Póki co październik

Od chwili pojawienia się zjawiska, które określiliśmy mianem pandemii (co chyba nie wyczerpuje sprawy), obserwujemy najprawdopodobniej wejście globalnej cywilizacji w początkową fazę upadku. Fiasko działań dekarbonizacyjnych i ratowania ekosystemów, rosnące ceny energii, rosnące ceny żywności, surowców, braki energii, braki surowców, braki żywności i szeregu produktów, nasilające się problemy migracyjne, a przede wszystkim całkowicie już oczywista katastrofa klimatyczna, nie pozostawiają wątpliwości co do szerszego kontekstu sprawy.

Jednocześnie wkraczamy już nawet nie w marazm, a w masowe otępienie. Okopywanie się na starych pozycjach, w których prawomocność nie wierzą nawet ich wyznawcy. Chyba nikt już w nic nie wierzy. Na naszych oczach umierają ostatnie próby tworzenia nowych bóstw w postaci kultu tak zwanych odnawialnych źródeł energii (skądinąd potrzebnych jako rzeczywiste systemy, ale przecież nie jako religia), obcesowej negacji zastanej kultury i last but not least zaprzeczania biologicznym i fizykalnym cechom i ograniczeniom życia. Ale nie umiemy już powołać do życia czegoś, w co naprawdę byśmy wierzyli, i z tego samego powodu nie ugryziemy problemu zagłady tej wersji życia na planecie Ziemia.

Niełatwo formułować myśli, kiedy wszystko staje się tak oczywiste. Widowisko przed nami poruszające, acz przewidywalne. Co mnie, nieskromnie mówiąc, weterana tej wstępnej fazy apokalipsy, ciągle jeszcze uderza, to próby opisywania rozpadającego się świata językami z odległych epok i stabilnych ekosystemów. Języki te, idee i narracje nie były adekwatne w zasadzie nigdy, ale – trzeba przyznać – przez setki lat udawało się im i ich autorom sprawiać pozory sensu. Feudalizm, liberalizm, socjalizm, marksizm, faszyzm, komunizm, demokracja, dyktatura, rządy prawa, anarchia. Itd. itp. I tak w kółko. Jedno miało nas ratować przed drugim, a wszystko miało ratować nas przed nami i bezsensem samoniszczącego się życia. Życia, które nie miało litości dla milionów stworzeń pojawiających się tu i znikających bez sensu i bez litości od milionów lat. Z jakichś względów, ostatecznie dość oczywistych, uwierzyliśmy jednak w swoją wyjątkowość i daleko idącą sprawczość wobec chaosu i braku sensu. Równie to piękne, co nieprawdziwe.

Jako niezbyt sumienny kronikarz, który od czasu do czasu porzucał swoją elegijną kronikę na rzecz działań równie nieudolnych jak sama kronika, zastanawiam się jeszcze, czy uznanie owego faktu cokolwiek by odmieniło w naszym losie. Nie mam tu wyrobionego zdania.

Póki co październik. Niezwykle piękny, bo sporo padało tego roku i drzewa dały się zwieść, że prawdziwa zima nadejdzie.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s