Film dokumentalny „Nadzieja umiera ostatnia” Jonathana L Ramseya to przejmujący portret młodych polskich aktywistów klimatycznych z różnych miast Polski. Oto garść refleksji po pokazie przedpremierowym spisana piórem aktywistów nieco starszych wiekiem.
Nowy film Jonathana L Ramseya to kolejny obraz, po „Można panikować”, pokazujący oblicza kryzysu klimatycznego głównie z perspektywy ludzi zaangażowanych w różne formy informowania o nim świata, poszukiwania i wdrażania rozwiązań, mających na celu ograniczenie skutków i rozmiarów katastrofy klimatycznej. Bohaterem pierwszego z filmów był fizyk chmur, prof. Szymon Malinowski, od lat wykraczający poza rolę naukowca również jako aktywista. Tym razem bohaterami filmu są aktywistki i aktywiści z polskich młodzieżowych ruchów klimatycznych.
Co z klimatem?
Widzimy więc na ekranie młode dziewczyny i chłopaków z Warszawy, Opola, Białegostoku i innych miast. Słyszymy historię tego, jak trafili do aktywizmu, jakie mają motywacje, czego się boją, czym się martwią. Film nabiera dynamizmu, kiedy prawie każdy z młodych aktywistów w sposób namacalny zderza swój młodzieńczy entuzjazm i zapał ze światem dorosłych, a konkretnie ze światem polityki. Zaczyna się lać krew i to w sposób prawie dosłowny (nastolatkowie są bici, poszturchiwani, opluwani). Jak do tego dochodzi? Młodzi z Młodzieżowego Strajku Klimatycznego jeżdżą na wiece wyborcze kandydatów na prezydenta z pytaniem wypisanym na tekturze. Pytanie jest proste: „Co z klimatem?” Ustawiają się w tłumie wyborców w Krakowie, Białymstoku, Warszawie i podnoszą do góry swój transparent. To, co dalej dzieje się z tłumem dorosłych widzących ten napis jest absolutnie przerażające. Amatorskie filmy kręcone smartfonem pokazują niespodziewaną, obrzydliwą mizoginiczną agresję wobec młodych dziewczyn (jednej z nich tłum o mało nie rozebrał), bezrefleksyjną niechęć, a czasem wręcz nienawiść starszego pokolenia wobec młodych. Obelgi, wrogie słowa, z którymi się zderzają młodzi aktywiści mogą być dla nich kompletnie niezrozumiałe – oni po prostu, zadając niewygodnie pytania, walczą o lepszą przyszłość. My, dorośli, starzy wyjadacze życia, doskonale wiemy, skąd się bierze ta agresja starszego pokolenia. Z głębokiego niezrozumienia rzeczywistości i traktowania każdego, kto nie identyfikuje się ze znaną opcją polityczną, jako wroga: bez względu na to czy jest drobną siedemnastolatką z włosami na sztorc i kolczykiem w ustach, kobietą w ciąży czy mężczyzną w sile wieku. Wszystkim tym ludziom należy się pogarda.
To bardzo bolesna lekcja dojrzewania – myśli się patrząc na właściwie atakowane młode aktywistki. Dostało się także chłopakom, zwłaszcza aktywiście z Opola, którego dorośli oskarżyli o …. dwukrotne bezprawne użycie megafonu podczas manifestacji. Sprawa skończyła się w sądzie, na szczęście ją umorzono.
Kiedy ogląda się takie sceny w filmie dokumentalnym w XXI wieku w demokratycznej Polsce, ma się naprawdę niebezpodstawne skojarzenia z represjami wobec opozycji sprzed kilkudziesięciu lat. Tyle tylko, że ta opozycja tutaj nie skończyła jeszcze … osiemnastki.
Emocje
Niewątpliwą zaletą obrazu „Nadzieje umiera ostatnia” jest pokazanie stanu emocjonalnego młodych aktywistów. I, rzeczywiście, widać cierpienie i niepokój, które bierze się z brania na siebie odpowiedzialności za losy całego świata. Balansowanie między euforią a depresją, zapałem a zwątpieniem. Młodzi ludzi opowiadają też bardzo realistycznie, jak może wyglądać życie w przyszłości. Zdają sobie sprawę, że najbardziej ucierpią biedni, że czekają nas – jako ludzkość – przerażające sceny walki o przetrwanie. To jest realny lęk o przyszłość. Dwójka uczestników MSK ma o wiele od siebie młodsze rodzeństwo. Oboje mówią: „Jeżeli ja nic nie zrobię, mój brat/siostra nie będą mieli wyboru, będą żyli o wiele gorszym świecie. Dlatego ja muszę działać”.
Jeden z podwarszawskich aktywistów siada na skrzyżowaniu na Placu Wilsona z transparentem: „Jestem przerażony, że będę mógł zabić za wodę w wojnie klimatycznej”.
Z perspektywy osoby dorosłej można powiedzieć: „Dzieciaki, nie bierzcie na swoje barki losów całego świata – i tak niewiele możecie, a tylko wpadniecie w depresję”. Ale czy nie tak było zawsze, że najmłodsi najbardziej przejmowali się światem? Jest w tym filmie bardzo ciekawa wypowiedź jednej z aktywistek, która martwi się, że niedługo będzie już pełnoletnia i nie zostanie jej w ręku atut z dzieciństwa, czyli dziecięce emocje, zapał, zaangażowanie. Że stanie się już młodą dorosłą, która będzie kalkulować następne życiowe kroki. Kto wtedy uratuje świat?
Co z dorosłymi, co z rozwiązaniami?
Zabrakło w tym obrazie dwóch elementów: dobrych wspierających dorosłych (wierzę, że tacy są), którzy pomagają młodym aktywistom. Dokument ten pokazuje wizję nastolatków kompletnie osamotnionych, a przecież tak nie jest – przecież agresywni czterdziesto- i pięćdziesięciolatkowie z tłumów na wiecach nie są jedynymi dorosłymi. W obszarze ochrony klimatu i przyrody działa ich – wielu.
Zabrakło też podstawowego pytania: jaki jest plan na wyjście z sytuacji klimatycznej? Młodzi z filmu twierdzili, że go mają, ale nie wyartykułowali dokładnie, co mają na myśli. I o ile nie sposób się zgodzić z ich krytyką wobec opieszałości i indolencji wszelkiej maści polityków (kapitalna scena z politykami Koalicji Obywatelskiej), o tyle nie dowiadujemy się z filmu zarysu choćby najbardziej ogólnego, jakie propozycje zmian w świecie, zmian w systemach społecznych, gospodarczych, ekonomicznych mają młodzi aktywiści.
Czy wystarczy uogólniony protest przeciw temu, co jest? Czy klimatyczna młodzież może protestować przeciwko, nie wskazując, nie wskazując również politykom, za czym się opowiada?
W filmie widać wyraźnie potrzebę wysłuchania i autonomii aktywistek i aktywistów. Ale jeżeli taka ma być zrealizowana, młodzi ludzie nie uciekną od pytania przed tym, jakie konkretne rozwiązania popierają. Muszą je znać również dorośli obserwatorzy protestów. Młodzieżowe ruchy klimatyczne mają ogromną siłę, ale za silnym PRZECIW, powinny iść konkretne ZA uwzględniające skalę kryzysu, możliwości i ograniczenia świata wokół nas.
Z perspektywy aktywistycznej
Nie jest łatwo recenzować film o aktywistach, samemu zajmując się aktywizmem. Niestety, skala kryzysu wokół nas, którego kryzys klimatyczny i ekologiczny jest spinającą klamrą jest jednak tak duża i niemająca odpowiednika, w niczym, co znaliśmy do tej pory, że przenikanie się ról, narracji i dyskursów zdaje się nieuniknione. Światowy ruch klimatyczny łączący zapał, wiarę i nadzieję młodych ludzi połączony z wiedzą i doświadczeniem nieco starszych aktywistów miałaby ogromną siłę. Ale, żeby takie zjednoczenie nastąpiło, musi pojawić się pragmatyczna wspólnota celów i środków działania, którą można by przeciwstawić tym wszystkim, którzy na transformacji energetycznej chcą ugrać swoje, kontynuując spalanie paliw kopalnych. Brak owej wspólnoty widać również w obrazie Ramseya, pracowicie odsłaniającego w swoich filmach różne perspektywy kryzysu.
Mieliśmy zaszczyt i przyjemność być na przedpremierowym pokazie filmu. Premiera oficjalna miała miejsce 23.10.2021 r. na kanale You Tube.
Krystyna Romanowska, Andrzej Gąsiorowski
Fot. A. Gąsiorowski – Jonathan L Ramsey i bohaterowie „Nadzieja umiera ostatnia” na pokazie przedpremierowym filmu.
Jonathan L Ramsey, Nadzieja umiera ostatnia, (Hope Dies Last) 2021
Niestety, zauważam to, że w tej aktywności proklimatycznej młodych jest niewyartykułowany bunt wobec „dziadersów”. Generalnie dziadersem jest każdy, jakoś sprzed Harrego Pottera. Dziadersi mogą dostać tylko ignorancję. Więc jest w tym ruchu młodych elitarność, która z definicji nie może doprowadzić do wspólnego działania. Obawiam się, że dojrzeje w końcu za niedługi czas taka myśl, że żeby ratować planetę, to trzeba zdepopulować antyekologicznych dziadersów. Nawet ma to sens, ale gwarantuje też, że ci młodzi, do tego nowego, zdepopulowanego świata, przeniosą ze starego świata podział: my vs oni. My, ci dobrzy. Czyli od nowa rywalizacja o pozycję, zasoby, itd., oczywiście kosztem planety.
PolubieniePolubienie