Ten wpis z bloga Pawła Droździaka nie mógł się nie pojawić na „DLWD”. Mimo iż koncentruje się na psychicznych aspektach nadchodzącej zagłady, wskazuje również na nasze „tu i teraz”. „Tu i teraz”, które okazało się tak nieznośne, że doprowadziło nas na krawędź zagłady. Cykl winien się zapewne nazywać „Summer is coming”, na co autor zresztą zwraca uwagę, ale nie można tego traktować jako jego wadę.
Nie kończąc wcale cyklu Pożegnanie jesieni otwieramy cykl kolejny, poświęcony problematyce klimatycznej katastrofy. Tytuł, jak widać wyżej, trochę paradoksalny, wierzę jednak, że czytelnicy docenią zalety tak samo tytułu, jak cyklu.
W znanym filmie Gra o Tron hasło „winter is coming” nadaje sprawom ludzkim wymiar, na jaki zasługują. Wojny, spory, intrygi – wszystko to się kiedyś skończy, a jeśli się nawet nie skończy, to znaczenie tego jest tylko umowne, nadciąga bowiem coś znacznie większego, w obliczu czego nic, prócz rzeczy najprostszych nie będzie miało znaczenia. Bohaterowie filmu powtarzają sobie czasem „winter is coming”, tak jak muzułmanie mawiają inszallah. Bóg tak chciał. Wszystko w Jego ręku. Rozluźnij się, nic nie zależy od ciebie. Zima z Gry o Tron nie jest bowiem zwykłą zimą. To trwający kilkadziesiąt lat przyrodniczy kataklizm, który co kilka wieków ten bajkowy świat nawiedza i tak, jak u nas mówi się, że coś było „przed wojną”, tak tam mówi…
View original post 1 877 słów więcej