Jeśli nasza cywilizacja dotrwa do połowy wieku, to być może kolejne pokolenie zastanawiać się będzie jak gatunek potrafiący umieścić superkomputery w małych przenośnych urządzeniach, wysyłający ludzi na księżyc, korzystający z energii jądrowej, leczący raka, dokonujący modyfikacji genetycznych i tym podobnych rzeczy, nie zdołał pojąć prostych chemicznych reakcji definiujących jego zagładę.
Jerzy Buzek – (podaję za Wikipedią) polski polityk i inżynier, profesor nauk technicznych. W latach 1997–2001 poseł na Sejm III kadencji oraz prezes Rady Ministrów, w latach 1998–2001 przewodniczący Komitetu Integracji Europejskiej, od 2004 poseł do Parlamentu Europejskiego VI, VII, VIII i IX kadencji, w latach 2009–2012 jego przewodniczący. Kawaler Orderu Orła Białego, specjalizujący się w zagadnieniach takich jak ochrona środowiska, procesy chemiczne w inżynierii ochrony środowiska, wymiana masy o odchodzeniu od węgla w tekście PiS kreuje fikcyjne zagrożenia Z Jerzym Buzkiem rozmawia Jakub Bodziony na łamach „Kultury Liberalnej” mówi tak:
Kluczową sprawą dla Polski powinno być zabieganie o środki z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji na finansowanie energetyki gazowej. To pozwoli nam szybko i w kontrolowany sposób odejść od węgla.
Całość artykułu w linku:
PiS kreuje fikcyjne zagrożenia
Tymczasem reakcje chemiczne spalania węgla jako metanu i węgla jako węgla wyglądają następująco:

Co prawda metan przy takiej samej ilości uzyskanej energii daje około 60% emisji CO2 w stosunku do emisji z węgla jako takiego, ale ciągle są to potężne emisje, do których dochodzą jego permanentne wycieki i dodatkowe emisje w transporcie i wydobyciu (a ma jeszcze większe właściwości cieplarniane od węgla).
Jest mi głupio te fakty w tym miejscu przywoływać. Głupio mi mówić, że spalanie węgla z węgla i węgla w gazie kończą się tym samym – potężnymi emisjami dwutlenku węgla do atmosfery i oceanu. Ten spalony węgiel (z węgla i z gazu) już jako dwutlenek węgla powoduje ocieplanie się ziemskiej atmosfery i zakwaszanie oceanu zabijając w dwójnasób znajdujące się tam życie (zaburzaniem biochemii organizmów i powodowaniem wzrostu temperatury). Głupio mi to tłumaczyć ekspertowi w zakresie procesów chemicznych w inżynierii ochrony środowiska.
A jednak ktoś musi to robić, bo językowa kalka „odchodzenia od węgla” zabija klimatyczne działania na całym świecie. Utożsamianie „odchodzenia od węgla” z odchodzeniem od spalania węgla kamiennego i brunatnego, z pominięciem tego spalanego jako metan czyli gaz ziemny (zwany ostatnio również na gruncie języka polskiego naturalnym) nas wykończy.
Ten prosty humbag będzie przyczyną naszego upadku. Niektórzy stosują go cynicznie, niektórzy z niewiedzy, niektórzy w owczym (a dokładniej małpim) pędzie powtarzania jeden za drugim, a jeszcze inni jako akwizytorzy 100% KOZE (kopalno-odnawialnych źródeł energii).
„Odchodzenie od węgla” nie jest nam w tej groteskowej nonsensownej wersji do niczego potrzebne, nie jest na potrzebne zamykanie kopalń, blokowanie statków z węglem. Musimy zatrzymać spalanie węgla w jakiejkolwiek formie, inaczej możemy jako cywilizacja nie przetrwać do połowy wieku. Do połowy wieku może nie przetrwać znane nam życie na Ziemi.
Im dłużej będziemy powtarzać ten nonsens obudowany stawianiem artefaktów OZE, za parawanem których spala się w ogromnych ilościach węgiel z węgla, węgiel z ropy i węgiel z gazu, tym szybciej będziemy dobijać klimat i biosferę. Każdy, kto do owego nonsensu przykłada rękę, współuczestniczy w największym humbagu w dziejach. Oczywiście gaz jest nam potrzebny, OZE są nam potrzebne, ale nie jako maszyna energetyczna 100% KOZE, bo ta maszyna będzie przyczyną naszego upadku. Potrzebujemy dużej ilości energii jądrowej, rozsądnego stosowania OZE, rozwijania technologii wodorowych i forsownej efektywności energetycznej. Gaz nie jest przyszłością. Określaniem go mianem paliwa przejściowego jest farsą, bowiem przejście prowadzi tylko do jednego miejsca, zwanego w naszej kulturze Hadesem.
Wywiad w „Kulturze Liberalnej” ilustruje zdjęcie ze znanym hasłem „Nie ma planety B”. Podobnie jak językową kalkę o „odchodzeniu od węgla” powtarza się je nieustannie, z dezynwolturą i uśmiechem gotując Planetę A w węglu, gazie i ropie sprzedawanych społeczności międzynarodowej pod płaszczykiem odnawialnych źródeł energii. Okrasza się to wszystko pleceniem o jeżdżeniu na rowerach niejedzeniu mięsa (skądinąd istotnych sprawach) „sprawiedliwości klimatycznej”, „nowym zielonym ładzie” „gospodarce o obiegu zamkniętym” itd. itp. Zwalczanie jedynego źródła energii, które na większą skalę coś może zmienić, czyli energetyki jądrowej jest w tym kontekście wisienką na torcie nonsensu. Powielany w milionach tekstów, wypowiedzi, materiałów prasowych, nonsens ów definiuje naszą przyszłość.
Jedynie zawartość gazów cieplarnianych w atmosferze rośnie nie oglądając się na owe koszałki-opałki.
Na zakończenie powtórzę – odchodzenie od węgla z węgla i przychodzenie do węgla z metanu, nie jest, o ile moja skromna wiedza chemiczna mnie nie zwodzi odchodzeniem od węgla. Sam węgiel jest tu mało istotny. Istotny jest produkt jego spalania – dwutlenek węgla. Trzycząsteczkowy gaz ma bowiem duże właściwości cieplarniane. Powoli, acz nieubłaganie zabija on życie na naszej niewyobrażalnie i bezsensownie pięknej planecie.
I nigdy bym nie pomyślał, że ja, ledwie do stu umiejący zliczyć, będę to musiał tłumaczyć utytułowanemu naukowcowi i politykowi. Jeśli naplotłem bzdur, to proszę o stosowny feedback.
Zdjęcie: Pixabay.