Nie zmieniajmy systemu, czyli między bytem a powinnością

Historia ekspansji Homo sapiens, ekspansji ludzkości to historia powiększania obszarów i aktywności ludzi. Upadek każdego imperium, każda z rewolucji (nawet komunistyczna) były wyrazem dążenia do włączania coraz to większych mas ludzkich w coraz to większą aktywność. Innymi słowy, nie było w dziejach świata przemiany kulturowej, społecznej i gospodarczej, która cokolwiek by ograniczała.

Wołanie w sytuacji klimatycznego terminalnego kryzysu o zmianę tego stanu rzeczy, o zmianę naszej biologicznie i ewolucyjnie uwarunkowanej natury (czy behawioryzmu) jest przeciwskuteczną mrzonką i nie pozwala nam ruszyć z miejsca w klimatycznych zmaganiach.

Ponowoczesność w opozycji do filozofii klasycznej bardzo mocno uderzyła w rozróżnienie między tym, co jest, a tym, co być powinno. Pomijając całkowitą oczywistość, iż to jeden z podstawowych problemów filozoficznych, to przełożenie owej niemożności rozróżnienia zaszło już tak daleko, że większość dyskursów obraca się już tyko w obszarze powinności, w całkowitym oderwaniu od doświadczenia. Innymi słowy – empiryczne oczywistości, są dla ludzi oburzające i jako takie nie są faktami. Faktami jest tylko to, co uważamy, że powinno być faktem.

Tego typu „powinnościowym faktem” (contradictio in adiecto zamierzone) jest na przykład wiara w to, że tak zwane odnawialne źródła energii prowadzą do dekarbonizacji gospodarki i usług publicznych. Tymczasem nie trzeba być inżynierem, żeby po 10 godzinnym kursie przeprowadzonym we własnym zakresie, z ołówkiem w ręku policzyć, że tak zwane OZE nie istnieją bez węgla i gazu, i że bez wsparcia energii jądrowej, są tylko atrapą zieloności przesłaniająca karbonizujące atmosferę elektrownie węglowe i gazowe. Ale skoro tak być powinno, to wielu ludzi uznaje opcję 100% OZE za konieczny fakt do którego osiągnięcia należy dążyć, choć jest on tak samo nieosiągalny, jak budowa perpetuum mobile. Życzliwie w tym miejscu pomińmy fakt, że choć wiatr i słońce są „nieskończone i odnawialne”, choć i to jest „prawdą” tylko w pewnym zakresie, to urządzenia przechwytujące i magazynujące ich energię (w stopniu całkowicie niewystarczającym) są robione z kurczących się zasobów, a do tego niezwykle nieefektywne. Mówię o tym na marginesie, ponieważ dekonstrukcji niezwykle niebezpiecznego mitu 100% OZE chciałbym dokonać obszerniej w innym miejscu.

Mit o zmianie systemu, świadomości i nawyków jest daleko bardziej niebezpieczny. Ale o ile mit 100% OZE upadnie w ciągu kilku lat, jako niewydolny energetycznie i nieprowadzący do dekarbonizacji (choć OZE z energią jądrową robiłby to skutecznie, ale to już inna maszyna energetyczna), to mit o zmianie systemu i świadomości, może nam towarzyszyć do samego końca. Mit ten głoszony jest przez środowiska zielono-lewicowe na całym świecie, został – niestety – podchwycony przez dwie najbardziej znane dziś figury klimatycznych zmagań, to jest Alexandrię Occasio-Cortez i Gretę Thunberg. Obydwie wychodzą z założenia, że skoro obecny system doprowadził nas do takiego, a nie innego stanu rzeczy, należy go zmienić. Oczywiście nie do końca wiemy, o jaki system chodzi, nie wiemy również, na czym owa zmiana miałaby polegać, kto i co miałoby ową zmianą sterować, ale skoro uznaliśmy, że tak być powinno, to ów kolejny mit wchodzi do sfery faktów.

Odrzucenie całej wiedzy o ludzkości i człowieku, poszczególnych ludziach, dla których niezwykła aktywność jest ich istotową biologiczną cechą, odrzucenie całej tej narzucającej się faktyczności, ma tak miażdżącą siłę, że wypowiadane z niebywałą emfazą klimatyczne i ekologiczne niedorzeczności Alexandrii Occasio-Cortez, stają się najlepszym przemówieniem świata. Podobnie jak coraz to bardziej wątpliwe przeciwstawienie niewinnych dzieci dorosłym, którzy „robią to coś Ziemi” w wydaniu Grety Thunberg. Skoro powinno  być tak, że nie jeździmy samochodami, nie latamy samolotami, nie jemy mięsa i nie oddajemy się kompulsywnej konsumpcji, to jest to faktem. Ludzie nie są „takimi” istotami. To narzucony im system ich do tego doprowadził.

Tymczasem byt jest inny. Jedyną drogą ratowania sytuacji jest wykorzystanie do klimatycznych zmagań naturalnej ludzkiej ekspansywności. Porzucenie wiary w zmianę systemu. Ten ostatni częściowo zmieni się sam, kiedy, jak to ładnie opisuje raport IPCC, ekosystemy przestaną świadczyć nam usługi. A przestaną już za chwilę. To zresztą również nie tyle zmieni system (w istocie on nie zmienił się nigdy, zawsze był jedynie rozwojem aktywności i ekspansji), co ilościowo go ograniczy.

Podsumowując, wyjścia z klimatycznego kryzysu, o ile ono jeszcze istnieje, co jest wątpliwe, trzeba szukać w sferze bytu, nie powinności. Ludzie są agresywni, ekspansywni i się nie zmieniają. Nic i nigdy ich jakościowo nie zmienia, tak jak nic nie zmienia jakościowo mrówek, małp, słoni, wielorybów, bakterii i sinic. Znają tylko ekspansję, jak wszystko co żyje. Trzeba porzucić mrzonki o 100% OZE, o zmianie świadomości i systemu, i zająć się konkretnymi działaniami mitygacyjnymi w ramach systemu, nie zapominając o jego możliwych korektach w ramach prawa. Bo niektóre na pewno istnieją.

Wołająca o odrzucenie nadziei Greta, daje ją w sposób uwikłany – będzie dobrze, o ile zmieni się system. U schyłku dziejów pytanie o to, czy jakio pierwszy umrze mit 100% OZE, czy mit o zmianie systemu, staje się pytaniem akademickim, a – z innej perspektywy – pytaniem indyków przed niedzielnym obiadem. Mimo to, im szybciej odejdziemy od tych mrzonek, tym bardziej wzrosną nasze szanse na przetrwanie, choć i tak oceniam je na mniejsze niż 5%.

5 myśli na temat “Nie zmieniajmy systemu, czyli między bytem a powinnością

  1. Ekspansję zarzuciliśmy de facto z końcem programu „Apollo”. W ograniczonym świecie nie ma miejsca na nieograniczoną ekspansję. To ograniczenie czysto fizycznie, nie do przekroczenia. Teraz pozostaje albo zmiana swojej natury (bardzo trudna i mało prawdopodobna, lecz fizycznie możliwa), albo odejście w niebyt z zostawioną po sobie „spaloną Ziemią”. Twierdzenie że ludzie nie zmienili swojej natury przez lata nie jest prawdziwe, Kultura znacznie nas zmieniła, potencjał zmiany jest. Problem w tym, że nie wiemy jak go uruchomić….

    Polubienie

    1. Myślę, że co innego rozumiemy przez zmianę i nadajemy inne znaczenia pojęciom. Ekspansja jako chęć otaczania się coraz to nowymi przedmiotami i poszukiwania nowych doznań nie ustaje. I stąd się tę bierze dramat, bo ta literalna ekspansja kończy się właśnie z programem „Apollo”. To jest trafnie przywołane. Egzystencjalny kryzys, w jakim się znaleźliśmy wynika właśnie z tego, że nie może się dokonywać rzeczywista ekspansja (ograniczenia) fizyczne, dlatego przeniosła się w sferę kompulsywnej konsumpcji, rzeczywiście niebezpiecznej. Dlatego nauka musi znaleźć nowy program „Apollo”. To już pewnie niewykonalne, wiem. Ale to nasza ostatnia nadzieja.

      Polubienie

  2. Otaczanie się nowymi przedmiotami nie jest (w pewnych granicach) problemem, Problemem jest coraz więcej coraz bardziej kosztownych (systemowo) przedmiotów. Teza o sinicach e.t.c. jest fałszywa.Bioróżnorodność i biomasa w całej historii naturalnej planety wzrastały (z wyjątkiem epizodów wielkich wymierań gdy następowała częściowa ich redukcja. My odwróciliśmy tę naturalną tendencję wzrostową do utrzymania jeszcze przez co najmniej setki milionów i zapoczątkowaliśmy wymieranie o tempie bez precedensu w historii naturalnej. Burzymy podstawy piramidy na której czubku jesteśmy. Albo zostawimy co się da z tych podstaw, albo po nas, razem z piramidą. Bo ekspansje poza piramidę zatrzymaliśmy i szybko jej nie uruchomimy.

    Polubienie

    1. Ograniczeniem dla każdego gatunku są tylko ograniczenia fizyczne, dopóki ich nie napotka nie spowalnia rozwoju. Tak samo jest z ludźmi. Problem jest taki, że są na tyle inteligentni, że mogą dokonywać niebywałego przekształcania rzeczywistości. W pewnym sensie nieodwracalnego. Tak inteligentna małpa musi z definicji się unicestwić. Bo nie ma żadnej władzy nad swoją inteligencją. Nie ma żadnych narzędzi takiej zmiany. Można w akcie rozpaczy próbować przekierować aktywność. Ale stłamsić się jej nie da. Dla ludzi to gorsze niż śmierć. Zgodnie z teorią gier, która jest teorią adekwatną, gracze grają tak jak grają, bo inaczej ich obywatele nie wybiorą ich na władców. Nie mogą grac inaczej. Nie ma innych władców. Władca który mówi – graniczcie się – nie istnieje. W klimatycznej rozpaczy można szukać rozwiązań jedynie w obrębie ludzkiej dynamiki i specyfiki zachowań. Nie ma czegoś takiego jak ograniczający się człowiek. Byt nieistniejący. Dlatego mamy do czynienia z dramatem.

      Polubienie

  3. Myślę, że ta ekspansja wynika m.in. z niezapokojenia. Gdyby człowiek był spełniony fizycznie, intelektualnie i duchowo, to prawdopodobnie poprzestałby na małym. Problem, że zaspokojenie jest deficytowe, powiedziałbym, że jest nawet dżuma niezaspokojenia. Prawdopodobnie jest to jakiś niejasny mechanizm redukcji populacji, np. w kryteriach doboru w pary, o czym decydują raczej kobiety. Może biologicznie gatunek już przygotowuje się do ograniczonych zasobów przez ścisłą selekcję do rozrodu. System się zmieni, jeśli zmienią go decydeci, których znowuż wybierają masy. Więc jednostka nie może wiele, ale może zagłosować mądrze.

    Polubienie

Dodaj komentarz