Wczoraj pewien znający się na temacie i względnie trzeźwy zwolennik OZE zrobił mnie i nie tylko mnie wielowątkowy wykład o dekarbonizacji przy pomocy OZE. Było dużo liczb i wykresów, w których standardowo toczyła się niezrozumiała walka między atomem a OZE.
Kiedy zwróciłem uwagę, że po dwudziestu co najmniej latach dekarbonizowania OZE i wyrzucania atomu nie zdekarbonizowaliśmy niczego w stosunku co celu jaki mamy osiągnąć (bo lokalnie i globalnie pojawiają się niemające znaczenia spadki emisji), zapytał mnie, o co mi chodzi?
Odpowiedziałem na pytanie pytaniem – czy transformacja energetyczna jest autoteliczna? Czy ma jakiś inny cel poza samym sobą? Po tym, jak zarzucił mnie liczbami i wykresami odpowiedział – że liczby to nie wszystko.
Problem w tym, że to nie ja podnoszę kwestię liczb, ja podnoszę kwestię skuteczności. Tak robi znana mi większość zwolenników opierania dekarbonizacji na OZE, efektywności energetycznej i energii jądrowej.
Celem transformacji energetycznej powinno być dekarbonizacja, a dokładniej ratowanie życia na Ziemi. Transformacja energetyczna nie powinna być autoteliczna, choć faktycznie jest. Nie rozumie tego żaden znany mi wyznawca 100% OZE będącego faktycznie 100% KOZE (kopalno-odnawialne źródła energii), bo 100% OZE nie istnieje i nie zasili znanej nam cywilizacji (co tak pięknie pokazała wyłączająca swoje atomówki Kalifornia, gdzie zabrakło prądu z KOZE).
Czy to możliwe, że ludzkość zatraciła poczucie zupełnie fundamentalnych kategorii filozoficznych, etycznych i prakseologicznych? Czy to możliwe, że małpa potrafiąca upchać na kilku układach scalonych potężny komputer, wystrzelić rakietę w kosmos i wyleczyć inną małpę ze skomplikowanej choroby nie rozumie po co zastawiła świat milionami wiatraków i paneli wspomaganymi gazem i węglem?
Jak najbardziej tak. Jest to możliwe i dzieje się na naszych oczach. I będzie przyczyną naszego końca.
Mój rozmówca, skądinąd świetny znawca tematu energetyki, nie potrafił mi odpowiedzieć na pytanie – po co transformacja energetyczna?
Ja sam do tej pory nie poznałem wyznawcy opierania dekarbonizacji o OZE (samo OZE, 100% OZE, KOZE?), który potrafi odpowiedzieć na to, wydawałoby się proste, pytanie.
Ale może kiedyś się uda.
Szkoda, że czasu zostało niewiele.
Zdjęcie: Pixabay.
Myślę, że istnienie wieloletniego, strasznego zagrożenia wojną prowadzoną przy wykorzystaniu broni jądrowej, która groziła ludzkości szybką, totalną zagładą, a także siedzące z tyłu głowy widmo Hiroszimy, zniszczonej przez bombę atomową – to wszystko doprowadziło do pojawienia się utrwalonej psychozy anty atomowej, która przeniosła się z ruchów pacyfistycznych na ekologiczne i tak już zostało. Gdy działa psychoza to nie ma mowy o zdroworozsądkowej analizie.
PolubieniePolubienie