Dlaczego jesteśmy tak szczęśliwi

Kiedy tydzień temu napisałem tekst sugerujący, że wiele wskazuje na to, że jesteśmy nieszczęśliwi, od razu, kiedy pojawił się w intertnecie, poczułem, że zrobiłem błąd. Że nie powinno się sugerować czegoś takiego. Dziś, z tego miejsca, składam autokrytykę.

Na początku chciałem ten autokrytyczny sequel zrobić w nieco ironicznej formie. Napisać, jak to po umieszczeniu tekstu na Facebooku natychmiast pojawiło się kilka szczęśliwych osób, które z miejsca obaliły moją tezę (o ile nie była ona środkiem stylistycznym – dziś sam już tego nie wiem), a ostatecznym ciosem było pokazanie mi map szczęśliwości, które wskazywały jasno, że ludzie albo są szczęśliwi albo co najmniej deklarują, że są szczęśliwi. A przecież, jeśli deklarują, to są, bo dlaczego mieliby deklarować coś innego, niż rzeczywiście myślą.

Sam teraz nie wiem, czy moja koncepcja szczęścia jako czegoś zobiektywizowanego, może trochę kolektywnego była i jest słuszna. Nie wiem również czy te zbiorowe zaburzenia polegające na przerabianiu życia (przy niewyobrażalnych kosztach owych „ulepszeń”) na dogadzanie sobie, ułatwianie sobie wszystkiego, a przede wszystkim niwelowanie wszelkich ryzyk wiążących się z życiem to szczęście, czy nieszczęście.

Zrazu zdawało mi się, że nieszczęście, ale teraz po tygodniu, zaczynam rozumieć, że to właśnie może być szczęście. Może tak jest. Może te miliardy ludzi ukrywające się przed przyrodą, anihilujące przyrodę w imię szczęścia i „bezpieczeństwa” są właśnie tym – szczęśliwymi ludźmi. Na to wygląda, skoro pokazują to zrobione na podstawie ankiet mapy szczęśliwości i nieszczęśliwości, a przede wszystkim relacje świadków szczęścia i szczęśliwości. Na to też wskazują ogołocone z drzew drogi i miasta, coraz bardziej bezpieczne i wygodne miasta, w których już nie żyjesz, a płyniesz, unosisz się, zaopiekowany przez komunikację miejską, służby miejskie, urzędników, lekarzy. Miasta i wsie bez brudu i zarazków.

A z innej beczki. Czy jest bowiem coś nielogicznego w rozumowaniu skoro ja deklaruję, że jestem szczęśliwy (co najmniej deklaruję, bo mogę być szczęśliwy naprawdę) i deklarują tak inni ludzie, to możemy o sobie powiedzieć, że jesteśmy szczęśliwi. Wszyscy? Chyba nie ma.

Swoje dialektyczne dynamiczne koncepcje szczęścia (wiele razy czułem się szczęśliwy i nieszczęśliwy jednocześnie) muszę zatem oddialektycznić i zdedynamizować, co niniejszym z tego miejsca czynię, przepraszając jednocześnie wszystkich, którzy moje malkontenctwo uraziło, czy choćby spowodowało niesmak lub dyskomfort.

Co prawda są filozofowie twierdzący, że szczęście jest dla miękiszonów, ale albo nie należy im wierzyć, albo po prostu zostać miękiszonem i rozgościć się w szczęśliwym świecie szczęśliwych ludzi. Na tym bowiem co najmniej może polegać szczęście, choć na pewno tego nie wiemy. Ale wiemy wystarczająco dobrze.  

Myślę sobie też, że może tak być, że największe szczęście często się pojawia przed największym nieszczęściem, ale nie chciałbym za bardzo w to wnikać. Przynajmniej w tym wpisie.

Nie mam również wątpliwości, że po tym jak oddałem co cesarskie cesarzowi i wpis niniejszy zadowoli zwolenników szczęścia powszechnego jako faktu, pojawią się średniacy, twierdzący, że jest trochę tak, a trochę nie tak, że trochę jesteśmy nieszczęśliwi, trochę szczęśliwi.  A to z kolei oznacza, że będę musiał wyjść im naprzeciwko i za tydzień albo może przed świętami napisać kolejny sequel, appendix czy co tam sobie życzycie w przedmiocie szczęścia i nieszczęścia.

Póki co piosenka!

W poprzednim odcinku: https://andrzejgasiorowski.wordpress.com/2020/12/12/dlaczego-jestesmy-tak-nieszczesliwi/

Zdjęcie: Pixabay.

Jedna myśl na temat “Dlaczego jesteśmy tak szczęśliwi

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s