Przez jakiś tydzień będziemy się zastanawiać, czy 4 czerwca 1989 r. odzyskaliśmy wolność. Pytanie to było być może zasadne, kiedy jeszcze trwała historia, kiedy Ziemia była stabilnym miejscem jej rozwoju. Dziś obnaża pustkę samego pojęcia. W zbyt małym świecie wolność nie istnieje.
Ale nie tylko to. Gdybyśmy chcieli wyciągnąć jakąś lekcję z lat realnego socjalizmu i komunizmu, lat centralnie sterowanej gospodarki, które to zjawiska i systemy rozwinęły się przecież na znacznej części globu, dostrzeglibyśmy, że ów efemeryczny stan nowego socjalistycznego społeczeństwa był nie do utrzymania. Z definicji niemalże.
Tym bowiem, co naprawdę generował gospodarczo „niewydolny” socjalizm, było poczucie ciągłego braku dóbr materialnych, włącznie z żywnością, ubraniami i dachem nad głową. Ponieważ odpowiadało to stanowi naturalnemu życia naczelnych (nieustanny trud walki o byt), wytwarzało paradoksalnie dużo szczęścia. Ludzie mogli być ze sobą i skromnie spędzać czas poświęcając się temu, co lubimy najbardziej. Spotkaniom z przyjaciółmi, spędzaniem czasu z dziećmi etc.
Ale obserwowana zza szyb zachodnia cywilizacja konsumpcji kusiła. Stojące w miejscu państwa zza żelaznej kurtyny, a przede wszystkim ich obywatele, łakomym wzrokiem patrzyli na taplających się w konsumpcyjnym nałogu sąsiadów. Nawet partyjni kacykowie dostrzegli, że mogą zarobić. Sterowany socjalistyczny, swoisty degrowth musiał się wywrócić i stałoby się to bez udziału kogokolwiek – Wałęsy, Gorbaczowa, Reagana. Kogo tam chcecie. Dziś pozostał jedynie w odizolowanych miejsach świata, co dość jednoznacznie wskazuje, że jedyną determinantą systemów społeczno-polityczno-gospodarczych jest biologia gatunku. Bolesne? Ze wszech miar!
Dziś marzymy w gruncie rzeczy o czymś takim. Marzymy o ściśnięciu ludzkich pragnień i nałogów w nowym świecie „zmienionego systemu”, choć świat ten istniał i upadł, bo gatunek jaki go wygenerował, wolał oddać się nałogowi świata artefaktów i płytkich gwałtownych przeżyć. Od upadku „komuny” trwa od do dziś i za chwilę ulegnie kolapsowi wraz z jego autorami.
Powinno być widać, że nie tędy droga. Ale nie widać i już.
Tak czy siak, bez względu na nasz stosunek do zakresu odzyskanej 4 czerwca wolności, pamiętajmy, że jeśli się nie zmienimy, to umrzemy. Wszyscy.
Miłego świętowania!