Zima, której w tym roku praktycznie nie ma, powoduje, że okres wycinkowy rozpoczął się dużo wcześniej niż zwykle. Z moich obserwacji i informacji przesłanych mi przez przyjaciół wynika, że po zeszłorocznym amoku wycinania drzew na posesjach prywatnych, co umożliwiło i nadal umożliwia tak zwane lex Szyszko, w tym roku usuwanie drzew dotyczy głównie dróg i parków. Pierwsze odbywa się pod szyldem budowy ścieżek rowerowych, drugie pod szyldem „rewitalizacji”. Oczywiście nadal giną miejskie niedobitki drzew.
Wszelkie słowa, których od lat, jako obrońcy drzew używamy do opisywania zbiorowego szaleństwa, również od lat są niewydolne. „Rzeź”, „drzewa pod topór”, „hekatomba”. To już nic nie znaczy. Na naszych oczach ginie absolutnie wszystko. Krajobraz Polski zmienia się nieodwracalnie, giną siedliskach owadów, ptaków, małych ssaków, których i tak jest ich coraz mniej.
Kiedy zamieszczam na portalu Facebook zdjęcia z kolejnych „wycinek”, „pielęgnacji” i „rewitalizacji”, co wrażliwsi ludzie pytają – dlaczego – i dają różne własne odpowiedzi. Choć blog już tylko z nazwy jest poświęcony temu zagadnieniu, to ciągle, (niczym Joseph Grand z Camusowskiej „Dżumy”), pracuję nad kompleksowym wyjaśnieniem przyczyn.
Tym razem chcę pokazać kilka obrazków. Z krótkim komentarzem. Wycinanie drzew zdaje mi się od lat najbardziej charakterystyczną ludzką działalnością. Jego szczególna intensywność w świecie początku XXI wieku wiązać się może z niepokojami schyłkowego kapitalizmu, ideową pustką globalizacji, fizycznym końcem możliwości rozwoju, globalnym ociepleniem i szeregiem innych rzeczy, wraz z przecenianą chciwością oraz – w polskim przypadku – zapotrzebowaniem na drewno w tak zwanych bioelektrowniach oraz wydawaniem unijnych pieniędzy, które do zawsze wiązało się w Polsce z niszczeniem biosfery i lokalnych małych ekosystemów. Do tego dochodzą różnego rodzaju zaburzenia indywidualne, o czym szerzej i może trochę poważniej chcę pisać w innym miejscu.
Fot. Joanna Liddane
Skala zniszczeń z roku na rok jest coraz większa. Podróżując dużo samochodem po Polsce bardzo często jej po prostu nie poznaję. Przez wiele lat dość aktywnie uczestniczyłem w obronie każdego drzewa w okolicy, ale każdy zielony aktywista wie, że to, co udało mu się ocalić jednego roku, ginęło w następnym. „Lex Szyszko” w sposób praktyczny zniosło ochronę przyrody w Polsce i uniemożliwiło obronę drzew przez lokalnych aktywistów i organizacje. Jak cała reszta spraw w Polsce, także ochrona przyrody wydaje się być sprawą przegraną. Zresztą, potrzeby i zaburzenia ludzkie w tym obszarze, które odezwały się praktycznie wraz z pojawieniem się w Polsce kapitalizmu, były skwapliwie zaspokajane przez wszelkie opcje polityczne, które przyrody nie broniły nigdy i w żaden sposób aż do chwili, kiedy „dobra zmiana” po prostu zniosła jej instytucjonalną i prawną ochronę.
Fot. Joanna Liddane
W tej chwili bardzo często po prostu odwracam wzrok. Jadąc samochodem staram się patrzeć przed siebie i nie myśleć o tym, co dzieje się wokół. Jest to obraz nędzy i rozpaczy. Obraz trwającej od dawna pełzającej katastrofy ekologicznej, na którą tak wytrwale pracujemy, tocząc jednocześnie fantazmatyczną walkę ze smogiem. Katastrofy, która przemienia Polskę w step, a w końcu przemieni ją w pustynię.
Fot. TORF – Turystyka Przeprawowa
Wiem, że nie tylko ja tak postępuję, ale robi to wielu wrażliwych ludzi, którzy od lat bronili każdego drzewa. Wiem też, że nie przestaniemy ich bronić, ale patrzeć, patrzeć już po prostu nie sposób.
Funkcjonowanie świadomości zbiorowej niemal całkowicie w obszarze wyobrażeń i symboli powoduje, że można wycinać drzewa pod hasłem w założeniu zdrowych „ścieżek rowerowych” czy „zrewitalizowanych” parków. Parki bez drzew to już w zasadzie narodowa specjalność.
W tym roku coś podobnego dzieje się między innymi w moim mieście z urokliwym romantycznym Parkiem Garbolewskich przed Państwową Szkołą Muzyczną, który zostanie niebawem zamieniony na kolejną wystawę drzew i krzewów, kształtowanych corocznie tak, aby przypominały drzewka z zestawów LEGO, tak aby nie stworzyły żadnego parkowego ekosystemu i nie stanowiły domu dla jakichkolwiek stworzeń. Jak wszystko wokół nas, te „zrewitalizowane”, a faktycznie zanihilowane parki, muszą być sztuczne. Jedynie przyzwyczajenie powoduje, że są w nich sadzone prawdziwe drzewa, bo równie dobrze mogłyby być sztuczne. Nikt nie zauważyłby różnicy. Ci, którzy wiedzą, o co chodzi i tak nie odwiedzą takiego „parku”. Ciągnące się kilometrami przez asfaltowe pustynie „ścieżki rowerowe” to relatywnie nowe szaleństwo. Wiem jednak, że są rowerzyści, którzy się z nich cieszą.
Fot. Dariusz Gorzelak
Pomijając absolutny brak nadziei na poprawę tego i innych stanów rzeczy w Polsce, znajoma podrzuciła mi dziś ważne powiedzonko, którego, przyznaję, nie znałem (braki w lekturze): l n’est pas nécessaire d’espérer pour entreprendre, ni de réussir pour persévérer. (w wolnym tłumaczeniu – Nie trzeba mieć nadziei, żeby coś przedsiębrać), dlatego pozwoliłem sobie w tym roku stworzyć na blogu zakładkę „Wycinanie drzew”, w której będę po prostu bez komentarza prezentował osiągnięcia Polaków w obszarze zbiorowego samobójstwa. I choć nie rozgrywa się ono naturalnie jedynie w obszarze przyrody, to – póki co – ta jest dla mnie najważniejsza. Zresztą, już kilka dni wystarczyło, żeby zakładka się zapełniła. Myślę, że po roku, dwóch będziemy już widzieli dobrze rozmiary katastrofy i formy szaleństwa. Dziś, żałuję, że nie zacząłem robić tej wycinkowej księgi wiele lat temu. Ale Polacy-drwale mi przecież pomogą!
Na czym mi szczególnie zależy, to abyście przysyłali Państwo czy to za pośrednictwem Facebooka, bloga, czy maila (ajgasiorowski@wp.pl) fotografie Polski przed i po szaleństwie wycinek. Jak na przykład fotografie śmierci tego samotnika przed Pałacem Młodziejowskich w Warszawie (Wycinanie tego typu samotnych drzew w środku miasta to osobna forma dendrofobicznych zachowań).
Fot. Sebastian Krajewski
czy też nawet zestawienia z mapami Google’a, jak w tym przypadku obrazującym, niestety, moje rodzinne miasto:
Fot. Google Maps, Dariusz Gorzelak
Choć mam poczucie, że nie da się odwrócić losu, to jednak te wszystkie drzewa i w ogóle cała ginąca, zabijana przez nas przyroda, zasługuje na kronikę, epitafium czy elegię, czym próbuję się od wielu już lat zajmować.
Prócz przykładów zawartych w tekście, głównie z tego roku (ale są i spektakularne zniszczenia alei przydrożnych z lat minionych), zachęcam do odwiedzania zakładki „Wycinanie drzew” i do przesyłania materiałów.
Za tydzień, ku pokrzepieniu serc, pojawi się rozmowa z Anną Błachno z Obozu dla Puszczy, która – jak nieśmiało zakładam – powinna tchnąć odrobinę nadziei w serce moje i w serca Wasze. Bo Obóz dla Puszczy i jego mieszkańcy okazali się być prawdziwymi bohaterami naszych czasów, co nie wydaje mi się stwierdzeniem na wyrost. Bohaterami, którzy coś wygrali, na co zwracam uwagę, bo często się mówi, że nie jest to narodowa tradycja.
Dziękuję wszystkim autorom zdjęć i przyjaciołom drzew, którzy pomogli w zgromadzeniu materiałów.
Każdego dnia budzę się z poczuciem ogromnego zdziwienia – Polacy są narodem zdolnym do zbiorowego samobójstwa. Nie dostrzegają ogromu katastrofy, jaką sobie gotują od kilku lat, tolerując nieodpowiedzialną gospodarkę lasów państwowych i pazerność lobby myśliwskiego. Kiedy Skandynawowie, Portugalczycy, Nowozelandczycy wyłączyli już prawie połowę swoich leśnych terenów z gospodarki, my z uporem maniaka dewastujemy resztki natury, wysyłając nieprzetworzone drewno do tych krajów, tłukąc dziki pod pretekstem walki z ASF szerzonej przez samych hodowców. Ciągle hołdujemy zasadzie karania cygana za winy kowala.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ale za co karane są drzewa? Za nasze winy?
PolubieniePolubienie
Sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało…
PolubieniePolubienie