Jest dla mnie rzeczą dość zaskakującą, że udało mi się dotrwać do urlopu. Kiedy się jedną nogą tkwi w całości w tym, co nazywamy kapitalizmem, a drugą w tym, co od biedy można nazwać ratowaniem świata, nie jest to takie proste. Nawet osobno nie są to rzeczy proste. A tak, to już w ogóle.
Ale nie o tym chciałem mówić. Chciałem mówić o tym, że coś mi mówi, że to może być nasz ostatni taki urlop, a może w ogóle jakikolwiek urlop.
Nie wiem, jak Wy, ale ja chyba powoli zaczynam godzić się, że to koniec. Wskazuje na to szereg wskaźników, które naukowcy umieszczają na wykresach i te wykresy są jak nekrologii. Tym razem są to nekrologii dla niemal ośmiu miliardów ludzi i niezliczonej ilości zwierząt i roślin, czyli tego wszystkiego, co nazywamy biosferą.
Zamieszczam gołe linki, jak ktoś chce może się zapoznać. Wszystkie te linki mówią o tym, że odchodzimy. Odchodzimy wraz z groteskowo pięknym światem, który zabijamy na różne mniej lub bardziej wymyślne sposoby.
Szczególnie polecam zestawienie danych przygotowane przez zacny zespół „Nauki o Klimacie”.
REKORDY. REKORDY. REKORDY. STAN KLIMATU NA WYKRESACH
A ponadto:
There’s some really intense melting in the Arctic right now
Arctic melt goes into overdrive
Arctic Permafrost Is Going Through a Rapid Meltdown — 70 Years Early
Co zabawne, i co zauważam na marginesie, ciągle spotykam ludzi, którym jest za zimno i ciągle spotykam typowych negacjonistów klimatycznych. Dla nich te wykresy, artykuły, tezy nie istnieją, ale, co sobie ostatnio zaczynam uświadamiać, ostatecznie, w pewnym sensie, nie istnieją one dla nikogo i to jest w zasadzie zrozumiałe.
Myślałem o tym ostatnio wiele i wymyśliłem tylko tyle, że naszym podstawowym problemem jest to, że tak naprawdę nie chcemy się uratować. Są bowiem w życiu ludzi rzeczy droższe od życia. Jadę na urlop i w tej chwili nie chciałbym mówić, jakie konkretnie są to rzeczy, ale jestem pewien swojej tezy w 100%, dokładnie tak samo, jak znaczna część ludzi wierzy, że nasza cywilizacja może być oparta w 100% na tak zwanych odnawialnych źródłach energii.
Fakty mówią, co innego. Tak wygląda mix energetyczny współczesnego świata. Zamieściła to w swoim raporcie firma, która, dzięki licznym konsumentom, czyli nam, wyemitowała do atmosfery miliony ton CO2. Nie chce mi się objaśniać tych wykresów, ale z grubsza mówią one tyle, że odnawialne źródła energii nie mają żadnego znaczenia, a pożar świata trwa w najlepsze. Zamieszczam go jako, być może nawet zbędną, dygresję.
Na urlop, który być może moim i waszym ostatnim urlopem, jadę z pewnymi wyrzutami sumienia. Oto, kiedy zorientowałem się, że żadna z obowiązujących opcji i narracji mitygacyjnych nie działa („mitygacja” to pojęcie pojawiające się w raporcie Międzyrządowego Zespołu do Spraw Zmian Klimatu (IPCC), dotyczącym skutków globalnego ocieplenia powyżej 1,5°C w stosunku do ery przedindustrialnej oznaczające z grubsza rzecz biorąc „ratowanie sytuacji”), to znaczy nic, co robimy żeby ratować sytuację, nie ratuje sytuacji, podjąłem rozpaczliwe próby rozbicia tych (w mojej ocenie nieadekwatnych) pomysłów i paradygmatów.
Tak rozpaczliwe, jakie może czynić tylko nieznany nikomu człowiek z prowincji niebędący prezydentem Trumpem, papieżem Franciszkiem, czy choćby Gretą Thunberg. Próby te okazały się całkowicie chybione i z niejaką satysfakcją właściwą czasom schyłku, owo chybienie odnotowuje – jest w porażce jakaś siła, której nie zna zwycięstwo.
I tak sobie myślę, że całą naszą postawę wobec czegokolwiek, w szczególności wobec klimatycznej i ekologicznej katastrofy, daje się streścić w poniższych słowach. Niech będzie niewielką zagadką, kto jest ich autorem i z jakiego dzieła pochodzą.
Podejrzewam, moi państwo, że patrzycie na mnie z politowaniem; powtarzacie mi, że człowiek oświecony i rozwinięty, słowem taki, jaki będzie człowiek w przyszłości [czyli teraz – dopisek mój] nie może rozmyślnie zapragnąć dla siebie czegoś niekorzystnego, że to matematyczny pewnik. Zupełnie się z tym zgadzam, że to istotnie matematyka. Ale powtarzam po raz setny: jest jedna sytuacja, tylko jedna jedyna, kiedy człowiek może rozmyślnie, świadomie zapragnąć dla siebie czegoś szkodliwego, głupiego, nawet najgłupszego; chodzi mianowicie o to aby mieć p r a w o zapragnąć dla siebie czegoś choćby najgłupszego i nie być skrępowanym przymusem pożądania wyłącznie rzeczy mądrych.
W jakiś dziwny sposób zdają mi się korespondować z naszą obecną sytuacją, kiedy to nikt, albo prawie nikt, nie chce pragnąć dla siebie rzeczy mądrych. Co nas różni, nas to znaczy ludzi, to stosunek do tej tezy. Jest bowiem wielu, którzy twierdzą, iż jest ona fałszywa, a część (mniejsza, do której się zaliczam) twierdzi, iż jest prawdziwa. A różni nas jeszcze to, skąd wywodzić tę tezę. Ja należący do mniejszości wywodzę ją z natury, większość wywodzi ją z kultury.
Nie chcę w tym miejscu rozstrzygać tej kwestii, kto tu ma rację, kto się myli. Nie chcę, ponieważ jadę na urlop, na którym to urlopie chcę się nauczyć pływać na windsurfingu, co niemal całkowicie pochłania moje myśli. (Teraz chcę się nauczyć pływać na windsurfingu, a potem na zwykłej desce na prawdziwych falach. Najprawdopodobniej okaże się to wielowymiarowo niemożliwie, ale nie zabraniajcie mi mieć takiego marzenia u kresu dziejów).
Zakończmy tę marną filozofię surfingu. Dość powiedzieć, że podjąłem ostatnio pewną nieco prowokacyjną dyskusję na temat owych, opisanych wyżej uwarunkowań, w kontekście czekającej nas wszystkich klimatycznej i, przepraszam za tę niezręczność, biologicznej, zagłady, i dyskusja ta, choć nieco żartobliwa, okazała się być żartem wielowymiarowo chybionym. W tym kontekście, ostatecznie, zażartowałem z siebie, co ilustruje znana piosenka, nie dająca mi od rana spokoju.
Mając świadomość pewnego niedomknięcia moich przedurlopowych rozważań, pozostawię Was w tym stanie, Drodzy Czytelnicy, mając nadzieję, że zrozumiecie, iż czuję już zew oceanu i że podzielacie mój pogląd, że może to być nasz ostatni taki urlop, a może w ogóle ostatni.
Oby był udany!