Wszystko czego się tkniemy, oceniane jest niemal natychmiast z pozycji moralnych i estetycznych, ale i one nie są moralnością i estetyką jako takimi, a raczej sposobem plemiennych identyfikacji, a jeszcze bardziej mechanizmami wyparcia, które stabilizują nasze indywidualne psychiki dając życiu pozory stałości.
Nie mam również najmniejszych wątpliwości, iż ten kognitywny bałagan doznaje wzmocnienia przez media społecznościowe. Gdybyśmy chcieli żyć, pierwsze, co powinniśmy zrobić, to je zlikwidować, pozostawiając tę dobrą część internetu. Czy to zrobimy? Dopiero, kiedy skończy się prąd.
No więc napisałem garść spostrzeżeń o rozsadzającej zbiorową kognicję, wyobraźnię i pragmatykę sprawie, której nie chcę już w tym miejscu identyfikować, bo identyfikacja natychmiast spowoduje, że uwaga czytelnika od meritum tekstu przesunie się w kierunku owej sprawy. Co znamienne jednak, to że owa sprawa jest już wypierana przez kolejne sprawy para-moralno-estetyczne, na przykład takie, że śmiejemy się z depresji albo nadwagi albo nieadekwatnie adresujemy nasze poglądy na depresję czy nadwagę.
Zbiorowa utrata zdolności do śmiania się z siebie i innych, atak na „karnawał” jako mechanizm obronny wyobraźni, zdaje mi się być trucizną zatruwającą ten i tak wystarczająco zatruty świat. Z drugiej strony to najprawdopodobniej kolejny nieuświadomiony mechanizm obronny miliardów przedstawicieli gatunku, który internalizuje to, że zniszczył swój habitat.
Podsumowując, jak wspominałem wcześniej i co do czego nie mam żadnych wątpliwości, nasze pozornie tak pełne treści i znaczenia poglądy, to jedynie przypadłości naszego istnienia i dość marnej kondycji. Być małpą, która to wszystko rozumie, nie jest sprawą łatwą, jak się okazuje i trzeba się identyfikować. Jedni przedstawiciele gatunku, ci lepiej usposobieni do rywalizacji, nie obrażają się tak szybko na wszystko (nawet na własne cierpienia i niedogodności), strategią tych mniej chętnych do rywalizacji pozostaje nieustanne wmawianie, że dominacja, rywalizacja i w ogóle wszelkie niedogodności życia, są wytworem pierwszej z grup, choć są takim samym wytworem natury, jak jeż, niesporczak, dąb, czy sosna. (Wiele lat temu uświadomił mi to jeden z moich przyjaciół). Niepogodzenie się z naturą spraw, prowadzi do poznawczej i pragmatycznej zapaści, którą szczególnie dobrze widać w rozpadających cywilizacjach. A nasza do takich właśnie należy.
Mimo to przed końcem warto coś zmienić. Mój, jak zakładam, inbiarski tekst o paraetyczności czasów schyłkowego antropcenu, a dokładniej pewnej formie etyczności wypracowanej przez grupę Homo sapiens opierającą swoje strategie działania na sprzeciwie wobec rywalizowania, musi trochę poczekać, bo to takich tekstów trzeba mieć dużo życia w zbiorniczku na życie (czerwony zbiorniczek) i dużo many w zbiorniczku na manę (niebieski zbiorniczek). Gracze w „Diablo” i inne hack’n’slashe wiedzą o co chodzi.
Na razie, pewnie nawet jutro, pojawi się kolejna postać z nieco zaniedbanej serii o czysto umownej nazwie „Świadkowie”, a potem chyba nieco przebuduję blog, choćby tylko estetycznie i od strony interfejsu. Świat się zmienia, Facebook się zmienia, to i blog się zmieni. Ale tylko trochę. Nie lubię rewolucji.
Na zdjęciu trzy trzmiele, które weszły do kwiatu dyni. A tak mi się przynajmniej wydaje, że są trzy, choć mogą być dwa.
PS Kiedy napisałem ten wpis, okazało się, że również WordPress postanowił utrudnić nam życie nowym interfejsem. Jest nieakceptowalny. I chyba rozstanę się z WordPressem.