W przeciwieństwie do wielu badaczy, naukowców, filozofów, publicystów i aktywistów zajmujących się katastrofą klimatyczną i ekologiczną, nie uważam, że można winić za nią kogokolwiek lub cokolwiek.
W szczególności nie można winić za nią kapitalizmu, a to dlatego, że w interesującym nas kontekście, to znaczy – „dlaczego doszło do katastrofy” i „jak z niej wybrnąć” „kapitalizm” nie istnieje i nigdy nie istniał. Istniały tylko zachowania niesłychanie inteligentnych naczelnych, zwanych Homo sapiens.
Zrazu tezy moje wydawały mi się mało kontrowersyjne, ale – jak się okazało – nie były takimi, przynajmniej w kręgach ludzi zainteresowanych tematem, z których wielu to moi znajomi i przyjaciele. Ponieważ obiecałem, że powiem, co przez to wszystko rozumiem, czynię to w dość niebezpiecznym skrócie, bo sprawa wymaga wyczerpującego potraktowania, o co, jeśli zdążę, chciałbym się pokusić. Pisząc „jeśli zdążę” mam na myśli to, że (w mojej przynajmniej ocenie), sytuacja klimatyczna, ekologiczna, społeczna, polityczna i gospodarcza wymyka się już spod kontroli. Oznacza to, że w krótkim okresie debaty (ostatecznie filozoficzne), mogą być ostatnimi rzeczami, którą będziemy chcieli i mogli się zajmować.
Czując się zobowiązanym wyjaśniam, jak widzę sprawy.
Przede wszystkim sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy, jest sytuacją w każdym ze znanych nam sensów ostateczną. Jej rozpatrywanie w znanych nam i dominujących dziś schematach, konfiguracjach i paradygmatach prowadzi donikąd. Widać dość jasno, że odmawiająca wspierania naszej zbiorowej i indywidualnej egzystencji Ziemia, dokonuje czegoś, z czym nie mieliśmy jeszcze do czynienia. Zamyka historię nie w sensie rozwoju społecznego, historycznego, ale w sensie końca filozofii i poniekąd końca nauki (nie wspominając o końcu biologicznym życia).
Dla kogoś, kto wiele lat zajmuje się myśleniem, jest to chwila pełna goryczy. Jest ona taką i dla mnie, ale nie może to zmienić faktu, że miażdżąca część naszej zbiorowej samowiedzy, okazuje się całkowicie nieadekwatna i bezużyteczna w świetle osiągnięcia fizykalnych granic wzrostu i „odmowy” biosfery dalszego utrzymywaniu naszych fikcji. Wydaje się, że trwałość tej, jak się okazuje (również tylko w mojej ocenie) fałszywej samowiedzy wynikała z kilku czynników, które tu można przedstawić jedynie w zarysie. Były to poczucie wieczności życia i czegoś, co określiłbym mianem wieczności ludzkich spraw, przeświadczenia, że rozwój ludzkości będzie czymś nieskończonym, że zdołamy podbić Kosmos, że przezwyciężymy śmierć i z szeregu innych podobnych idei, wyobrażeń, poglądów, paradygmatów.
Znamiennym przykładem owej fałszywej samowiedzy jest to, co określamy mianem kapitalizmu. Jako określona „formacja społeczno-ekonomiczna” daje się oczywiście wyodrębnić „coś takiego” z całości dziejów ludzi. Jako coś, czego obalenie, ma uratować życie na Ziemi przed zagładą, już nie, ponieważ droga człowieka, droga ludzkości w takim sensie jest nieprzerwanym ewolucyjnym procesem zwiększania ludzkiej aktywności opartej na przekształcaniu zasobów i otaczaniu się coraz to nowymi przedmiotami, w której akumulacja kapitału pojawia się wtórnie wobec fizykalnej niemożności udźwignięcia nadmiaru. Nadmiaru produkowanego przez praktycznie nieograniczone możliwości przekształcania przyrody.
Przytaczanie na obalanie podobnych tez istnienia innych systemów, dowodzi jedynie prawdziwości tezy. Skoro były inne kultury oparte na innych zasadach (osobiście uważam, że co do zasady nie było, ale w ramach krótkiego wpisu ta teza jest nie do wykazania), to dlaczego już ich nie ma? Dlaczego tego pytania nie zadają sobie zwolennicy tezy, jakoby to wyabstrahowana kultura, tworzyła warunki klimatycznej i ekologicznej katastrofy? Mówiąc najprościej, dlaczego nikt nie pyta, dlaczego na Ziemi ostał się jedynie „kapitalizm”, który całkowicie zasadnie możemy dziś definiować jako to, czego likwidacja, ma uratować Ziemię i jej mieszkańców. (Tak definiuje go w istocie rzeczy choćby Naomi Klein).
Dlaczego nie ostał się socjalizm, albo komunizm albo (czym ostatnio argumentował jeden z moich przyjaciół) kultura starożytnych Chin, która rzekomo miała być „lepsza”? Dlaczego Chiny nie pozostały przy „lepszej” kulturze? Więcej, dlaczego rewolucja informacyjna, doprowadziła w ciągu niecałych trzydziestu lat do niemal całkowitej systemowej homogenizacji świata, w którym jedyne co nas odróżnia to narodowe potrawy i stroje, a cała reszta interakcji odbywa się wszędzie dokładnie tak samo i dokładnie tak samo anihiluje przyrodę? Narodowe i religijne tożsamościowe miazmaty są w tym kontekście całkowicie już zbędnym dodatkiem, a mordować się można również poza nimi, czego dowodzi całkowicie fasadowa „religijność” Państwa Islamskiego.
Innymi słowy, co sprawia, że jest tylko kapitalizm? Co sprawa, że w kontekście holokaustu przyrody dokonywanego przez Homo sapiens od dziesiątek tysięcy lat istnieje tylko tego typu rozwój i tego typu działanie? Co sprawia, że nie dostrzegamy, że w takim sensie „kapitalizmem” był również „komunizm”, nie mówiąc o kapitalistycznych socjalizmach na modłę skandynawską, które są oparte na tym samym, to znaczy na nieograniczonej produkcji i konsumpcji? Co powoduje, że w trwającej od dziesiątek tysięcy lat rywalizacji jednostek i społeczności Homo sapiens, właśnie tak układają one swoje stosunki, a na swoich liderów wybierają ludzi, którzy im to oferują, odrzucając tych, którzy przedstawiają wizje alternatywne. Dlaczego zwolennicy kulturowego rozwiązania problemu nie zastanawiają się nad tym, kto uniemożliwia powstanie „dobrego” systemu, zawsze uciekając się do owego błędnego koła – „kapitalizm istnieje, bo narzucono go ludziom! Kto go narzucił – ludzie! W gorszej wersji – to kapitalizm tworzy kapitalizm, dlatego musimy obalić kapitalizm! Kto tworzy kapitalizm? Jak się tworzy kapitalizm? KOŃCZYMY DYSKUSJE”! Nawiasem mówiąc, historia Homo sapiens, która z punkty widzenia ewolucji nie jest nawet mgnieniem oka, przynajmniej sugeruje, jak głęboko biologiczne podłoże musi mieć, skoro w taki krótkim okresie, „przejął” praktycznie całość populacji na jednej planecie (jako nieadekwatna długoookresowo ale relatywnie adekwatna krótkookresowo strategia przetrwania).
Odpowiedzi na te pytania są zatrważająco proste. Tak proste, że wstydzę się ich udzielać. Częściowo udziela ich psychologia ewolucyjna, ale sprawa jest jeszcze prostsza. Sprawia to biologia gatunku (mówię „biologia”, wobec skrajnie odrzucanego w debacie, choć jednocześnie skrajnie adekwatnego pojęcia „natury ludzkiej”). Gatunku, który w wyniku nie do końca poznanych procesów otrzymał przerażający naddatek inteligencji i samoświadomości, pozostając jednocześnie istotą niezwykle podobną do swoich najbliższych krewnych, szympansów, goryli i bonobo. Naddatek inteligencji pozwolił na ekspansję, której granicą jest zniszczenie całości ekosystemu, naddatek samoświadomości doprowadził do rozpaczy i marazmu, które były jednocześnie podstawową przyczyną nadmiarowej konsumpcji i morderczej rywalizacji przybierających formę „kapitalizmu”.
Takie zatem jest moje rozumienie „kapitalizmu”, o którego wyjaśnienie mnie proszono i co robię właśnie dlatego, że mnie o to proszono, ponieważ wywołuje ono sprzeciw zbyt duży do udźwignięcia dla jednostki, czyli w tym konkretnym przypadku – dla mnie. Z jakichś względów ludzie potrzebują wiary w swoje niezdeterminowanie, wolną wolę, sprawczość etc. Ja uważam tę wiarę za niczym nie uzasadnioną.
W tym kontekście poprzednie pojęcie „kapitalizmu” było adekwatne jedynie w stabilnym biologicznie, fizycznie, ontologicznie i last but not least klimatycznie i ekologicznie świecie. Mamy dziś prawdopodobnie ostatnią chwilę na uświadomienie sobie tego faktu, ponieważ poszukiwanie ratunku na drodze daleko idącej kulturowej korekty zachowań indywidulanych i zbiorowych Homo sapiens jest całkowicie przeciwskuteczne, co pokazują wszelkie możliwe wskaźniki, na czele z rosnącym zużyciem energii i rosnącymi emisjami CO2. Równie dobrze można domagać się zmiany zachowań od wielorybów, myszy, pachnicy dębowej, ogórków morskich, słoni, lwów czy bonobo.
Innymi słowy, albo uznamy nasze biologiczne zdeterminowanie i swoiste fatum i tu poszukamy ratunku albo umrzemy w religijnych mrzonkach wielkiej przemiany „kapitalizmu” w „niewiadomoco”.
Nic, co tu piszę, nie są to rzeczy nowe. Psychologia ewolucyjna opisuje je w zasadzie w pełni. Jeśli wnoszę tu w ogóle cokolwiek nowego, to może to, żeby nie wyrzucać jej poza obręb klimatycznej (mitygacyjnej) debaty, i żeby otrząsnąć się z zatrucia konstruktywizmem, bo jest to zatrucie śmiertelne.
Ponieważ czuję się (jednak) niezręcznie, pisząc o tych oczywistościach, pozwól, Drogi Czytelniku, że powrócę do mojego krótkiego urlopu, który spędzam nad morzem, a konkretnie na plaży, wpatrując się w fale, puszczając latawce, przesiadując na wyciągniętych na brzeg rybackich łodziach. W nieskończonym poczuciu szczęścia, jakie dawać może tyko obserwowanie umierającego raju.
______
PS Z daleko idącej ostrożności pragnę podkreślić, iż uznanie wszechmocy natury ludzkiej nie jest dla mnie tożsame z kapitulacją wobec tejże. Wierzę wszak, że wroga można pokonać jedynie przez akceptację jego istnienia i… natury.
PPS Choć nie wydaje się to szczególnie istotne, o tym, jak rozumiem „kapitalizm” pisałem w poprzednich wpisach:
Zgadzam sie w pełni.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wylegiwanie się na plaży, zamiast ratowania świata w skali mikro? Wstyd 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba