bo jest mi to potrzebne do szerszej pracy.

A zatem tak jak mi się wydaje, greckie fatum jest religijną i estetyczną transformacją skrajnego determinizmu ontologicznego. Innymi słowy – losy każdej najdrobniejszej cząstki bytu (w tym uporządkowanego chwilowo zbioru cząstek jakim jest człowiek i jakim jest ludzkość) są przesądzone. W ludzkim, społecznym wymiarze, a jak się ostatnio okazało, w wymiarze klimatycznym i ekologicznym, przekłada się to na to, że nasz los jako cywilizacji i gatunku również jest przesądzony. To mało odkrywcza teza, którą głosi wielu naukowców – przyrodników, jak choćby sam Guy McPherson, biolog ewolucyjny (który swoją drogą usunął mnie ze znajomych nie mogąc znieść mojego poparcia nie tylko dla energii jądrowej, ale również, a może przede wszystkim mojej odrobiny nadziei, że jakoś może wyjdziemy spod tego klimatycznego miecza Damoklesa). Teza ta jest mało odkrywcza, ale niestety prawdziwa z tego powodu, że to się po prostu musi tak skończyć. Cywilizacja oparta o spalanie paliw kopalnych, musi wedle znanych nam praw fizyki się ugotować wraz z ekosystemem, który zamieszkuje.

Fatum jest kategorią tragizmu. Życie ludzkie jest tragedią. To kolejne mało odkrywcze tezy. Ale Grecy w tym tragizmie zachowują się nader pragmatycznie. Mówią – choćby to wszystko było zaplanowane, ukartowane, rzućmy wyzwanie Persom, rzućmy wyzwanie Bogom, rzućmy wyzwanie Losowi, rzućmy wyzwanie Fatum. Rzućmy mu/im naszą pogardę zmieszaną z szacunkiem. (Doprawdy o tym jest „Mit Syzyfa” Alberta Cumusa i o tym jest również „Dżuma”). Grecki tragizm przeradza się w pewne egzystencjalizmy setki lat później.

Grecki stosunek do Fatum jest w mojej ocenie jedną z niewielu nieschizofrenicznych postaw etycznych, pozwalającą uniknąć depresji, neurozy, psychozy, cierpienia, ale przede wszystkim pozwalającą działań pragmatycznie. Uznanie klęski jest bowiem warunkiem zwycięstwa. Moralnego w pierwszym rzędzie, ale jest również podwaliną zwycięstwa faktycznego. Ponieważ zarzuca mi się „doomizm”, odpowiadam – Grecy byli w tym sensie „doomistami”, którzy rzucali wyzwanie i pogardę Zagładzie. Ostatecznie również o tym mówi znany esej Leszka Kołakowskiego „Pochwała niekonsekwencji”.

Nasza umierająca już kultura i cywilizacja wygenerowały tymczasem w mojej ocenie głęboko schizofreniczny pogląd, jakoby zakładanie sukcesu było czymś „pozytywnym”. Pogląd ten jest w mojej ocenie jednym z zasadniczych filarów klęski tej kultury i będzie również warunkiem wystarczającym klęski zmagań z klimatem, ponieważ jego nieprawdziwość jest tak oczywista, że nikomu nie chcę się kiwnąć palcem, aby robić cokolwiek. Dlatego nie będzie żadnych redukcji konsumpcji zużycia energii, zmian świadomości i tym podobnych rzeczy (pomijając, iż są one całkowicie niezgodne z wiedzą o przyrodzie – przyroda nigdy nie ogranicza się sama – przyrodę ograniczają jedynie granice ekosystemu).

Mając wiedzę o tym tragizmie i determinizmie, a jednocześnie odrzucając ją, pozostajemy schizofrenikami, którzy jedyne co mogą zaoferować klimatycznej zagładzie, to para-religijne ruchy ekologiczne i różne wersje „de-wzrostu”, które w historii już przerabialiśmy (nieintencjonalnie) i które zawsze kończyły się tak samo – tragedią masowych zbrodni. Systemy zmuszające ludzi do „mniej” zawsze były systemami totalitarnymi.

Na IV Forum Przyjaciół Drzew we Wrocławiu (które chcę omówić w odrębnym wpisie),  zupełnie niechcący powiedziałem coś, co rozbawiło uczestników. Opisując naszą sytuację, użyłem słów – że oto mamy taką „stoicką apokalipsę na wesoło”. Róbmy co się da w jej obliczu z uśmiechem i radością. Bardzo się to ludziom spodobało i nikt nie uznał mnie za pesymistę. Udało się nawet dość wstępnie uzgodnić konkretne działania w zakresie zmian w ochronie przyrody w Polsce. Wierzę, że będziemy pracować dalej.

forum_przyjaciol_drzew@2019.jpg

Czym jest greckie Fatum? Uwolnieniem od schizofrenii naszej kultury. Uwolnieniem od lęku. Nadzieją bez nadziei, drżącą ziemią, którą czują żołnierze Leonidasa, kiedy maszeruje w ich kierunku potężna armia Persów. Ale też pracą doktora Rieux, ratującą to, czego się nie da uratować. Czasami się nie da, a czasami, pośród rozpaczy pojawia się promień słońca, pojawiają się Mustangi P51 i amerykańska kawaleria. Pojawia się naukowiec odkrywający szczepionkę, a może ten, który zatrzyma palącą moc słońca.

W czym wyraża się moja postawa etyczna wobec katastrofy? W dobrze skądinąd znanym poemacie Alfreda Tennysona „Ulysses”. (że lubię Dylana Thomasa i go nadużywam, to czytelnicy już wiedzą). Wypadałoby przytoczyć go w całości, ale ograniczmy się do słów najważniejszych:

Wszystko zamyka śmierć. Nim koniec przyjdzie,
Można dokonać dzieł szlachetnych wielu,
Dzieł godnych ludzi, którzy się zmagali
Z Bogami. Właśnie światło gra na skałach,
Gaśnie dzień długi. Księżyc pnie się wolno.
W krąg słychać głębin jęk. Hej , przyjaciele,
Nie jest za późno na poszukiwanie
Nowego świata! Odbijcie od brzegu
I w bruzdy dźwięczne uderzcie! Bo celem
Moim żeglować poza słońca zachód,
Pod gwiazd ulewą – potąd aż nie umrę.
A może ściągną nas na dno otchłanie,
A może statek dotknie Wysp Szczęśliwych
I jak za dawnych lat ujrzym Achilla.
Choć dużo sczezło, sporo pozostało,
I choć nie mamy tylu sił, co dawniej,
By niebo wzruszyć i ziemię – jesteśmy
Sobą w serc spójni heroicznej, które
Los sterał; wola w nich wciąż silna – każe
Walczyć i szukać – i nie ustępować.

Dodam jeszcze, że pracuję nad książką, która powinna wiele wyjaśnić, jak widzę sprawy, i powinna być nieco bardziej analityczna. Piszę to dla porządku i informacyjnie, bo nie uważam, aby pośród tylu koncepcji ratowania sytuacji klimatyczno-przyrodniczej, mogła ona wnieść coś nowego, coś co kogokolwiek zainteresuje. Ale ktoś może po nią sięgnie, co z pewnością będzie miłe dla autora. Wierzę, że jeśli Fatum pozwoli, ukaże się w przyszłym roku.

Czy jestem doomistą, to już ludzie i czytelnicy muszą ocenić sami.

 

____________

Zdjęcie – mem ilustrujące tekst zrobił mój przyjaciel z FoTA4Climate, ale też przyjaciel w ogóle – Filip Matusiak po IV Forum Przyjaciół Drzew.

Zdjęcie z Forum Przyjaciół Drzew 2019, które tym razem odbyło się pod hasłem „Klimat dla drzew – drzewa dla klimatu” również zrobił Filip Matusiak. To panel z udziałem autora „Sekretnego życia drzew” Petera Wohllebena, dr Marzeny Suchockiej, dr Beaty Pachnowskiej, dr. inż. Piotra Tyszko-Chmielowca oraz pisarza, poety i aktywisty Michała Książka (moderacja Aleksander Gurgul).

3 myśli w temacie “Stoicka apokalipsa na wesoło

  1. Andrzej, bardzo czekam na Twoją książkę. Odebrałem Cię przede wszystkim jako człowieka wrażliwego i świadomego ogromu wyzwań, które stoją przed każdym człowiekiem. Jak powiedział dr hab. prof. nadz. Krzysztof Świerkosz – bez względu na to, co będzie, będzie inaczej. Kryzys klimatyczny, kryzys nadkonsumpcji i przede wszystkim kryzys wartości ludzkich trwa w najlepsze. Czy uda nam się wypracować działania, które coś zmienią? Musimy walczyć do końca. Serdecznie pozdrawiam. 😉

    Polubienie

Dodaj komentarz