Zbrodnia, głupota, kwestia przyzwoitości? – o przekształcaniu Polski w pustynię

Tegoroczne lato jest latem historycznym, nie tylko z tego względu, że w sposób emblematyczny pokazało rzeczywistość klimatycznej zagłady, ale jeszcze bardziej uwidoczniło utwardzanie się zbiorowych procesów wypierania,  skutkujących dopalaniem procesów anihilacji biosfery. W Polsce przekłada się to przede wszystkim na nieustanną hekatombę drzew, przede wszystkim tych przydrożnych, trwającą mimo utrzymujących się od trzech miesięcy upałów i suszy obejmującej cały kraj.

Pod pretekstem poszerzania dróg, budowy ścieżek rowerowych i innych idiotyzmów dokonuje się, za ogromne pieniądze transferowane do firm budowlanych i wycinkowych, metodycznego przekształcania Polski w pustynię. Znamienny jest tu przykład wycinki drzew w gminie Trzebiechów, gdzie na potrzeby poszerzenia drogi o jeden metr wycięto już 200 lip, planuje się wycięcie kolejnych 600.

O ich uratowanie walczy jedna z najbardziej niestrudzonych przyrodniczych wojowniczek w naszym kraju Joanna Liddane. Zdjęcia zostały zrobione właśnie przez Joannę.

Podobnymi inwestycjami jest objęta cała Polska i gminy chwalą się samobójczymi działaniami. Pozwolę sobie w tym miejscu dołączyć jeszcze przesłany mi link do podobnej inwestycji z Grodziska Mazowieckiego, gdzie wyrok objął 80 majestatycznych lip.

Rozbudowa drogi Grodzisk Mazowiecki – Radziejowice

W tym miejscu zachęcam do przesyłania mi na adres ajgasiorowski@wp.pl linków do innych tego typu inwestycji. Gdyby to było możliwe z krótkim opisem, ile drzew przeznaczono do usunięcia.

Zbiorowe samobójstwo odbywa się naturalnie przy poklasku tłumu. W tym zakresie wystarczy zapoznać się z komentarzami pod wpisami na portalu Facebook aktywistów, pełnych przykładów zbiorowych i indywidualnych urojeniowych zaburzeń, jakoby to drzewa były przyczyną niewyobrażalnej ilości wypadków, śmierci etc. Te zbiorowe fantazje denfrofobiczne są tak rozbudowane i tak intensywne, że daleko przekraczają ramy niniejszego wpisu.

Dość powiedzieć, że mimo tysięcy ludzi ginących na drogach każdego roku, głównie na skutek tak zwanej brawurowej jazdy, ale ginących przede wszystkim dlatego, że system ekonomiczny wymagający kuriozalnego przemieszczania się na duże odległości milionów ludzi i milionów ton towarów i materiałów każdego dnia, po prostu generuje ofiary, za wszystkie te śmierci obwinia się przydrożne drzewa.

Jak słusznie zauważył Adam Wajrak nikt nie zasypuje stawów i jezior dlatego, że topią się w nich ludzie, nikt nie niszczy samochodów i dróg (mimo że to one są „bezpośrednim” środkiem dostarczania sobie śmierci na skalę masową). A to wskazuje, że drzewa pełnią tu szczególną rolę symboliczną, jako swoisty kontrapunkt na wskroś religijnej filozofii nieograniczonej eksploatacji (kapitalizmu) wspieranej przez religijne perwersje. Każde niezaspokojenie, które wywołuje owa filozofia i metoda (jest to w zasadzie jej istotowa cecha), znajduje rozładowanie właśnie w niszczeniu przyrody , bo gdzież indziej (prócz wojny jako takiej) mogłoby je znaleźć.

Tegoroczne lato pokazuje, że nie stoimy już jako ludzkość na krawędzi zagłady. Zaczęliśmy się z niej zsuwać, jakieś kilka lat temu. Po ciepłej jesieni i zimie, które nadejdą i które sprawią, że upał stanie się bardziej znośny i pozwoli na kilka miesięcy zapomnieć o trwającej zagładzie, przyjdzie kolejne, jeszcze bardziej „upalne” lato z jeszcze większą ilością pożarów. Lód arktyczny ostatecznie stopi się i w ciągu kilku lat nastąpi załamanie światowej produkcji żywności. Ceny energii zaczynają rosnąć już dziś, co za chwile przełoży się na kryzys produkcji i załamanie rynku. Zaczynają rosnąć bo jej produkcja w świecie wiecznej suszy staje się niemożliwa. Nie ma czym chłodzić bloków energetycznych elektrowni tradycyjnych i atomowych, nie ma wody napędzającej elektrownie wodne, a zapotrzebowanie na prąd wzrasta, bo ludzie masowo używają  najbardziej szkodliwe i najbardziej iluzoryczne artefakty wymyślone przez Homo sapiens, jakimi są tak zwane klimatyzatory. Ale o ile te ostatnie są w stanie przesłonić prawdę „fal gorąca”, to nic nie przesłoni prawdy głodu. Warto w tym kontekście posłuchać rozmowy niestrudzonego klimatycznego stoika Guya McPhersona.

W tym kontekście nasze działania, nas czyli osób określanych przez masy z pogardą pseudoekologami, ekoterrorystami, ekosiami etc. są już tylko bądź to Herbertowską kwestią smaku, bądź kwestią przyzwoitości. Wobec miażdżącego pędu agresji wobec przyrody (przede wszystkim drzew, choć nie tylko), pozostają ostatnią możliwością zachowania się przyzwoicie wobec nas samych, naszych dzieci, ale również wobec uczestników frenetycznej rzezi.

Jak w tym kontekście określić działania polityków każdego szczebla, od gminy po parlament i rząd, umożliwiające masom realizację kompulsywnych zastępczych czynności agresywnych, które wymierzone są w drzewa i szerzej w przyrodę? Czy to zwykła nieodpowiedzialność, czy już zbrodnia? Zbrodnia przeciwko ludzkości? Zbrodnia przeciwko samym sobie? Czy zdążymy te działania określić już jakimkolwiek rozsądnym mianem? Poddać ocenie prawa i historii? Prawdopodobnie nie, bo wraz z rozpadem globalnego ekosystemu rozpadają się konstrukty prawa, demokracji, ale również historii, a nawet filozofii.

Póki co, chciałbym zostawić czytelnika z tymi pytaniami. Zachęcam i proszę o wsparcie walki Joanny Liddane o aleję lipową na trasie pomiędzy  Sulechowem a Trzebiechowem przy drodze nr. 278.

Powstrzymanie wycinki alei drzew przydrożnych w gminie Trzebiechów i Sulechów

I proszę o nadsyłanie linków z informacjami o „inwestycjach” skutkujących usuwaniem dużej ilości drzew przydrożnych!

e-mail: ajgasiorowski@wp.pl

Andrzej Gąsiorowski na portalu Facebook.

Zapraszam również do zapoznania się z petycją do Ministra Środowiska w przedmiocie zaniechania prac legislacyjnych na rzecz ułatwienia wycinek drzew przydrożnych: Zaległości, czyli pierwsze lato końca świata

12 myśli na temat “Zbrodnia, głupota, kwestia przyzwoitości? – o przekształcaniu Polski w pustynię

  1. Nie bardzo wiem, jak Panu odpowiedzieć. Pana wpis na pewno ilustruje moje tezy. Przyroda jest jedna, nie ma przyrody prawdziwej, nieprawdziwej. Jak jedzenie, powietrze i woda są jedne. To w zasadzie tyle. Drzewa są dziś ważniejsze od bezpieczeństwa, abstrahując od tego, że nie są niebezpieczne. Po prostu trzeba uważać, jak uważa się na ulicy, kąpiąc w jeziorze, grając w piłkę. Nic więcej.

    Polubienie

    1. Powietrze i jedzenie nie jest jedno. Jest różnica między powietrzem koło fabryki a powietrzem w lesie, między jedzeniem zebranym z rowu przydrożnego a z ekologicznej uprawy. I tak samo jest różnica między przyrodą a pseudoprzyrodą przydrożnych drzew. I ciekawe, jak Pan sobie wyobraża uważanie wtedy, kiedy się przejeżdża w wiatr pod szpalerem na w pół zeschłych drzew, z których lecą ułamane gałęzie, albo wtedy, kiedy z naprzeciwka wyprzedza samochód jadąc prosto na mnie, a ja nie mam gdzie uciekać bo z boku rosną drzewa (przykład wcale nie wymyślony).
      Podtrzymuję, również zgadzając się z Sylwią: koncentrujecie się na sprawach dalekich od tych naprawdę ważnych.

      Polubienie

  2. Pozwolę sobie odpowiedzieć na ten wpis. Ryzykując, że ściągnę na siebie gromy, zostanę zaliczony do tych, którzy mają zbiorowe zaburzenia, agresywnych wobec przyrody, dokonujących zbrodni przeciwko ludzkości i tak dalej. Ale jednak odpowiem.
    Mieszkam w warmińsko-mazurskim, dużo czasu spędzam wśród przyrody i to nie tej w postaci przydrożnych drzew, tylko w postaci puszcz i brzegów jezior, najchętniej tych oddalonych od ludzkich skupisk. Nigdy nie zostawiam po sobie śmieci ani zniszczeń – to tak w największym skrócie. W moim regionie istnieje bardzo wiele zadrzewionych dróg różnego szczebla. Część z tych drzew się wycina, o wycinaniu innych nawet się nie myśli. Wszystko zależy od tego, jaka to jest droga, jakiej rangi, jaki na niej panuje ruch i w jakim stanie są drzewa, o które chodzi. Jak jest w przypadku tych konkretnych dróg, których przykłady zostały podane w tym wpisie, nie wiem. Okolice są mi zupełnie nieznane, nie będę się wypowiadał. Chciałbym poruszyć sprawy ogólniejsze związane z tematem wycinania przydrożnych drzew.
    Przede wszystkim: Drzewa, rosnące wzdłuż drogi, to nie jest przyroda. Przyroda to jest las, jezioro, niezagospodarowana łąka – krótko mówiąc to, co istnieje od tysiącleci i pojawiło się samo. Drzewa wzdłuż drogi istnieją od lat kilkudziesięciu, w niektórych przypadkach nieco więcej, i zostały posadzone przez człowieka w sposób, w jaki same nigdy by nie wyrosły (to zasadnicza sprawa), w realiach zupełnie innych od dzisiejszych – kiedyś eździło się zupełnie inaczej, niż dzisiaj. Nazywanie ich przyrodą uwłacza prawdziwej przyrodzie – lasom, jeziorom, mokradłom i innym jej elementom. Na tej zasadzie mogę sobie posadzić bratki pod domem i mówić, że to jest przyroda, i walczyć jak lew w ich obronie blokując na przykład budowę chodnika. Porównanie wycinki przydrożnych drzew do zasypywania jezior jest – najdelikatniej mówiąc – nietrafione. Przydrożne drzewa są w większym stopniu elementem urbanizacji, niż przyrody. Z wycinką przydrożnych drzew, zasadzonych przecież przez ludzi, sprawa wygląda podobnie, jak z wyburzaniem starych budowli, również postawionych przez ludzi – nikt normalny nie będzie burzył starego zamku, ale jakąś rozpadającą się ruderę sprzed wieku, blokującą inwestycję, już się wyburzy i nikt normalny nie będzie przeciw temu protestował. Jeśli przydrożne drzewa przestają spełniać swoją rolę, jeśli jest z nich więcej szkody, niż pożytku (a czasami jest tak na pewno, znam przypadki, że ktoś jechał spokojnie a jednak z losowych przyczyn uderzył w drzewo albo podczas wiatru gałąź spadła na samochód), to należy je usunąć i nie powoływać się na ochronę przyrody. Powtarzam – wszystko zależy od tego, jaka to jest droga (nie wiem, jak w innych rejonach kraju, ale w moim nikt się nie czepia zdrowych drzew rosnących przy bocznych, a czasami też wojewódzkich drogach), i w jakim stanie są drzewa, bo niektóre już się rozpadają ze starości i niewiele trzeba, żeby stworzyły realne zagrożenie. Skoncentrować się należy na ochronie prawdziwej przyrody – protestować przeciwko wycince lasów (wycinkę Puszczy Białowieskiej wsparłem na tyle, na ile mogłem), zatruwaniu jezior, osuszaniu bagien, i chyba nie ma sensu podawać dalszych przykładów. Walcząc dla zasady w obronie przydrożnych drzew tylko ośmieszamy ideę ochrony przyrody i nie ma się co dziwić, że coraz częściej padają określenia typu ekoterrorysta.

    Polubienie

  3. Proszę o jedno zwolenników scinania przydrożnych drzew: o źródło naukowe ze drzewa takie zwiększają śmiertelność przydrożna. To że Hołowczyc tak mówi to żaden argument.

    Polubione przez 1 osoba

  4. Nie rozumiem pana oburzenia. Próbuje pan zmusić ludzi (nieskutecznie bo wyzywając ich od zbrodniarzy, głupców, nieprzyzwoitych) do zaangażowania w sprawę dawno już przegraną. To już przecież koniec, z drzewami czy bez. Czy to nie szaleństwo (dlaczego chce pan wsparcia dla szaleństwa)? Po co te emocje? W imię czego? W imię tego, że ktos chce z siebie robic bohatera i sobie zagrać w sztuce „jak usiłuję ratować świat”? Wymaga pan czegoś co już nie istnieje: przeżywania wspólnotowego, wzajemnego wsparcia- ale ja z mojego doświadczenia jednostkowego zapytam gdzie był RDOŚ Sroś i ekolodzy, gdy mój Ojciec walczył sam jako szary obywatel o zmianę przebiegu trasy S6, która zmiecie piękne zalesione kawałki Kaszub ( i zniszczy kilkadziesiąt gospodarstw a ludzi przesunie do opieki społecznej) aby mógł pan przejechać sobie ekspresówką na wakacje nad morze? Wymaga pan uznania jakiejś wspólnoty, symbolicznego obszaru „naszego”- ale, kurczę, dlaczego ma mnie obchodzić drzewo w Trzebiechowie. Mnie obchodzą drzewa w mojej przestrzeni – które znów nikogo nie obchodzą, bo nie widziałam żadnych ekologów gdy mi pod nosem wycinali hektar lasu. Do czego się pan odwoła gdy nie ma już nic (bo jednak pan woła) ? Ja wam nie pomogę bo wy mi nie pomogliście. W skali globalnej też tak to działa. Nikt panu nie pomoże, bo pana kasta ( w sensie zadufanej kasy średniej, ekologów) nigdy nikomu nie pomogła. Proste.
    Żeby ludzie nie chcieli wycinki drzew trzeba (było) ich natychmiastowo wspierać gdy im konar spadnie na głowę lub na dom. Hektar lasu poszedł na deski, bo właściciele żyją z dostaw do przemysłu meblarskiego- a daliście im jakąś alternatywę, by mieli z czego żyć? Nie.

    To kolejny wpis, w którym usiłuje pan sugerować, że ekolodzy walczą ze „złem”. To sztuczny konflikt, żeby sobie pozycję we własnych oczach poprawić? No, litości.

    Trochę mi się śmiać chce, bo kiedyś sama zawlokłam temat antropocenu na Tarakę, gdzie zostałam doszczętnie wyśmiana przez właściciela, że majaczę, a teraz proszę- i Taraka nawet żyje Wymieraniem :). Histerycznie.

    I szczerze, ja pana kojarzę z Krytyki, potem z bloga w natemat. Nie wiem jak to ująć, bo pan to odbierze jako atak a to raczej troska: niech pan spróbuje przejść sam, w sobie, próg nietrwałości, umierania, śmierci, utraty. Życzę panu spokoju. A jeśli upiera się pan przy „walce” dla przyjemności, to na boga- nie tak, nie tak głupio, nie od d..y strony.

    Polubienie

      1. Z pewnością, przecież też jestem człowiekiem, ba! nawet głupkiem, nieprzyzwoitym, zbrodniarzem i Grażyną w dodatku, od Janusza, jak już ustalone. Mogę być, spoko. Ekolodzy są mi w sumie obojętni, nie pomogę (już) ani nie przeszkodzę, patrzę obojętnie. Ale próbuję (raczej sobie nie panu) wytłumaczyć dlaczego nie macie poparcia. Obrażanie się na brak uczestnictwa innych w waszej zabawie doprawdy nie pomoże- chyba że to ten brak uczestnictwa właśnie was (z)bawi. Problem w tym, że nie ma żadnej gry a już zwłaszcza z „siłami ciemności”- oprócz tej w waszych głowach. Żeby istniało Dzikie musi być gdzieś Bezpieczne. Dajcie to ludziom a nie wyzwiska, może zadziała jeszcze przed Końcem. Tak myślę, to wszystko.

        Polubienie

  5. Szok! Ja nie wierze co ludzie tu wypisuja w tych komentarzach. Drzewa przydrozne nie sa przyroda??? CO to za brednie? Jesli suche galezie sa zagrozeniem, to przeciez mozna przyciac. Bedzie tak jak w Uk, dzikich lasow nie widac, mozna jechac do parku gdzie jest milion innych osob. Jakas epidemia zbiorowej glupoty panuje naprawde. Ja pochodzę ze wsi, w ktorej zawsze byly drzewa przy drodze. Mniemam ze ponad stuletnie. Teraz te drzewa sie wycina, po to aby zrobic chodnik, czy poszerzyc droge. Droge po ktorej przez wies zasuwaja oszolomy ponad setka, nie liczac sie z tym ze ktos idzie poboczem, albo moze wyskoczyc kot czy pies. Czlowiek musi nauczyc sie łączyć szacunek do natury z technologia i rozwojem, bo inaczej biada nam. Sami niszczymy ta piękna planete. Tak na koniec dodam ze zawod przyszlosci to ogrodnik moim zdaniem, a ludzie, którzy sa za wycinka… coz niestety wiekszosc jest jeszcze troszke w tyle w ewolucji, choc wydaje im sie ze mysla przyszlosciowo. Wierze ze w przyszłości ludzie zaczna szanowac przyrode i zwierzeta, bo zrozumieja ze bez flory i fauny nie moze istniec ludzkosc. Oby tylko nie bylo za pozno. Calym sercem wspieram akcje zatrzymania wycinek drzew i trzymam kciuki.

    Polubione przez 2 ludzi

  6. @Sylwia Skuba

    Chyba przecenia Pani możliwości zaangażowanych ekologów, przy okazji zarzucając im (może nie wprost, ale można to wyczytać między wierszami) pozorowanie działania i uchylanie się od uczestnictwa tam, gdzie jest rzekomo najpilniej potrzebne. Chciałbym (serio!), żeby to było takie proste, żeby chodziło tylko o deficyt solidarności i zdolności zbiorowego działania „ponad podziałami/(sub)kulturami”.

    Niestety, rzeczywistość jest duża bardziej brutalna.

    Ekolodzy to nie potężna liczebnie armia, z mnóstwem oddziałów szybkiego reagowania zdolnymi błyskawicznie stanąć do walki gdziekolwiek zagrożona jest przyroda. To (od zawsze) była, jest i niestety pewnie będzie tylko garstka zapaleńców, w porównaniu do siły rażenia i potencjału walca cywilizacji technoprzemysłowej dysponująca malutkim nakładem środków.

    Przede wszystkim jednak postulowane przez nich idee i rozwiązania stoją w całkowitej kontrze do rdzenia tejże cywilizacji: imperatywu obłąkanego wzrostu, pożerającego i dewastującego wszystko na swojej drodze, z „fundamentami” własnego trwania włącznie. Walka Dawida z Goliatem? Zbyt delikatna metafora, raczej rozpaczliwie próby ratowania przez mrówkę ostatnich skrawków swojego habitatu przed rozjuszonym, miotającym się na oślep i depczącym wszystko wokół słoniem. Oczywiście, słoń w szale niszczenia nie usłyszy popiskiwania mrówki, usiłującej wyprosić/wymusić na nim już nawet nie zahamowanie, co chociaż spowolnienie dzieła zniszczenia. Walka mrówki jest z góry skazana na porażkę, „system” nigdy nie był i nie będzie w stanie przekształcić swojego „rdzenia” na eko-modłę. W najbardziej radykalnych scenariuszach, co najwyżej będzie wypluwał kolejnych osamotnionych desperatów pokroju Teda Kaczynskiego, uprzednio brutalnie przemielonych przez jego tryby: tacy co najwyżej doczekają się uznania dla swoich analiz przez kilku jajogłowych, może nawet seriale o nich nakręcą („Manhunt: Unabomber”, swoją drogą bardzo polecam), ale resztę życia spędzą w pierdlu z łatką niebezpiecznych oszołomów, potępieni przez ogół za swoje czyny. A rzeczony ogół dalej będzie pędził ku przepaści, czy raczej staczał się z niej (bo krawędź dawno przekroczona), na złamanie karku. Bez świadomości i krzty refleksji, że to może on jest właśnie tym (skrajnie niebezpiecznym, bo przede wszystkim dla samego siebie) oszołomem, a różnej maści Tedowie to ostatni wołający na puszczy o opamiętanie się. Bardziej jednak w imię dobrego smaku i szacunku dla samego siebie, niż dla „zgrywania bohatera” (co błędnie imputuje Pani gospodarzowi bloga).

    Mógłbym ww. myśl rozwijać ad mortem usrandum, zahaczając o coraz to kolejne wątki. Tylko po co? Przecież ma Pani świadomość, że „to już jest koniec”. Chyba tylko niezabliźniona rana po porażce Pani ojca pcha Panią – w jakże ludzkim! – odruchu szukania i rozliczania winnych. Szkoda tylko, że w tak nietrafiony sposób.

    Pozdrawiam mimo wszystko,
    Krzysztof, „zapóźniony” eko-oszołom.

    Polubione przez 1 osoba

  7. W 2018 roku pod moim domem w pewnej małej wiosce we wschodniej Wielkopolsce wyrżnięto trzy zdrowe drzewa – dwie lipy i jesion. Jedno z tych drzew zasadził mój śp. Dziadek tuż po II wojnie światowej. Przyczyna wycinki? Poszerzono chodnik o jakieś 20 centymetrów. Chodnik, nie jezdnię. Teraz mam latem w domu od wczesnego rana patelnię od strony wschodniej. Posadziłem nowe drzewka, ale ledwie rosną, bo susza okrutna. Zanim osiągną przyzwoite rozmiary, to już mnie nie będzie. O ile w ogóle coś jeszcze będzie.

    Polubienie

Dodaj komentarz