Jeśli zakładamy, że do mitygacji zmian klimatycznych i degradacji biosfery potrzebna nam jest szeroka społeczna świadomość (osobiście nie do końca podzielam ten pogląd, w każdym razie w nie jego dominującej wersji), to doceńmy starania redaktora Jakuba Wiecha, rozpoczynającego klimatyczną debatę po prawej stronie od rozmowy ze znanym negacjonistą, red. Łukaszem Warzechą. Przemawia za tym szereg okoliczności.
Po wylewie negacjonistycznych tekstów klimatycznych w prawicowej prasie, jaki miał miejsce kilka tygodni temu, świadome centrum i lewa strona debaty zareagowały próbami odporu tez tygodnika „Do Rzeczy”, robiono prześmiewcze okładki tygodników, Jan Śpiewak doprowadził zdenerwowanego Łukasza Warzechę do opuszczenia studia w Superstacji, a Jakub Wiech, prawnik, dziennikarz i publicysta portalu „Energetyka24.pl” zabrał się do czegoś, do czego z niewielkimi wyjątkami, nikt się jeszcze nie zabrał, to znaczy do rozmów z twardymi prawicowymi neagacjonistami klimatycznymi. Wynik tej próby mógł być tylko jeden. Twardzi negacjoniści okazują się nie być dość twardzi.
Tymczasem, słyszę i czytam, że nie warto z owymi ludźmi rozmawiać, „bo to nic nie zmienia”, „bo się ich i tak nie przekona”, „bo to źli ludzie, którzy robią złe rzeczy”, „bo się rozpowszechnia pseudonaukę” itd. itp. Część tych argumentów zachowuje oczywiście jakąś zasadność, sęk w tym, że nie na tym polega debata, nie na tym polegają przekształcenia zbiorowych poglądów i wyobrażeń i last but not least debata powinna tu być niejako celem sama w sobie, ponieważ nie mówimy o kwestiach konwersji na daną wiarę (naukową lub nie), tylko o takiej walce idei, która zaowocuje adekwatnymi rozwiązaniami ratującymi nas z klimatycznej i ekologicznej katastrofy. Umacnianie się na własnych pozycjach „z nimi i tak nie ma co gadać” prowadzi jedynie do pogłębiającej się polaryzacji, jak ma to miejsce w zasadzie w każdym innym dowolnym problemie pojawiającym się w publicznej debacie.
Sytuacja wskazuje na pewne, w mojej ocenie nieprzepracowane, niedopatrzenia i wewnętrzne sprzeczności w poglądach i zachowaniach ruchów i środowisk klimatycznych i ekologicznych.
Pierwszym z nich wydaje się być pogląd, że NAUKA SAMA SIĘ OBRONI. Ja wiemy, nie broni się. Kultura masowa, globalizacja, rewolucja informacyjna zmieniły reguły gry i dały każdemu możliwość prezentowania swoich poglądów na masową skalę. Egzystencjalny niepokój zglobalizowanego świata dołożył swoje. Nienegocjowalne dotychczas przez laików i dyletantów ustalenia nauki, stały się przedmiotem debaty. A już tylko to wystarczyło do dość masowego powrotu do zabobonu, nie tylko w tak rozległych kwestiach naukowych jak „zmiana klimatu”, ale daleko banalniejszych i prostszych, jak szczepionki, leki, medycyna, czy… kulistość ziemi.
Drugim było (co na szczęście się zmienia) – przekonanie części świata nauki, że nie ma co rozmawiać z dyletantami, bo i tak nic nie zrozumieją. O nauce powinni rozmawiać naukowcy. Co do zasady to słuszne stwierdzenie, problem pojawia się wtedy, kiedy nauka nie może się obyć bez „poparcia” mas, a tak było i jest w sytuacji, kiedy naukowy pogląd na sprawę trzeba przekuć na masowe działanie, w które musi być zaangażowanych wielu ludzi. W przypadku klimatu, w jakiś (nieoczywisty) sposób, muszą to być nawet „wszyscy”, bo problem dotyczy wszystkich.
Pogląd ten został zresztą podzielony przez część organizacji ekologicznych i ludzi o takimż usposobieniu, którzy w tym miejscu popadli w nieusuwalną (póki co) sprzeczność, domagając się co do zasady „zbiorowej przemiany świadomości”, „zmiany nawyków”, systemu” i tym podobnych rzeczy, co całkowicie swobodnie połączono z przeświadczeniem, że „nie ma co gadać z «dzbanami»”, pomijając kwestię uczestnictwa „dzbanów” w „przemianie świata”.
Last but not least, nasza ponowoczesna kultura, dosłownie zatopiona informacjami o różnym poziomie zgodności z faktami, jakby utraciła tę moc dialogiczności, którą miała przed powstaniem Internetu. Dialogiczność rozgrywa się zbyt szybko, aby mogła wyłaniać z siebie jakiekolwiek tezy zdolne do oddziaływania na zbiorową praktykę życia. Tezom przeciwstawia się antytezy, ale wszystko dzieje się zbyt szybko, aby dochodziło do jakiejkolwiek syntezy.
A może nie? Może jesteśmy zbyt dużymi sceptykami? Może jednak warto, mimo obłędnego tempa, włączać w ową „przestrzeń społecznej komunikacji” „opowiadających głupoty”, tak aby ich „poglądy” zetknęły się jednak z weryfikacją i falsyfikacją na gruncie pragmatyki społecznego współdziałania.
Bez wciągania „dzbanów” w debatę, musimy uznać, że do uznawania przez nich naszego pakietu poglądów będziemy ich musieli albo zmusić, albo pogrążyć się w plemiennym autyzmie poglądów, albo liczyć na cud. W przypadku klimatu cudem tym musiałoby być uratowanie sytuacji przez świadomą garstkę, która z jednej strony domaga się zbiorowej przemiany, z drugiej strony tę przemianą uniemożliwia pielęgnując swój epistemiczny egalitaryzm. Absurd!? Ze wszech miar!
Jakub Wiech, wraz ze swoimi wywiadami z osobami z różnych stron klimatycznej „barykady” (a przepytał już red. Łukasza Warzechę, prof. Szymona Malinowskiego i dr. Tomasza Rożka) w tym kontekście podejmuje się zadania iście ewangelicznego. Idzie głosić „złą” klimatyczną nowinę tam, gdzie można za to stracić życie, a co najmniej dobre imię. Idzie do konserwatywno-ludowo-prawicowo-negacjonistycznej jaskini lwów, która ani myślała zmieniać swoje poglądy.
A jednak zmienia!
Red. Warzecha okazuje się „dopuszczać” antropogeniczność zmian klimatu! To, że wypowiada do tego kilka denialistycznych głupstw niczego tu nie zmienia, bo dialektyczny moment dialogu zaczyna działać. I za to, Jakubowi Wiechowi, należą się wyrazy uznania. Tak trzymać! Poszerzajmy pole debaty! Poza rozmową jest tylko plemienność, a tam gdzie jest tylko plemienność, wcześniej czy później jest tylko wojna.
Czytaj także:
Warzecha: dopuszczam antropogeniczność zmian klimatu [WYWIAD]
Malinowski: media zawiodły w kwestii zmian klimatu
Rożek: w Polsce trudno jest mówić „klimat się ociepla – będzie źle”
Na zdjęciu: Jakub Wiech na spotkaniu w warszawskiej siedzibie Klubu Jagiellońskiego na spotkaniu poświęconym energetyce jądrowej w Polsce.