Spełniacze obietnic i sprawnie działające systemy, czyli znowu o zbawieniu

Przeciętny człowiek czasami obietnice spełnia, a czasami nie. Dlatego ja bardzo się obawiam tych, którzy spełniają wszystkie. Bardziej nawet od tych, którzy nie spełniają żadnej. W spełnianiu wszystkich obietnic tkwi bowiem coś z nieprawidłowej osobowości.

Takoż tak zwana dobra zmiana rządząca obecnie w Polsce, która w przewidywalnej przyszłości będzie rządzić wiecznie, obiecała, że zdejmie Polskę z kursu na nowoczesność (cokolwiek przez nią rozumieć) i obietnicy dotrzymała. Człowiek normatywny nie po to przecież składa obietnice, żeby je spełnić. Składa je, bo w danej chwili obietnica jest potrzebna, jemu lub komuś. Dając takie obietnice składa dowód wysokiego poziomu empatii. Jeśli zaczyna je później spełniać co do joty, to znaczy, że składając je, nie kierował się empatią, a jakąś zaszytą w sobie perwersją. Między innymi dlatego tak mnie bawią ataki wymierzane w „dobrą zmianę” z perspektywy – „nie spełnili swoich obietnic”. Groza tkwi w tym, że spełnili je wszystkie i kontynuują dzieło spełniania.

Jedną z tych obietnic była obietnica, że dobrze działające systemy będą działały lepiej. Tak naprawdę obietnica ta jest obietnicą czegoś innego. Obiecuje się tutaj stworzenie systemów, które będą lepsze, poprzez to, że będą gorsze. III RP była państwem pewnych wad, ale jakimś niewyobrażalnym wysiłkiem wielu ludzi stworzyła wiele całkiem dobrze działających systemów, na czele z systemem wymiaru sprawiedliwości, przyzwoitą edukacją i akceptowalną co najmniej służbą zdrowia. Sęk w tym, że dobrze działający system, nie przynosi w kontakcie z nim żadnej satysfakcji. Wchodzisz i załatwiasz. Dłużej, krócej, ale załatwiasz. Tak nie może być, bo człowiek ceni wysiłek, ceni gonienie króliczka w miejsce jego złapania i posiadania.

Sprytny polityk wie o tym i oferuje zmianę niepożądanego stanu rzeczy. Daje obietnicę jakby dwutorową. Mówi: – Załatwiałeś sprawę w sądzie w pół roku, my załatwimy ci ją w trzy miesiące. Wyborca cieszy się, bo będzie krócej i szybciej (czyli będzie w istocie tak, że nie otrzyma satysfakcji wiążącej się w wysiłkiem załatwienia czegoś), ale otrzymuje satysfakcjonującą go w danej chwili daną na szybko obietnicę.

Oczywiście system nie może zadziałać lepiej i mniej lub bardziej świadomie wszyscy o tym wiedzą. Rzecz w tym, że to, że po zmianach faktycznie działa gorzej, działa podwójnie na korzyść „reformatorów”, bo zwiększa wysiłek ludzki w uzyskaniu wyroku, świadczenia, zabiegu, a jednocześnie pozwala sprytnemu politykowi powiedzieć: – Skoro po zmianach działa gorzej niż przed zmianami, to znaczy, że są siły to uniemożliwiające i my obiecujemy, że to poprawimy (i to mimo, że obiektywnie) się pogorszyło. Dobrym przykładem jest tutaj wydłużenie czasu załatwiania spraw sądowych po dojściu do władzy Prawa i Sprawiedliwości. Ponieważ zarówno zły stan wymiaru sprawiedliwości funkcjonował jedynie w wyobraźni, również tylko w wyobraźni może funkcjonować jego poprawianie.

Ale ten fantazyjny atak sanacyjny rzeczywiście coś zmienia – pogarsza działanie systemów, a dokładnie o to chodzi ludziom, którzy niezbyt sobie cenią załatwianie spraw bez wysiłku. Pokazało to relatywnie sprawnie działające państwo PO. Normalność i lekkość życia była nie do uniesienia przez uczestników zabawy. Sprawni reformatorzy, a do takich należy zaliczyć posiadającą nieprawidłową osobowość „dobrą zmianę”, wyzyskują tu dwa momenty – obietnicę poprawy czegoś dobrze działającego i faktyczne pogarszanie systemów, dające całkowicie już literalną satysfakcję, rozłożoną w czasie. Pełną satysfakcję działania obarczonego dużym wysiłkiem. Nie bez znaczenia jest oczywiście entourage nowego poprawionego systemu, w którym funkcjonariusze partyjni i urzędnicy partyjni (innych nie ma) pełnią rolę pośredników załatwiania. Załatwianie czegoś o własnych siłach jest z jednej strony nudne, z drugiej pozbawia nas satysfakcji obserwowania naszych zmagań przez jakiegoś innego, co ma kluczowe znaczenie. Nasze wysiłki obserwuje już nie tylko Bóg, ale również, a może nawet przede wszystkim, partia.

Ale miało być o zbawieniu. O zbawieniu chciałem powiedzieć tylko tyle, że jest jedynym celem polityki. Nikt, kto tego nie rozumie, nie powinien się za nią brać, szczególnie w Polsce, ale nie tylko. Pogarszanie doczesnego bytowania nie od dziś jest warunkiem sine qua non zbawienia. I „dobra zmiana” tę obietnicę spełnia. Jakkolwiek paradoksalny jest to wniosek – ludzie ostatecznie chcą żeby było trochę gorzej. Dlatego nie można temu przeciwstawić żadnego „lepiej”. Nie tędy droga.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s