Czym się kończy podział łupów

Trzeba było zupełnie nie znać Jarosława Kaczyńskiego i jego środowiska, aby zakładać, że „programy społeczne” PiS były czymś więcej, niż złowrogą manipulacją społeczeństwem nakierowaną na dwa, może trzy cele. Pierwszym był zysk wyborczy, drugim ustawienie wszystkich, również opozycji w roli współsprawców, trzecim – pogarda. Możliwość jej nieskrępowanej realizacji.

Precyzyjnie wyraziła ją w lipcu 2021 r. marszałek sejmu Elżbieta Witek. Na wiecu o Otyniu drwiła z garstki protestujących: Jestem bardzo ciekawa, czy któryś z nich nie korzysta z emerytury w wieku 60 albo 65 lat? Albo może ktoś nie bierze 500 plus? Albo może zrezygnował z 300 plus albo z darmowych leków dla seniorów? No nie, proszę państwa, biorą, bo mówią, że jak dają, to się bierze! A ja myślę, że warto by się było unieść honorem i od tego wrednego rządu PiS-u tego nie brać! A bierzecie, bierzecie! Bez żadnych skrupułów bierzecie i narzekacie! To jest mało honorowe, bo ja, gdybym się z takim rządem nie zgadzała, to nigdy bym nic od niego nie wzięła!

Programy te, a dokładniej jeden program, okazały się morderczo skuteczne. Nie było co do tego wątpliwości, kiedy skądinąd doświadczeni i rozsądni ludzie wchodzili w tę pseudosocjalną czy pseudosocjalistyczną narrację. Jakakolwiek krytyka i nawoływanie do opamiętania kończyły się oskarżaniem (w najłagodniejszej wersji) o „neoliberalizm”, w trochę mniej łagodnej o „faszyzm”. Usuwanie ze znajomych w mediach społecznościowych było smutnym, ale zrozumiałym zachowaniem. Ilość hormonów szczęścia i ekstazy, wywołana rozdawaniem budżetowych pieniędzy komu popadnie, była zbyt duża, aby rozum mógł jeszcze pracować.

Ale programy społeczne PiS nie były i nie są niczym więcej jak upaństwowionym podziałem łupów służących temu, czemu służy każdy podział łupów – pokazaniu, kto ma władzę i upokorzeniu tych, którzy nie mogą zejść ze statku. Prawu i Sprawiedliwości pozwoliły na zdobycie większości pozwalającej na sprawowanie władzy bez hamulców, na mentalne zdziesiątkowanie opozycji, która nie tylko nie potrafiła przeciwstawić się zaplanowanej obsceniczności, ale, jak miało to miejsce w przypadku lewicy, na jej faktycznie zlanie się z obozem władzy.

Problem z podziałem łupów jest jednak taki, że dostarczając ogromnych dawek hormonów szczęścia, powoduje rosnącą tolerancję na bodźcie i trzeba dawać więcej i więcej. Załoga zaczyna się buntować i tracić wolę uczestnictwa w zwykłych procedurach życia i współdziałania. Podział łupów jest porywający, bo demoralizuje, ale demoralizacja i demotywacja dają się dość szybko zaobserwować w działaniu całych systemów. I wtedy robi się źle.

Dokładnie to dzieje się w Polsce pod rządami dzielącego łupy Prawa i Sprawiedliwości. Obszary działania państwa i jego obowiązków wobec obywateli zaczynają się wykładać po kolei. W Polsce największe spustoszenia dokonują się w wymiarze sprawiedliwości i edukacji. Potem idą obronność i służba zdrowia. Last but not least ochrona przyrody i brak jakiejkolwiek wizji transformacji energetycznej czy przygotowania Polski na katastrofę klimatyczną. Całkowite odpuszczenie sprawy pandemii jest już tylko wisienką na torcie. PiS doskonale wie, że nikt się nie upomni o masowo i przedwcześnie odchodzących Polaków, tak jak mało kto upomina się o ludzi ginących w lesie na granicy z Białorusią. Tak działa faszyzm.

Działa, póki nie zaczynają się rozpadać urządzenia społeczne i gospodarka. A zaczynają się rozpadać, bo w atmosferze podziału łupów i stanowiących jego konsekwencje deform, nikt nie zarządza i nie panuje nad niczym. Panowanie nad emocjami tłumu, kończy się wraz z brakiem środków, dlatego teraz Mateusz Morawiecki będzie już musiał dokładać z pustego w próżne do czasu całkowicie niekontrolowanej inflacji, która do czegoś tam doprowadzi. Zapewne do zmiany złej władzy na jeszcze gorszą.

Popierając manipulacyjne programy społeczne PiS, weszli w tę narrację niemal wszyscy, i taki też był zamysł Jarosława Kaczyńskiego.

Nad morze ludzie jeździli już wcześniej. Świat realny nie jest światem wyobraźni kilku lewicowych publicystów i filozofów, demolujących zbiorową wyobraźnię, żywo i aktywnie wspierających faszystowski demontaż państwa.

Demontaż, który tu na dole już widać, jak na dłoni. Widać w rozgoryczeniu sędziów, prokuratorów, nauczycieli, lekarzy, widać w nihilistycznym prawie podporządkowanym w całości doraźnej polityce, widać w ograniczaniu prawa do sądu, widać w nonsensownych zbójeckich inwestycjach pokroju CPK, widać w dosłownej anihilacji polskich lasów, rzek, rzeczek, widać w rozpędzającej się inflacji, która już uderza w biedniejszych. Szczególne ludzi młodych, nie mogących liczyć na łupy z 500+ i inne doraźne rozdawnictwo.

Ale żeby go widzieć, trzeba by wyjść z akademickich murów i pożyć trochę, nie z państwowych pensyjek, tylko pracując przy taśmie w Amazonie (o czym się tak ochoczo fantazjuje) albo prowadząc małą firmę targaną falami międzynarodowej rozpadającej się ekonomii. Pogadać z lekarzami, nauczycielami, sędziami, urzędnikami, czyli tymi mało ciekawymi ludźmi, którzy, często nieudolnie, próbują trzymać w kupie społeczne maszyny i systemy. Wychowywać dzieci, które zmagają się z coraz bzdurniejszym i obskuranckim systemem edukacji wraz ze swoimi nauczycielami.

Wadim Tyszkiewicz na swoim facebookowym profilu napisał coś, co warto przywołać. Dobrze opisuje logikę wydarzeń:

Polska handluje uprawnieniami do emisji dwutlenku węgla CO2 zarabiając na tym miliardy. Jest na 500+ Kiedy prawa do emisji trzeba będzie kupować, to czyja będzie wina? No oczywiście Tuska. W roku 2020 rząd sprzedał na światowej giełdzie prawa do emisji CO2 za 12,1 miliarda zł. W tym roku może to być nawet 20 mld zł. Ceny prądu w Polsce rosną jak szalone. Rozmawiałem wczoraj z przedsiębiorcą- wzrost o 150%. Rosną ceny towarów, rośnie inflacja. Przedsiębiorcy w cenie każdej MWh płacą haracz rządowi za emisję CO2. Nie pojmuje tego. Polska ma limit, nadwyżkę sprzedaje. Dlaczego więc łupi przedsiębiorców haraczem wliczanym w cenę energii? Przecież ostatecznie my wszyscy za to płacimy.

Jak widać dla Morawieckiego ważniejsze są brudne dochody ze sprzedaży praw do emisji, niż ceny energii i los polskich przedsiębiorców i na końcu łańcucha – suwerena. Byle na fanaberie rządu wystarczyło (np. Instytut od śledzenia ciąż kobiet za 30 mln zł), bo polski przedsiębiorca to cwaniak (słowa J. Kaczyńskiego). Tylko ostateczną cenę za wzrost cen prądu zapłaci nie Kaczyński, a Kowalski. A póki co nie brakuje Morawieckiemu na wystawną kolację faszystką Le Pen. Ośmiorniczki PO to mały pikuś.

I tak jest i będzie ze wszystkim. Wszystko, dosłownie i w przenośni, jest dziś w Polsce mielone i podporządkowywane logice utrzymania władzy za wszelką cenę. Mam nieusuwalne poczucie, że ten dopiero się zaczynający rozpad, jest wynikiem logiki podziału łupów, którą tak ochoczo uznano za socjalną rewolucję i w co tak głęboko weszło wielu ludzi niesympatyzujących z PiS. A teraz już nie ma odwrotu. Coraz słabsze przemocowe państwo musi dawać coraz więcej, żeby ukryć swoje słabości i swoją przemoc.

Pewien lewicowy filozof kilka dni temu dał temu wyraz na swoim profilu, gdzie, podkreślając że warto było realizować „radykalność pragnień” przywołuje (obok swoich) fantazje innego, zmarłego już filozofa: jak uczy Deleuze: nie pragnie się po prostu morza czy widoku morza, pragnie się np. układu, w którym ja patrzę na morze, kiedy słońce rzuca cień na skórę tamtej dziewczyny, kiedy ona liże loda w zestawieniu z tamtą sukienką i tamtą piosenką z nadmorskiej knajpki. To są pragnienia, których nie skonstruuje się w domu, ani za winklem*.

Należy się pod tą fantazją podpisać. Warto było rozwalić wszystko, żeby kilku chłopców mogło przeżyć swoje uniesienia dzięki 500+ i innym manipulacjom. Zaiste, muszą to być ekstatyczne doznania. Inni niech tam sobie radzą ze swoimi dziećmi, z inflacją, z umierającym na COVID bliskimi, z rozpadającym się wymiarem sprawiedliwości, z obskurancką edukacją nieodpowiadającą na wyzwania świata kryzysu, z niemożliwością usunięcia ciąży w cywilizowanych warunkach i bez udręki. Niech sobie radzą i ludzie ginący w lasach na polskiej granicy. To nie są nasze sprawy.

Czym się kończą podziały łupów, to można sobie przeczytać w książkach o zbójach i piratach. Można też popatrzeć na obecną Polskę i na to, co się tu będzie działo w ciągu kilku następnych lat, gdzie „socjalna rewolucja” zamieni się w biedę i anachroniczne państwo bez prądu i bez drzew poza wszelkimi cywilizowanymi strukturami.

Warto było!

PS W zgodzie ze współczesnymi regułami dodam jeszcze, że dostrzegam problemy nierówności i biedy. Uważam również, że podziały łupów typu 500+ ostatecznie tylko je pogłębiają. Nie są to bowiem ani programy społeczne, ani socjalne. Mogę się mylić co do tego, czy są to rewolucje, o jakich myślimy. W mojej ocenie nie. Prawdziwe zyski tak czy siak są dzielone gdzie indziej.

________

* Zaczerpnięto z facebookowego profilu Łukasza Molla.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s