Nigdy więcej

Zastanawiam się czasami, jak wiele jeszcze razy przy okazji wyzwolenia Auschwitz-Birkenau, powtarzać będziemy „nigdy więcej”, skoro owo „więcej” rozgrywa się nieustannie od II wojny światowej. Ostatnio tego „nigdy więcej”, jak i samego „więcej” jest jakby więcej. Myślę czasami, że owo hasło,  to, co ze sobą niesie, jest warunkiem wystarczającym, żeby „więcej” miało się dobrze.

Narracja niemal zawsze ta sama – rasizm i nienawiść sprowadziły katastrofę Holokaustu i II wojny światowej. Co sprowadziło rasizm i nienawiść? Bieda i upokorzenie? Też. A jeszcze bardziej źli ludzie, którzy opętali tłumy. Dlaczego masy ludzkie dość regularnie wpadają w objęcia „godnościowych” fantazji, które prowadzą je do zbrodni, o to już prawie nie pytamy. Choć i pytać nie trzeba, bo odpowiedzi uzyskaliśmy od kilku mądrych ludzi już dużo wcześniej. Całkowite pomijanie ich dorobku w dzisiejszej debacie wydaje się znamienne. Zapewne dlatego, że ich odpowiedzi (jak te formułowane przez Ericha Fromma czy Theodora Adorno), nie pozwalają na fetyszyzowanie zjawisk, poglądów czy idei określanych przez nas mianem „faszyzmu”, „nazizmu” czy „antysemityzmu”, na co z kolei zwraca uwagę (wiem, że mi się oberwie za nadużywanie) pewien słoweński filozof. I tak w miejsce refleksji otrzymujemy rytuał. Zbrodnia istnieje, o ile otrzymała rangę symbolu. Zza zasłony „nigdy więcej” nie widać już żadnego więcej.

Ale „więcej” pojawia się szybciej, niż byśmy chcieli. W Polsce pojawiło się niemalże błyskawicznie po zakrzyknięciu „nigdy więcej”. Kiedy rozmyślam nad polskim antysemityzmem, który jednak nie do końca daje się odfetyszyzować, zastanawiają jego cechy szczególne, tym trudniejsze do uchwycenia, że krnąbrność Polaków wobec różnego rodzaju władzy (w tym władz zaborczych czy okupacyjnych), może przesłaniać jego rzeczywistą naturę. Często tak dalece, że Polacy mogą się wydawać narodem nieantysemickim. Mało komu bowiem przechodzi przez głowę, że można sprzeciwiać się okupantowi (co Polacy z pewnością czynili dużo aktywniej, niż Francuzi, Holendrzy czy Skandynawowie), przy jednoczesnej fascynacji nazistowską fantazją żydostwa, jako złowrogiej siły stojącej za wszelkim złem świata. Fantazją wygodną, niefalsyfikowalną, odporną na wszelką analizę. W Polsce fantazją najprawdopodobniej nieusuwalną, na co wskazuje już tylko narodowe wzmożenie związane z aktywnym sprzeciwem Izraela i USA wobec uchwalonej nowelizacji ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. Ożywili się wszyscy, od dziewcząt i chłopców po starców i staruszki. Wystarczy zrobić mały przegląd fejsbukowych komentarzy, żeby nie mieć co do tego wątpliwości.

Nie pisałbym o tym wszystkim, gdyby nie silne przekonanie, że faszyzm, nazizm czy antysemityzm stanowią nie tylko „polityczne (czy kulturowe) fetysze”, za którymi skrywają się „prawdziwe antagonizmy”, ale również, a dokładniej przede wszystkim realne problemy z ludźmi jako takimi. Nie ma wątpliwości, że w dziejach świata nie doszło nigdy do tak daleko idącego zaplanowania i stechnicyzowania zbrodni, jak miało to miejsce w przypadku Holokaustu, tym niemniej warto przynajmniej mieć na względzie, że zbrodnie „chaotyczne”, zbrodnie poza „fabrykami śmierci” nie przestają przez to być zbrodniami. Pamięć o tym może być szczególnie istotna w świecie bez nadziei, w świecie kończących się zasobów i możliwości, świecie, który w ciągu kilku dziesiątek lat może przestać nadawać się do życia. Czy będzie nas w nim stać na owo „nigdy więcej”? Wydaje się to mało prawdopodobne.

 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s