Mona Lisa jest przypadłością życia

Patrzenie na problem katastrofy klimatycznej z punktu widzenia kultury jest nieporozumieniem, które już kosztuje nas bardzo wiele, a w najbliższej perspektywie będzie kosztować wszystko. Głosicielom tego unicestwiającego klimatyczne działania poglądu wydaje się (jak mi się wydaje), że zmiana kulturowa to coś w rodzaju tego, że w tym roku nosimy sukienki długie, a krawaty wąskie, a w następnym sukienki krótkie, a krawaty szerokie i że można to dowolnie kształtować.

Pogląd ów (wielka przemiana człowieka i ludzkości o charakterze przemiany kulturowej), ma wszelkie cechy religii. Co zabawne zresztą, to mimo tego, że głoszą go przeważnie zdeklarowani ateiści, a w najlepszym czy najgorszym razie agnostycy, to w widoczny sposób zbliża się on do chrześcijaństwa i zdaje się być jego nową, nieuświadomioną odmianą.

Tymczasem wielka przemiana w dziejach ludzkości, nie nastąpiła nigdy, bo mimo zatruwających myślenie i działanie nazw (feudalizm, kapitalizm, socjalizm, liberalizm), rozwój był zawsze jednokierunkowy i polegał na zwiększaniu liczby ludzi, przy jednoczesnym zwiększaniu konsumpcji i udogodnień życia (ich rozdział bywał różny, ale nie miał i nie ma znaczenia z punktu widzenia ogryzania planety do kości).

Innymi słowy, życie działało jak życie. Gatunek przekraczający granice ekosystemowe i ograniczenia narzucane przez naturę „rozwijał się”, a po drodze pojawiały się i pojawiają różne formacje czy sposoby rozwoju. Miejscowo powstawały (owszem) „systemy” pasywno-ekstensywne, ale zawsze ginęły pod naporem systemów aktywno-intensywnych, czego najlepszym przykładem są Chiny, którym przejście od względnej pasywności do hiperaktywności zajęło tylko kilka setek lat.

Dwie charakterystyczne cechy owego myślenia, to mające (jak mi się wydaje) charakter petitio principi, założenie intencjonalnych pierwszych poruszycieli „złych systemów” (kapitalizmu, neoliberalizmu etc.) i samo już przyjęcie, że „złe systemy” są kształtowane (w jakiś sposób) intencjonalnie. Te, w mojej ocenie nie tylko fałszywe, ale w pewien sposób obłędne założenia, unicestwiają to co robimy z klimatem już na samym początku, bo prowadzą do nieustannego powrotu do tego, żeby zmieniać pierwszych poruszycieli „zła” i żeby zmienić… co? Intencje? Nie używajmy znienawidzonego pojęcia natury ludzkiej i natury w ogóle.

Jak już te założenia przyjmiemy, wszystko idzie utartym torem, wyodrębnione i nazwane zło  – „systemy promujące chciwość i narzucające ludziom konsumowanie ponad miarę”, stają się strukturami, których złożoności i przyczyn (biologiczna chęć rywalizacji, dominacji, przywiązanie do przedmiotów i artefaktów) nie trzeba już rozważać. Można powtarzać jak mantrę – musimy zmienić system, zmiana technologiczna nie wystarczy! Prócz dobrego samopoczucia nawołujących, nic się jednak nie zmienia. Inercyjna ludzka masa nie chce przestać podróżować, otaczać się artefaktami, budować pałace i jeść steki.

Zadajmy sobie pytanie, jak duży musiałby być spadek aktywności ludzkiej, aby miało to przełożenie na poddającą się prawidłowościom raczej matematycznym, niż kulturowym, anihilację biosfery i klimatu, dokonującą się na naszych oczach? Covid-19 urwał 7% z emisji i nic z degradacji biosfery (miejscami nawet przyspieszyła). Przyjmując, że zredukował aktywność o 10% dokonał jednocześnie daleko idących zaburzeń o charakterze społecznym.

W modelu wielkiej kulturowej przemiany, mówimy (jak się wydaje) o redukcji o 100% (niech będzie 80%), bo tylko taka ma jeszcze znaczenie dla klimatu i biosfery. Ludzie nabywający SUV-y w leasingu i latający na wczasy do Egiptu, mają się w tym modelu zajmować siedzeniem na ganku, czytaniem nowości wydawniczych, roztrząsaniem nowinek świata postępu, do sklepu podróżować rowerem i żywić się z małej permakulturki pod Warszawą napędzanej prądzikiem z działających trzy godziny dziennie paneli i wiatraków. Jaką przemoc, lub jaką ilość substancji psychoaktywnych trzeba im zaaplikować, aby chcieli to robić? Jaka edukacja uczyni z wielkich miast permakulturowe komuny? Ile mamy ziemi na ten nowy wspaniały świat?

W tym pisanym na kolanie wpisie, nie chcę podawać rozwiązań, choć kilka sam promuję. Również, nie uważam, żeby mogła nas uratować tylko zmiana technologiczna. Uważam natomiast, że nurt „kulturowy” odnoszenia się do katastrofy, jest nurtem kryptoreligijnym, opartym w swojej podświadomości na niechęci do technologii, jako uniemożliwiającej realizowanie się postulatów o charakterze ostatecznie religijnym – zmieńcie się, bo zginiecie (oby technologia nas nie wyzwoliła, bo się nie zmienimy, a to jest nieakceptowalne)!

Jako taki pozostaje jedną z najważniejszych rozrywek schyłkowego antropocenu, w zasadzie bez przełożenia na praktykę działania. Przemiana człowieka nigdy nie nastąpiła i nigdy nie nastąpi, bo i życie nie zmienia się nigdy, choć przybiera różne formy. Bakterie na planecie oddalonej o miliony lat świetlnych, za miliony lat będą miały ten sam problem (i zapewne miały w innych częściach kosmosu). Nieuznawanie jego natury jest dziś zasadniczym, neurotycznym elementem marazmu (schyłkowego) antropocenu. Mona Lisa jest przypadłością życia, podobnie jak kapitalizm czy komunizm.

Zdjęcie: Pixabay.

4 myśli w temacie “Mona Lisa jest przypadłością życia

  1. Podobne wnioski wyciągnęłam podczas oglądania serialu na Netflixie, do którego zachęcił mnie mój partner. Przedstawia on losy ludzkości w odległej przyszłości, gdzie można zmieniać sobie ciała, które nazywane jest w tej rzeczywistości powłoką. Pada tam świetna kwestia narratora, że pokój na świecie jest niemożliwy i nie leży w „ludzkiej naturze”. Chciałabym jednak zapytać Cię o inną rzecz, bo w innej, mniejszej skali ludzie jednak się zmienili. Dziś np. bicie dzieci jest passe (i słusznie), kobiety mają prawa wyborcze oraz dostrzega się zło przemysłowych hodowli. Czy to nie są wg Ciebie zmiany zasługujące na uwagę? Czy może moje pytanie nie jest związane z tematem?

    Polubione przez 1 osoba

    1. Pozwolę sobie skomentować to pytanie. Te zmiany zasługują, ale nie przybliżają nas do redukcji emisji i zmniejszenia nacisku na biosferę. Warto zauważyć ze hodowle przemysłowe to sprawa ostatnich 30 lat, kwestia zaś (nie) bicia dzieci, bardzo ważna wychowawczo, to w skali świata to margines, drobiazg. dotyczy tych miejsc gdzie i tak dzieci jest niewiele. Kryzys klimatyczny i środowiskowy jest kryzysem natury fizycznej. Tak długo jak na masowa skale NIE wprowadzamy rozwiązań szybkiej dekarbonizacji i „posunięcia się” żeby zrobić miejsca biosferze, tak długo takie sprawy, choć same w sobie ważne i piękne, raczej odwracają uwagę od problemu dając nieuzasadnione nadzieje na przyszłość niż przyczyniają się do jego rozwiązania.

      Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz