Więc jednak zatem, (ups, cholercia!) nie wierzycie w katastrofę

Nową strategią wyparcia katastrofy klimatycznej jest postawa następująca. Cytuję za Tomaszem Stawiszyńskim, który formułuje ją, bazując jak się wydaje na poglądach Michaela Schellenbergera, w sposób kanoniczny: Po prostu – nie czeka nas żaden punktowy, wielki, spektakularny koniec. Przeciwnie, zmiany klimatu to proces stopniowy, rozciągnięty w czasie, przebiegający na wielu poziomach jednocześnie i prowadzący do szeregu równoległych przeobrażeń, spośród których tylko część jesteśmy w stanie przewidzieć. Proces będący więc dokładnym przeciwieństwem tego, co zaprezentowane zostało w „Don’t look up”. (nowy amerykański film Adam McKay‚a, USA 2021 – przyp. mój).

Doprawdy? Film zabawa, a może nawet zabawka, film bezczelna i płytka metafora nie odzwierciedla DOKŁADNIE tego, co się wokół nas dzieje z katastrofą klimatyczną? Podnosicie te zarzuty serio?

(Nie uderzam tu absolutnie w Tomasza Stawiszyńskiego (czy Michaela Schellenbergera), którego dorobek cenię niezmiernie, ale nikt tego tak precyzyjnie nie sformułował, a nie chcę popełniać plagiatu).

Miałem pisać jeszcze jedną recenzję czy analizę filmu, ale jest to na tym etapie całkowicie już zbędne. Film może być największym gniotem świata (moim zdaniem nie jest), ale coś nam pokazał. Co? Że absolutnie, pod napływem jakichkolwiek faktów i danych nie jesteśmy (przynajmniej na tym etapie) zdolni do uznania istnienia terminalnego zagrożenia tak dla naszego gatunku, jak całości życia na Ziemi. Nie jesteśmy i już.

Wobec filmu powracają zarzuty o apokaliptyczność, doomizm i o… mało optymistyczne przesłanie (sic!) oraz odbieranie nadziei (sic!). Piszą to ludzie, zachwycający się w innych okolicznościach skomplikowanymi ponurymi, mrocznymi dziełami literatury i kina, którzy jeszcze do niedawna wychwalali pod niebiosa brak dydaktyzmu, moralistyki i tragiczne zakończenia odbierające wszelką nadzieję. Teraz ma je mieć ten amerykański, nieprawdziwy gniot, będący satyrą na kapitalizm, social media, amerykańskie społeczeństwo, przywiązujący zbyt dużą wagę do roli Ameryki, pokazujący w sposób przerysowany i nieprawdziwy naukowców (a przecież nauka tak nie wygląda!) itd. itp. Wszystko to formułuje się zupełnie serio pod adresem tego szkodliwego gniota, odbierającego nam nadzieję.

A przecież tyle wokół nas nadziei. Rosnące spalanie węgla, zamykanie atomówek, postępujący autorytaryzm (który jest już w zasadzie faszyzmem, a może nawet i totalitaryzmem schyłkowego antropocenu) kolejne rekordy ciepła morza i lądu, safetystyczne dyktaturki, znikające w piecach drzewa. Tyle wokół nas nadziei, a tu jakieś amerykańskie gwiazdeczki takie coś. No wiecie państwo!

Nie czeka nas żaden punktowy spektakularny koniec. Lód morski zniknie, będzie trochę cieplej, ale wszystko się jakoś ułoży. W żadnej mierze nie będzie to przypominać komety z amerykańskiego filmu, bo taka kometa rozniosłaby nas w pył w jedną chwilę, a my tu będziemy latami sobie na spokojnie odchodzić i jeśli ktoś chce nam odebrać nadzieję na spokojne odejście, to to jest doomizm i apokalipsa, która tak wiele razy w dziejach świata się nie sprawdziła. A przecież świat istnieje. My istniejemy. W międzyczasie coś się wymyśli i wcale nie będzie smutnego końca z wojnami, migracjami, głodem, faszystami u władzy, faszystami wokół nas i faszystami w nas.

Tego nie będzie i już! – powiedział Ryjek.

No, trochę żartuję. Przecież tak nie jest. Przecież traktujecie/jemy to zupełnie na serio.  

A na serio… Film wygląda trochę jak sklecony na szybko zapis zadania w szkole aktorskiej. – Na przyszły tydzień macie mi pokazać globalną katastrofę, ale nie całkiem bezpośrednio. Studenci (zdolni, trzeba przyznać) w to wchodzą, grają z emfazą, trochę się bawiąc, a ludzie od efektów specjalnych to ładnie obrabiają, a już po odtworzeniu zaimprowizowanych scenek pojawia się niesmak. To chyba prawda, co tu żeśmy właśnie odegrali i chyba różowo to nie wygląda. Ale, nie popadajmy w doomizm, wizje apokaliptyczne towarzyszą nam od zawsze i nigdy się nie sprawdzały, oglądajmy filmy precyzyjne, poważne, dające nadzieję i optymistyczne, nieukazujące ludzi jakimi oni są z ich słabościami i wzniosłościami, tylko z samymi wzniosłościami.  

Katastrofa nie będzie punktowym spektakularnym końcem.

Fot. Netflix.  

4 myśli na temat “Więc jednak zatem, (ups, cholercia!) nie wierzycie w katastrofę

  1. Dobry test, acz krótki, chciałoby się więcej. Nie mniej jednak sedno jest smutne. Społeczeństwo głupieje szybciej niż jesteśmy je w stanie wyedukować, a misterna sieć naczyń połączonych współczesnej ekonomii wydaje się być nie do rozplątania. Social media (i media w ogóle) to w zasadzoe tylko ukoronowanie umiłowania głupoty, które, zaryzukuję stwierdzenie, głęboko jest wpisane w DNA Homo Sapiens. Ot taka ironiczna dychotomia – inteligencja i głupota, odwiecznie splątane w walce dobra ze złem. Zwycięzcy chyba nie trzeba przedstawiać. Trudno, dinozaury się nie udały, megafauna się nie udała, ludzie też się nie udali (w sumie przez gadzi mózg). Może kolejnemu gatunkowi uda się stworzyć cywilizację harmonijnie żyjącą z naturą. O ile nie zrobimy z Ziemi Marsa do tego czasu.

    Polubione przez 1 osoba

  2. Nie ma takiego czegoś jak „Cywilizacja zgodnie żyjąca z Naturą” – tu odoszę się do wpisu w komentarzu pana Pawła. Cywilizacja to silink cieplny i jako taki zawsze będzie przeciwko Nauturze.

    Polubienie

    1. @Kamila > pozwolę sobie skorygować, każdy organizm działa wg zasady dyssypacyjnej, ale silnik cieplny nie jest jego dobrą analogią, bo można go zatrzymać, a potem ponownie uruchomić, a organizmu (i cywilizacji) nie. Tak na poziomie fizycznym działa Natura, tu nie ma sprzeczności co do zasady funkcjonowania. Tak więc życie to jazda bez trzymanki, tyle że w takim rozproszeniu decyzyjnym jaki reprezentuje cywilizacja, szczególnie w wersji neoliberalnej, niewystarczająca jest moc negatywnych sprzężeń zwrotnych. Krótko mówiąc, potrzebujemy Inteligentnego Wajchowego, a to się nigdy nie udawało.

      Polubienie

      1. Nie jestem fizykiem, nie będę więc udawał, że rozumiem w pełni analogię silnikową. Będę więc wdzięczny za dodatkowe objaśnienie, bo kwestia rozproszenia energii w kontekście cywilizacji brzmi arcyciekawe. Bliżej mi jednak do nauk biologicznych i jestem przekonany, że jest możliwa cywilizacja gatunku, który w toku ewolucji nauczyłby się żyć w homeostazie z ekosystemem. Natura jest pełna przykładów organizmów, które żyją w symbiotycznych relacjach z otoczeniem. Oczywiście jest to może wizja utopijna, bo zakładałaby w zasadzie idealne spotkanie samoświadomości, powściągliwości i rozwoju technologicznego. Jeśli definiujemy cywilizację na podstawie dotychczasowych dokonań człowieka, czyli egoistycznego, nowotworowego wręcz rozrostu, to o żadnej homeostazie nie może być mowa.

        Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s