Tożsamościowe groteskowe teokracje, z którymi mamy obecnie do czynienia w wielu miejscach świata, może przełamać już tylko adekwatna i pragmatyczna polityka klimatyczna, bo tylko ona konsumuje dziś niemal wszystkie lęki i nadzieje.
Wbrew temu, co się mówi, ludzie nie chcą już tępego „rozwoju” polegającego na budowaniu cmentarno-sportowej infrastruktury dorabiającego nielicznych i utrzymującego sztucznie „wzrost”, tylko punktowych inwestycji dostosowujących świat do głębokiego kryzysu na wszystkich poziomach. Nie za bardzo interesuje ich również wizja nowego społeczeństwa postępu, zawieszona w próżni, bez realnego inżynieryjno-technicznego przekształcenia świata.
Mówiąc o polityce klimatycznej nie mam naturalnie na myśli jej millenarystycznej wersji zbudowanej przez niemogące wyjść z etapu dzieciństwa (nie tylko w sensie wieku biologicznego) ruchy i partie, szczególnie te europejskie, czy mające swoje źródła w Europie czy Ameryce Północnej, a o pragmatycznym zarządzaniu kryzysowym, uwzględniającym utrzymanie i rozwój energetyki jądrowej z rozsądnym udziałem OZE, budowanie faktycznych rozwiązań efektywności energetycznej, utrzymanie i restytucję przyrody na ogromną skalę i daleko idące przemiany w rolnictwie i hodowli i modelu konsumpcji płodów rolnych, co winno być połączone z rozsądnymi postulatami społecznymi, jak na przykład ze skróceniem czasu pracy, a także przemyśleniem funkcjonowania służby zdrowia i bezpieczeństwa, również tego militarnego.
Myślę o tym głośno, bo kiedy patrzę na zmagania Strajku Kobiet miotającego się w wewnętrznie sprzecznych roszczeniach rozkładających się od powrotu do „starego liberalnego” (co symbolizują tacy ludzie jak Michał Boni czy Barbara Labuda) po „nowe progresywne” nieoparte wszak na żadnej koncepcji technologicznej, czy techniczno-organizacyjnej, a na bajkowym „niech się stanie!”, to widzę, że chyba nie tędy droga.
Być może mamy do czynienia ze schyłkiem i być może dlatego tak ciężko przeciwstawiać się różnym formom retroutopii, ale coś, do diabła, trzeba wymyślić! Coś, co uwzględni również potrzeby duchowe ludzi i jakąś ostateczną czy radykalną nadzieję, a nie tylko ułatwiane życia i spełnianie zachcianek, gdyż te są już z grubsza nie tylko spełnione, ale zaspokojone tak głęboko i dekadencko, że nie zostawiły miejsca na jakiegokolwiek autentyczne zmagania. Te ostatnie są z kolei najlepszym gwarantem szczęścia i redukcji lęku, jeżeli rozsądnie i bez zadęcia kieruje nimi państwo. A to głęboki, częściowo tylko uświadamiany lęk przed przyszłością generuje rozpad dotychczas dobrze działających rozwiązań społecznych, kierując ludzi w ręce lepiej lub gorzej zorganizowanych autorytaryzmów.
Innymi słowy – adekwatna polityka klimatyczno-przyrodnicza osadzona w politycznych i geopolitycznych realiach uwzględniająca potrzeby duchowe i tożsamościowe ma szansę dać rozsądną przemianę społeczną. Brane z sufitu sprawy społeczne, niemające oparcia w maszynie techniczo-biologicznej, która może być ich podłożem, nie mają szans powodzenia i spowodują kolejne rozsypanie się ruchu sprzeciwu, po którym pewnie pojawi się jeszcze gorsza wersja autorytaryzmu czy faszyzmu czasów schyłku, względnie zupełny rozkład.
Tak myślę, Strajku Kobiet!
Oczywiście zgadzamy się, co do tego, że dla przyszłości ludzkości kluczowe znaczenia ma znalezienie sposobu na zatrzymanie procesu globalnego ocieplenia, oraz dewastacji świata przyrody. Zgadzamy się także co do tego, że na tej drodze musimy nie tylko zmienić technologię uzyskiwania energii, ale także trzeba radykalnie zmienić ludzki sposób na życie! Tylko zostaje otwarte pytanie: Jak to zrobić? Doszedłem do wniosku, że najpierw trzeba dokonać radykalnej rewolucji mentalnej i społecznej! Wielkie przemiany będzie można forsować, przeamując opór konserwatywnych elit finansowo-przemysłowo-politycznych jeżeli „żółte kamizelki” i kobiety będziemy mieli po swojej stronie. W tym kontekście „strajk kobiet” to jest ruch w dobrą stronę. Oby on się powiódł i wstrząsnął fundamentami naszego zabetonowanego mentalnie świata!
PolubieniePolubione przez 2 ludzi