Polityka i klimat, czyli dlaczego wbrew kalkulacjom ponownie zagłosuję na „Razem”

Pośród  polskich partii i ugrupowań politycznych, z perspektywy klimatu i biosfery, można wyróżnić kilka postaw, o których niżej. Tylko jedno ugrupowanie prezentuje postawę adekwatną, to znaczy widzi całość problemu i proponuje kompleksowe rozwiązania oparte na nauce. To ugrupowanie to Lewica Razem.

Dlatego, wbrew kalkulacjom politycznym, nastawionym na odsuwanie PiS od władzy (które rozumiem i które zasługują na aprobatę) poprę Razem. Nie ukrywam również, że ostatecznie o takiej a nie innej decyzji przesądziła znakomita Urszula Kuczyńska, która wprowadza do polskiej polityki jakość nie widzianą tam od wielu lat, a być może nigdy. Razem poparłem już wiele lat temu, o czym pisałem tutaj: Dlaczego zagłosuję na „Razem”

Było dla mnie nawet zabawne, jak wiele ze swoje aktualności zachował ów tekst (przynajmniej dla mnie). Dziś dodałbym do niego kilka uszczegółowień, które – gdyby „Razem” chciało wziąć pod uwagę, spragmatyzowałyby polityczny przekaz. Napisze o tym jeszcze na końcu, przechodząc teraz do meritum.

Postawy klimatyczne prezentowane przez polskie formacje polityczne (co nie różni ich od całego świata) oscylują od skrajnego denializmu klimatycznego (twarda prawica i narodowcy), przez łagodniejszy denializm klimatyczny (PiS, PSL) po różne formy świadomości problemu, tj. markowaną świadomość PO, Nowoczesnej i Wiosny Biedronia i pełną świadomość (Partia Zieloni i Lewica Razem).

Obserwacje wskazują na tym polu pewne paradoksy. Denialiści klimatyczni mogą się opowiadać za wybranymi adekwatnymi rozwiązaniami mitygacyjnymi (jak pozorowane poparcie dla energii jądrowej PiS), a markowani niedenialiści i prawdziwi niedenialiści stanowczo opowiadać przeciwko rozwiązaniom adekwatnym (odrzucanie energii jądrowej w programach Wiosny Biedronia i Partii Zieloni), względnie nie zajmować czytelnego stanowiska jak, standardowo, Platforma Obywatelska.

Tworzy się tu prawdziwy mętlik, bo dla PiS energia jądrowa jest w takim ujęciu maskowaniem spalania węgla, a dla niedenialistów forsowania mitycznej opcji 100% OZE, niezdolnej w sposób oczywisty do utrzymania znanej nam cywilizacji, co jest drugorzędne wobec faktu, że opcja ta wobec braku wydajnych, skutecznych i tanich rozwiązań magazynujących energię, opiera się na dalszym spalaniu paliw kopalnych. Węgiel jest w niej podmieniany gazem (a i to raczej w sferze deklaracji), który przy spalaniu rzeczywiście powoduje, że dwutlenku węgla powstaje mniej. Gazem i biomasą, o czym się nie mówi, a biomasa to przeważnie, po prostu drzewa i krzewy mielone na pellet.

W zasadzie prócz denialistów twardych i umiarkowanych (prawica, narodowcy, PSL), wszystkie pozostałe ugrupowania mają w swoich programach istotne elementy mitygacyjne, przywracanie przyrody, zatrzymanie wycinki drzew, w mojej ocenie drugorzędną walkę ze smogiem, elektryfikację transportu (moim zdaniem w obecnej wersji nierealną), zmiany w produkcji rolnej itd. itp. To bardzo dobrze, ale programy te są niepełne i wewnętrznie sprzeczne. O ile niechęć do rozwijania energetyki jądrowej jakoś się jeszcze broni, to deklaracje o jej likwidowaniu są literalnym nonsensem. Najbardziej skrajne stanowisko prezentuje tu Partia Zieloni, która literalnie chce odchodzić od energii jądrowej. W zaistniałej sytuacji można tylko ze zdumieniem pokiwać głową nad poglądem mitygacyjnym, który nakazuje nam pozbyć się tak silnej, bezpiecznej i relatywnie najmniej szkodliwiej dla środowiska broni.

Brak tu miejsca na wyjaśnianie szczegółów technicznych, dość powiedzieć, że problem klimatycznej i ekologicznej adaptacji, nie jest, jak usiłuje to przedstawić znaczna część ugrupowań, problemem w pierwszym rzędzie politycznym, a raczej mentalnym i inżynieryjnym przy równoważności obydwu elementów.

Nie jest również tak, że ważne jest tylko budowanie „polskiego atomu”. Ważna jest postawa Polski na arenie międzynarodowej w tej kwestii, bo globalne ocieplenie nie jest problemem lokalnym tylko globalnym. Wsparcie dla atomu w jednym  kraju, jest wsparciem dla atomu w innym. I odwrotnie.

I tak politycy i aktywiści, którzy chcą ratować brazylijską dżunglę przed prezydentem Bolsonaro, wycofują się rakiem pytani o zamykanie sprawnych, działających i bezpiecznych elektrowni jądrowych w Niemczech. Okazuje się, że tylko niektóre sprawy mitygacji i adaptacji są międzynarodowe. Brazylijska dżungla – TAK, niemieckie elektrownie jądrowe produkujące czystą nieemisyjną energię – NIE.

W tej ostatniej sprawie obywatelska inicjatywa FOTA4Climate, którą mam zaszczyt współtworzyć, zainicjowała list podpisany przez polskich naukowców, intelektualistów i aktywistów, w którym jako Polacy, zwracamy się do niemieckich sąsiadów, aby w tej katastrofalnej sytuacji zrewidowali swoją decyzję w tej sprawie. Z treścią listu można zapoznać się TUTAJ: Petycja w sprawie ratowania niemieckiej energetyki jądrowej w obliczu katastrofalnych zmian klimatu

A z odpowiedziami polityków różnych ugrupowań na poniższym video. Pytanie o list zadałem podczas Debaty II Kongresu Energetyki Obywatelskiej w Warszawie.

 

Odpowiedzi były następujące:
Prawo i Sprawiedliwość – NIE – będziemy budować własną elektrownię
PSL – nieobecne podczas zadawania pytania
RAZEM – stanowcze TAK
Tomasz Terlecki kandydat z list WIOSNA BIEDRONIA – NIE
Platforma Obywatelska – musi się zapoznać
PARTIA ZIELONI – stanowcze NIE

Jak widać, skrajna ideologizacja polityki klimatycznej przerasta daleko obiegowe polityczno-kulturowe spory o gender, aborcję, prawa osób LGBT i inne obiegowe tematy.

W takim ujęciu tylko Lewica Razem rozumie kompleksowo problem mitygacyjno-adaptacyjny, jako problem w pierwszym rzędzie inżynieryjny, w drugim społeczny i polityczny. Takie rozumienie jest narracyjnym przełomem i proponuje rozwiązywać problemy znanymi nauce skutecznymi środkami: EFEKTYWNOŚĆ ENERGETYCZNA + OZE + ATOM i (równolegle) OCHRONA I PRZYWRACANIE PRZYRODY (rewilding), W TYM NATURALNYCH PROCESÓW GLEBOWYCH + ZMIANY W PRODUKCJI ROLNEJ + ZMNIEJSZENIE PRODUKCJI MIĘSA + ZMIANY SPOŁECZNE. I to jest OK. Bez udziału energii jądrowej każda konstrukcja mitygacyjna wali się jak domek z kart. A sytuacja i tak jest skrajnie dramatyczna.

W Lewicy Razem wiele rzeczy politycznie i pragmatycznie mi nie odpowiada. Są to zresztą te rzeczy, które spychają ugrupowanie poniżej progów wyborczych, o czym częściowo pisałem już w przywołanym na wstępie tekście.

Brak już czasu na szczegółowe stanowisko, ale dość powiedzieć, że są to między innymi:
– błędne rozpoznanie zasadniczych antagonizmów społecznych i ostatecznie klasowych,
– błędne rozpoznanie problemów pracodawców i pracowników,
– mitologizowanie roli neoliberalizmu w dojściu do władzy ludowej kato-prawicy i (na horyzoncie) narodowców,
– przecenianie roli ekonomii w decyzjach wyborczych,
– przecenianie kwestii równościowych i antydyskryminacyjnych,
– błędne rozpoznanie przyczyn podstawowych problemów społecznych,
– błędne rozpoznanie zbiorowego imaginarium współczesnej Polski.

Owe błędy powodują tworzenie polityki mijającej się ze swoim celem. W polityce bowiem, czy tego chcemy czy nie, rozpoznanie sytuacji jest warunkiem sukcesu. Powyższe wady, znakomicie wyraża fantazmatyczny wywiad z Piotrem Ikonowiczem na łamach Krytyki Politycznej, w którym pośród szeregu trafnych uwag, znajduje się tak głęboki i zaburzający percepcję resentyment do liberałów, że niebezpiecznie zbliżający Lewicę Razem do demontującego demokratyczne państwo prawa PiS. Liberałowie są winni wielu zaniechań, ale uczynienie z nich pure evil laleczki voo doo jest błędem, bo odstręcza od Lewicy Razem pokaźna grupę wyborców takich jak ja, którzy widzieli potrzebę korekty neoliberalizmu, ale nie akceptują antyliberalnego populizmu. Jego odrzucenie jest w mojej ocenie koniecznym warunkiem przekroczenia przez Lewicę Razem czy samo Razem jakichkolwiek progów wyborczych w jakichkolwiek wyborach. Razem mogłoby to zresztą zrobić bez szkody dla swojej tożsamości, która w tym wydaniu staje się histeryczna i nieadekwatna. Wszystko to razem zdradza brak doświadczenia już nie tylko politycznego, ale również życiowego. Przełamaniem stereotypu jest tu Urszula Kuczyńska, w którą Razem musi inwestować. Powinna być ona dziś liderką ugrupowania. Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. A samo Razem powinno posłuchać głosu takich zgorzkniałych cyników jak autor niniejszego wpisu, co pozwoliłoby mu na szukanie jakiejś nowej polityki poza niewnoszącym nic do polityki, funkcjonalnie martwym, lewicowym postmodernizmem.

A zalety? Niewiele, ale jednak przeważają. Są to:
– ciągle świeżość
– ciągle odwaga
– dość dobre rozpoznanie problemów Unii Europejskiej, pomijających szereg istotnych czynników, ale póki co dajmy im spokój,
– elementy odejścia od rytualizacji debaty publicznej,
– adekwatna propozycja mitygacyjno-adaptacyjna i energetyczna oparta na nauce.

Ta ostatnia jest dziś warunkiem koniecznym jakiejkolwiek polityki. Jeśli nie uratujemy ekosystemów i nie zmitygujemy klimatycznej klęski, świat jaki znamy, świat prawa i demokracji rozsypie się w proch. Już dziś się rozsypuje. W tym sensie jakiekolwiek obietnice rozwoju czegokolwiek, czy poprawy sytuacji kogokolwiek są całkowitym fałszem.

Pozostaje pytanie o politykę i arytmetykę wyborczą. Uważam, że w tej konkretnej chwili historycznej pytanie to jest bezprzedmiotowe. Jeśli nie zmitygujemy klimatycznej i ekologicznej klęski, będzie po nas. Będzie po polityce. Pozostanie przemoc. Licząc się z utratą głosu, trzeba zatem poprzeć adekwatne narracje klimatyczne, licząc na to, że w dialektyce procesów historycznych i politycznych będą stanowić podłoże, na którym pojawi się nowa polityka nie oparta na skrajnej przemocy. Bo bez jakiejś przemocy czy przymusu może się nie obyć. A przede wszystkim bez ryzyka. Klimatyczny kryzys, o ile w ogóle możemy liczyć na jego zmitygowanie, nie może z istoty zostać przezwyciężony przez polityków i politykę w obecnym kształcie. Pozostaje wybór ludzi, którzy rozumieją grozę sytuacji i oferują adekwatne środki mitygacji. Dalsze brnięcie w bańkę – NIC SIĘ NIE DZIEJE – zdaje mi się być przygotowaniem gruntu pod nowe formy totalitaryzmu czasów schyłku.

Musimy już dziś budować środowiska, które będą gotowe na budowanie nowej polityki w czasach klimatycznej katastrofy. Ona zacznie się w ciągu kilku, może kilkunastu lat. Impas i marazm antropocenu może zostać przełamany (w mojej ocenie) jedynie poprzez sojusz zwykłych ludzi, naukowców, ekomodernistów i polityków spoza dyskursu stabilnej klimatycznie Ziemi. Przy takich przesłankach jakiekolwiek kalkulacje doraźne, tracą swoją ważność.

Dlatego w niedzielę, w wyborach do europarlamentu, poprę Lewicę Razem. O decyzji tej zadecydowała jej nowa, faktyczna liderka Urszula Kuczyńska, a niemal odwiódł mnie od niej jeden ze starych liderów, Piotr Ikonowicz. Co jeszcze mogę powiedzieć na koniec Lewicy Razem i Razem. Wybierzcie nowego króla – Brana i niech zostanie nim kobieta.

 

 

Dodaj komentarz