Zajmując się od jakiegoś czasu, prócz pisania o antropecenie, poszukiwaniem możliwej wspólnej drogi różnych ruchów ekologicznych, przyrodniczych, naukowych i biznesowych, dostrzegam jak trudne jest to zadanie. Sytuację znakomicie obrazuje dyskusja, jaka odbywa się na moim profilu na Facebooku pomiędzy tymi, pośród których czasowe zezwolenie na stosowanie neonikotynoidów do zaprawy nasion rzepaku, na które pozwolił Minister Rolnictwa, nie wywołało niepokoju, a tymi, którzy uważają neonikotynoidy za bodaj najgorsze rozwiązanie ze względu na zapylacze, którym mają zagrażać w sposób zasadniczy.
Ja sam nie chcę udawać Greka, dlatego zaznaczę na wstępie, że bliższe jest mi stanowisko tych, którzy wskazują, iż neonikotynoidy, wobec innych środków ochrony roślin, są relatywnie najmniej szkodliwe dla pszczół i innych zapylaczy. Dane rzeczywiście wskazują na to, że zakaz stosowania neonikotynoidów powoduje, że rolnicy zaczynają używać większej ilości innych, relatywnie bardziej szkodliwych dla zapylaczy substancji. W sposób oczywisty w obecnym modelu produkcji rolnej i gospodarki w ogóle, nie widzę możliwości przestawienia produkcji na inne metody, ponieważ wymagałoby to zmiany miliardów indywidualnych świadomości i drastycznej zmiany stosunków własnościowych. Obydwie rzeczy bez kryzysu na poziomie wojny światowej i rewolucji nie są możliwe. Ale nie są możliwe przede wszystkim na gruncie trącącej dziś myszką natury ludzkiej.
Nie podzielam z tych samych względów fantazji przeciwstawnych, to znaczy tych, w których produkcja żywności genetycznie modyfikowanej pozwolić ma na tak duże ograniczenie areałów upraw, ilości stosowanych nawozów i środków ochrony roślin, że przywrócimy kolejne połacie Ziemi naturze (w tym owadom). Jest to, w mojej ocenie niemożliwe również ze względu na naturę ludzką, a jeśli komuś się to pojęcie nie podoba, to ze względu na psychologię i biologię gatunku Homo sapiens. Temat ten opisuję w innych wpisach i nie ma potrzeby powtarzać myśli tam zawartych. Moja główna teza jest cokolwiek banalna – nie ma skutecznych narzędzi wyhamowania wzrostu. Wzrost zakończy się wtedy, kiedy nadejdzie katastrofa. Tym samym narzędzia rozwoju przemieniają się w narzędzia ułatwiania nadejścia zagłady globalnej.
W dyskusji na moim profilu za najciekawszą uznałem wypowiedź prof. Ryszarda Laskowskiego (biologia, specjalność ekologia i ekotoksykologia Instytut Nauk o Środowisku Uniwersytetu Jagiellońskiego, ekspert od środków ochrony roślin w Europejskim Urzędzie ds. Bezpieczeństwa Żywności EFSA), który mówi:
Wywołany do skomentowania tej dyskusji (i całej sytuacji) przez prof. Kujawę (Krzysztof Kujawa), postaram się uczynić to na tyle krótko, na ile możliwe na takim forum, jak FB. Nie jest to łatwe zadanie, bo sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana niżby się to mogło wydawać osobom nie prowadzącym tego typu badań i, bardziej ogólnie, nie zaznajomionych z metodologią współczesnej nauki. Najpierw więc parę faktów, na temat których nie ma się co spierać (bo to fakty!): (1) Tak, neonikotynoidy SĄ szkodliwe dla pszczół (a także dla motyli, pajęczaków, chrząszczy, a także płazów, gadów, ptaków i ssaków z człowiekiem włącznie). Dlaczego to fakt, nad którym nie ma co dyskutować? Ano dlatego, że neonikotynoidy działają na układ nerwowy, którego mechanizm działania jest z grubsza taki sam w całym królestwie zwierząt. (2) Tak, pszczoły i inne zapylacze są szczególnie narażone na działanie neonikotynoidów stosowanych w formie pestycydów systemowych, bo żywią się pyłkiem lub nektarem, do którego tak stosowane pestycydy trafiają bezpośrednio. (3) Tak, w dającej się przewidzieć przyszłości będziemy musieli nadal stosować pestycydy, bo bez pestycydów nie wyżywimy ponad 7 miliardów ludzi (a wciąż populacja rośnie w zawrotnym tempie). Choć to też fakt, to jak długo on faktem pozostanie zależy już w znacznej mierze od nas. Np. powszechniejsze stosowanie niektórych upraw GMO pozwoliłoby na znaczną redukcję stosowania insektycydów – a więc tej grupy pestycydów, która jest najgroźniejsza dla pszczół i innych zwierząt. Niestety obłęd (to też fakt!) any-GMO, jaki zapanował w Europie, a w Polsce w szczególności, skazuje nas tymczasem na stosowanie insektycydów. Tyle faktów na dobry początek, a teraz nieco dyskusji z tezami przedstawionymi w Slate.com. Po pierwsze: „Centre for Ecology and Hydrology, or CEH, in the U.K.—a group known for its skepticism of pesticides in general and neonics in particular”. Otóż NIE – CEH to nie jest „grupa znana ze sceptycyzmu względem pestycydów” tylko bardzo solidny instytut badawczy, który w dodatku ma w statucie dbanie o jakość środowiska. Po drugie, argument, że „przecież w innych badaniach wykazano, że neonikotynoidy nie szkodzą pszczołom” mógł być wysunięty wyłącznie przez kogoś kompletnie nie obeznanego z metodologią nauki. Takie postawienie sprawy jest a gruntu fałszywe ponieważ w nauce z reguły testujemy tzw. hipotezę zerową, czyli w tym konkretnym przypadku zakładamy z góry, że neonikotynoidy NIE szkodzą. Następnie planujemy badania, które miałby tę hipotezę zweryfikować. Jeśli przeprowadzimy tych badań nawet kilkadziesiąt, to choćby tylko w jednym z nich okaże się, że SĄ szkodliwe, oznacza to, że hipoteza zerowa o nieszkodliwości MUSI zostać uznana za fałszywą – przyjmujemy zatem, że neonikotynoidy SĄ szkodliwe. Kolejny argument podniesiony przez Slate.com, to że „Global hive numbers have steadily increased since the 1960s”. I co z tego? Jaki to ma związek z postawionym pytaniem? Oczywiście, że liczba uli na świecie wzrosła do lat 1960, bo w tym samym czasie nasza populacja wzrosła o ponad 4 miliardy (sic!) – jest więc więcej zarówno konsumentów miodu (nie wspomnę o tym, że równocześnie bardzo się wzbogaciliśmy, więc pewnie jemy też więcej miodu na osobę), jak i pszczelarzy. To tak oczywiste, że nie mogę się nadziwić, że zostało to podniesione jako argument w tej dyskusji. Nawiasem mówiąc, warto zauważyć, ze choć ludzkość rosła w tym czasie w postępie wykładniczym, liczba uli rosła tylko liniowo. Tyle „krótkiej” dyskusji. A na koniec jeszcze słów parę o samym zakazie stosowanie neonikotynoidów: czy jest słuszny, czy wręcz przeciwnie. Otóż tu, niestety, mimo przytoczonych wyżej faktów, odpowiedź nie jest już taka jasne. To, czy ten zakaz okaże się zbawienny dla pszczół zależy bowiem od wielu innych czynników. Najważniejsze może się okazać to, co zrobią rolnicy wobec zakazu stosowania neonikotynoidów – bo raczej nie pogodzą się z utratą plonów rzędu 15-40% (a tego można oczekiwać, gdyby całkowicie wycofać pestycydy). Zapewne zaczną więc na masową skalę stosować inne insektycydy, być może o szerszym spektrum działania niż neonikotynoidy, a wówczas straty mogą być większe niż korzyści. Czy mamy jakieś pomysły na rozwiązanie tego węzła gordyjskiego? Mamy – ale to już historia na zupełnie inne opowiadanie, bo i tak mało kto dotrze do końca tego przydługiego tekstu.
Prof. dr hab. Ryszard Laskowski
A także, utrzymaną w nieco innym duchu opinię dr hab. Pauliny Kramarz (Zespół Ekologii Fizjologicznej i Ewolucyjnej Bezkręgowców, Instytut Nauk o Środowisku, Uniwersytet Jagielloński), którą również przytaczam w całości:
Krzysztof Kujawa w tym, co jest napisane w slate, oprócz tego, że nie jest to opublikowane jako artykuł, jest jeszcze jeden problem: piszą jedynie o pszczołach miodnych. To nie są najważniejsze pszczoły zapylające – dzikich pszczół jest w Polsce około 450 gatunków, niewiele jest też badań na innych niż pszczoła miodna. A takie pszczoły jak np. murarka są zdecydowanie bardziej efektywne w zapylaniu w porównaniu do pszczoły miodnej.
Osobiście jestem przeciwna używaniu pestycydów w ogóle – szczególnie w świetle:
– bardzo szybko i dynamicznie rozwijających się metod biologicznych. Są to metody nowoczesne, oparte np. o działające bardzo wybiórczo, tylko na jeden gatunek owada, wirusy. I praktycznie nie obserwuje się bardzo kosztownego (bo wówczas trzeba opracowywać nowy środek) rozwoju odporności na dany środek, jak jest to w przypadku pestycydów chemicznych.
– marnowaniu nie tylko żywności (od 20-40%), ale terenów rolniczych (77% jest przeznaczona tylko i wyłącznie na produkcję mięsa)
– niewłaściwemu użytkowaniu terenów rolniczych – wielkoobszarowe monokultury nie są nie tylko mniej wydajne, ale dodatkowo bardziej wrażliwe na wszelkiego rodzaju „niepożądane” organizmy. Za to świetnie nadają się do używania pestycydów.
Po prostu czas zmienić organizacje produkcji i dystrybucję żywności.
W tym przypadku wydano pozwolenie na używanie pestycydów jako zapraw do nasion. Fakt, niewiele jest biologicznych metod zastępujących pestycydy używane do zapraw, ale są. Badania pokazują, że przeciwko grzybom wystarczy chwilowe moczenie we wrzątku. Na pewno pomogła by eliminacja, metodami biologicznymi, „szkodników” z upraw.
Do tego, neonikotynoidy krążą w roślinie, co oznacza, że nie tylko owady „szkodliwe” są na nie narażone.
Obecnie w Polsce jest susza, która jest niby uzasadnieniem zezwolenia – tyle, że susza osłabia również owady, także te uważane za pożyteczne. Których jest coraz mniej, co w konsekwencji doprowadzi do spadku populacji zwierząt, żywiących się owadami (np. ptaków), co już obserwuje się we Francji i w Niemczech.
To tak pokrótce i na szybko. Jeżeli ktoś ma czas, to polecam opracowaną z inicjatywy Greenpeace Polska, NSOOZ, której jestem współautorką. Są tam też fragmenty dotyczące pestycydów, opracowane przez Tomasza Kiljanka z Państwowego Instytutu Badawczego w Puławach, który na co dzień zajmuje się właśnie pestycydami i ich skutkami, a który bardzo się zmartwił decyzją Ministra.
Przypominam też, że od 2014, zgodnie z przepisami EU obowiązuje w Polsce Integrowana Ochrona Upraw, zakładająca minimalne użycie pestycydów oraz innych środków chemicznych.
Narodowa Strategia Ochrony Owadów Zapylających
dr hab. Paulina Kramarz
A oto materiał ze Slate: Do Neonics Hurt Bees? Researchers and the Media Say Yes. The Data Do Not.
I inne przywołane w dyskusji artykuły, raporty i opracowania, których nie zestawiam w formie za i przeciw, pozwalając czytelnikowi wyrobić sobie własne zdanie:
Neonikotynoidy na przegranej pozycji
Większość światowego miodu jest zanieczyszczona pestycydami
„Wyborcza” o WIKILEAKS i GMO. – dementują?
Pesticides spark broad biodiversity loss
Country-specific effects of neonicotinoid pesticides on honey bees and wild bees
Neonicotinoids: EFSA’s coded plea for help
Neonicotinoids: risks to bees confirmed
Zdjęcie zapylaczy (a dokładniej jednego trzmiela) zrobiłem na działce prowadzonej dobrą ręką przez moją mamę Teodozję Gąsiorowską.
Zachęcając do wyrobienia sobie własnego zdania na powyższy temat, chciałbym podkreślić, iż próba rezygnacji z pakietu własnych fantazji pośród ugrupowań i środowisk zdających sobie sprawę z zagrożeń, jakie niesie ze sobą antropocen, byłaby właściwym punktem wyjścia do skoordynowanych i zaplanowanych działań proekologicznych, a w istocie ratowniczych, bo Ziemia tego ratunku potrzebuje. Ale o tym chcę powiedzieć coś więcej w innym miejscu i czasie.
Całość dyskusji czytelnik znajdzie na moim profilu na portalu Facebook.