Pośmieliśmy się z celebrytów reklamujących akcję „Różaniec do Granic”, przychodzi pora na jej krytykę. Jest ona w większości przypadków chybiona, ale również niemrawa. Ostatecznie wszyscy zdają sobie sprawę, że wobec religii jakiekolwiek argumenty nie mają jakiejkolwiek mocy. Sama akcja, która okazała się ogromnym sukcesem organizatorów, wskazuje, że opozycja nie ma pojęcia, co dzieje się w Polsce, ale również na świecie. Frenetyczna religijność opanowująca świat ma bowiem głębsze, czy po prostu inne podłoże i jest dziś największą potrzebą mas.
Przede wszystkim jako chybione należy traktować zarzucanie akcji „polityczności”, ponieważ jest to całkowicie oczywiste. Tyle tylko, że polityka i religia to w zasadzie jedno. Ostatecznym zadaniem tej pierwszej, nie jest (wbrew pozorom) poprawianie jakości życia obywateli i organizowanie życia społecznego na rzecz dobra wspólnego, ale zbawienie i wyrwanie ludzkich mas z władzy śmierci. Jak wiadomo, są to również zadania tej drugiej, tyle tylko, że wskazywane expressis verbis.
Polityka jako praca na rzecz dobra wspólnego działa o tyle tylko, o ile jej „beneficjenci” – obywatele, wyborcy czy po prostu masy ludzkie nie dostrzegą, że za nadmiarową konsumpcją, którą jako jedyną ma ostatecznie do zaoferowania, nie znajdują zbawienia i wyrwania z mocy śmierci. To mniej więcej tłumaczyć można stopniowy upadek liberalnych demokracji opartych na zglobalizowanym modelu relatywnie klasycznego kapitalizmu. Co dość oczywiste, to najpierw padają one w tych krajach, które nigdy nie uważały tego modelu za własny i zawsze były w istocie teokracjami. Rozkład demokracji amerykańskiej wskazuje jednak, że upadek będzie dalej idący. W państwach, które demokratyczne nie były nigdy, nie ma co upadać i w ludzkich kategoriach wiedzie im się dziś relatywnie dobrze – patrz Chiny.
Co więcej, próby czynienia z religii polityki, mogą być niebezpieczne dla ich autorów. Papież Franciszek ze swoimi troskami socjalnymi i ekologicznymi nie zdaje sobie zapewne sprawy, że na takim gruncie wyrasta polska schizma od wieków oparta na kulcie maryjnym, częściowo na kulcie Jana Pawła II, a ostatnio na zupełnie już dosłownym bałwochwalstwie, kulcie jednostek żywych i umarłych, póki co nie uznanych za święte.
Drugim silnikiem masowej ucieczki w religijność są w sposób oczywisty nie objęte jeszcze zbiorową świadomością zmiany klimatyczne. Warunkiem koniecznym i wystarczającym religijnej ucieczki jest fakt, że zbiorowa podświadomość, czy intuicja już je obejmują. Co więcej, owa klimatyczna podświadomość (mająca najprawdopodobniej również silne podłoże czysto biologiczne) obejmuje już wizję masowego wymierania, umierania i… zabijania. Któż mógłby nas przed ową zagładą uchronić, jak nie nasi bogowie!?
Dlatego ludzie zaczynają się modlić i oczywiście modlą się przeciw temu wszystkiemu, co w ich mniemaniu, częściowo świadomym, częściowo nieświadomym, obarczało ich nieznośnym ciężarem. Modlą się zatem przeciwko wszystkiemu, co kojarzy im się z Oświeceniem (choć naprawdę chcą się uwolnić głównie od kapitalistycznego nadmiaru, który nie dał im satysfakcji, jaką daje obietnica zbawienia) – gender, prawa mniejszości seksualnych, równouprawnienie, demokracja, prawo, a także zupełnie już bezpośrednio – przeciwko Innemu, reprezentowanemu chwilowo przez „uchodźców” i „imigrantów”. Przy czym (co niezwykle silnie wypierają również przedstawiciele „oświecenia”) modły te są o tyle uzasadnione, że kiedy na Północ ruszą świadomi już uchodźcy klimatyczni, wszelkie oświeceniowe urządzenia społeczne Północy i Zachodu zostaną zmiecione z powierzchni ziemi, w znacznej części wraz z ich twórcami i beneficjentami. Nie ma się tu na co obrażać, bo żyć chce każdy.
Ponieważ byłem przekonany, że akcja odniesie sukces (jako akcja „złego Boga” i nie tylko), mogę dziś z satysfakcją zapalić papierosa (nie robię tego zbyt często) i obserwować co dalej. Bliższa ciału koszula, więc zapewne najwięcej niezdrowej satysfakcji dostarczy polskie podwórko, w którym opozycja oferuje ludziom to, przed czym uciekali, a władza polityczna zlewa się w jedno z religijną. Nie łudźmy się również, że owo polityczno-religijne monstrum zadowoli się symbolicznymi ofiarami. Z różańcem w dłoni można dokonać wielu wielkich czynów.