Tak się składa, że branżę ochroniarską poznałem od prostego ochroniarza, zwanego przez lud „ochraniarzem” lub też „cieciem”, aż po stanowiska menedżerskie. To, co się w niej odjaniepawla i odmagdelenośroduje dość dobrze oddaje farsę kapitalizmu polskiego i zagranicznego. Kiedyś, jak będę na emeryturze, napiszę o tym przezabawną książkę, a któryś ze znanych polskich reżyserów kręcących filmy z dużą ilością mięsa, zbije fortunę na filmie na jej podstawie. Przestrzegałbym jednak, żeby na podstawie tej tragifarsy rozwalać resztki opozycji w Polsce, tym razem pod postacią Kongresu Kobiet.
Wszystko w życiu człowieka i ludzi jest fantazją, a ochrona osób i mienia nie jest spod owego „przekleństwa” wyłączona. I tak ochroniarze i ochroniarki są po to, żeby dawać ludziom iluzję, że wszystko jest pilnowane, jest w porządku i bezpiecznie. Póki do akcji nie wkraczają geniusze zła, fantazja ta doznaje niczym nieskrępowanego wsparcia od faktów. Nic się nie dzieje – praca ochroniarzy jest koniecznym składnikiem rzeczywistości. Fakty są inne. Ochroniarze pilnują przede wszystkim mienia, które rzeczywiście bez ich trwałej obecności, doznawałoby znacznego uszczerbku. W tym celu siedzą po nocach w samochodach, różnych budkach, dziurach, pakamerach, kanciapach. Próbują tam spać i robią czasami różne inne rzeczy, o których nie wspomnę nie chcąc niszczyć etosu zawodu i branży. Czasami wożą kasę, która chyba i tak jest ubezpieczona, a której i tak nikt nie kradnie. W marketach stoją przy kasach i obserwują sklepowych złodziejaszków, pośród których całkiem istotną grupę stanowią ludzie owładnięci kleptomanią, których kradzieże sklepowe po prostu kręcą. Gdyby ochroniarze nagle zniknęli, straty kapitalizmu z pewnością byłyby większe, ale nie większe na przykład niż te związane z wyrzucaniem i utylizacją towarów, których i tak nikt nie kupi. Bo jak wiemy, w kapitalizmie wszystkiego jest w nadmiarze. Ochroniarze pilnują nadmiaru.
Istotą ich pracy jest to, że można ich op….ć. Op….ą ich wszyscy. Przede wszystkim inspektorzy, którzy z kolei są op…ni przez swoich dyrektorów i menedżerów. Można bez wielkiej przesady powiedzieć, że op…nie jest istotą tej pracy, jak zresztą kilku innych profesji niezbędnych w kapitalizmie. Lepiej od ochroniarzy op…la się tylko sprzątaczki, bo damy i panowie zawsze znajdą jakiś brudek ma hektarze powierzchni płaskiej. Szczególnie te damy i ci panowie, którzy akurat nie pełnią funkcji ochroniarza i sprzątaczki. – Jak to, nie pilnujecie! Spaliście, nie zrobiliście obchodu! Al-Kaida, ISIS, IRA i Czerwone Brygady czyhają! Zasłużyliście na to, żeby wam ze zlecenia potrącić, bo z umowy o pracę nie bardzo można! Mienie ma się dobrze, tylko wtedy, kiedy można op…ać za jego nienależyte pilnowanie. Ochroniarze i ochroniarki są elementem realizowania kapitalistycznego fetyszyzmu towarowego i ponowoczesnego fetyszyzmu bezpieczeństwa. Jedno i drugie jest iluzją, ale musi być estetycznie poddane – ochroniarze muszą stać na baczność, pilnować, robić srogie miny i obchody. Mogliby siedzieć, a nawet spać, ale wtedy cała estetyka iluzji bezpieczeństwa ległaby w gruzach. Całą fantazja poszłaby się… No, poszłaby!
Ale jest też druga strona medalu. Ochroniarze (byłem, to wiem), jak wszyscy ludzie, szczególnie ludzie zatrudnieni, uwielbiają narzekać. Narzekają szeregowcy, narzekają pielęgniarki, narzekają górnicy, narzekanie przechodzi z najniższego na wyższy stopień zarządzania i tam jest nieco mniejsze, na wyższym jeszcze mniejsze. Właściciele tego wszystkiego już nie narzekają, przynajmniej na warunki pracy, z tego prostego powodu, że nie pracują, więc nie mają na co narzekać. Narzekanie na najniższych szczeblach pracy przyjmuje rozmiary gargantuiczne i narzeka się na wszystko. Ja na przykład, pracując jako ochroniarz, narzekałem głównie na to, że nie miałem porządnego łóżka, na którym mogę się wyspać. Dlatego improwizowałem i w żadnym fachu nie wsypałem się tak, jak w szlachetnej branży ochroniarskiej. Jeszcze teraz kręci mi się łza w oku, a minęło już wiele lat od tych chwil.
Powróćmy do meritum. Nie wiem, co się stało na Kongresie Kobiet, ale – jak można się domyślać – elementy fetyszyzmu towarowego, fantazji poczucia bezpieczeństwa i estetyki zdychającego kapitalizmu, które być może odezwały się jako kapitalistyczny atawizm u niektórych z uczestniczek kongresu, połączyły się z logiką narzekania pracowników wykonujących proste prace i afera gotowa. Lewica (i to lewica feministyczna!) odkryła przemoc kapitalistycznej pracy, którą to przemoc, sama, niechcący, wpisując się bez reszty w logikę kapitalizmu, zadała. Jeśli walczysz z bestiami, bacz, abyś nie stał się jedną z nich. Czy tak jakoś. Bacz, abyś nie poznał tego, z czym walczysz!
To jeszcze nie do końca było meritum. Meritum jest takie, że od politycznych szubrawców nie wymaga się żadnych cnót. Kiedy raz na rok zachowają się przyzwoicie, nawet po opozycyjnych policzkach płyną łzy wzruszenia, jak płynęły, kiedy miano zakazać hodowli zwierząt na futra. Kiedy tym dobrym podwinie się noga, nie płacą alimentów, ewentualnie każą stać dwanaście godzin ochroniarkom, zaraz znajdują się tłumy jeszcze lepszych od dobrych, którzy gotowi są ich zganić, za ich niecne czyny, tak jak chwalili dobre uczynki złych. Taka, że się tak wyrażę, dialektyka.
Baczcie jednak, Bracia i Siostry po jasnej stronie mocy, aby ktoś ze złych nie podstawił wam nogi. Obalicie się z tymi, których ganiliście ze szczerej dobroci, a występni będą śmiać się nad waszym losem!