Podobnie zresztą, jak większość refom „dobrej zmiany”. Gdyby choć trochę pomyśleć, to jakiekolwiek reformy dużych systemów dokonywane z częstotliwością większą niż dziesięć, dwadzieścia lat, niejako z konieczności muszą być szkodliwe – trwonią w niewyobrażalny sposób zasoby naturalne, „moc pospólną” i – mimo początkowego pobudzenia, ostatecznie deprymują i pozbawiają sensu wszelkie wspólne działania. Nie pozwalają również na poczynienie ściślejszych ustaleń, czy coś działa prawidłowo czy nie.
Reformowanie jest w tym sensie taką samą plagą jak frenetyczna konsumpcja czy masowa turystyka. Wszystkie wpisują się w ową pseudoaktywność, o której barwnie pisze Slavoj Žižek, polegającą z grubsza na kompulsywnej potrzebie zmiany czegokolwiek, czy to będzie zmiana ustawy, czy remont drogi tam, gdzie wcale nie trzeba jej remontować (nieodłącznie połączony z usuwaniem pozostałości życia biologicznego w postaci drzew i wszystkiego co na nich i w nich mieszka, o czym warto na marginesie wspomnieć, gdyż z perspektywy bloga jest to istotne) i wiele podobnych ludzkich działań. Jeszcze inaczej, są czytelnym przejawem zbiorowych zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych, ostatecznie wyczerpujących tak społeczności, jak i składające się nań jednostki.
Warto w tym miejscu dla pewnego porządku przywołać Žižka w dosłownym brzmieniu, w kontekście tego, jak cynicznie owa pseudoaktywność jest wykorzystywana przez polityków: Będący u władzy często nawet wolą krytyczną partycypację od ciszy – byle tylko włączyć nas do dialogu i upewnić się, że nasza złowieszcza pasywność została złamana. Jednocześnie daje pewną radę: Wobec tego rodzaju interpasywności, w której jesteśmy bezustannie aktywni, aby mieć pewność, że tak naprawdę nic się nie zmieni, pierwszym prawdziwie krytycznym krokiem jest wycofanie się w pasywność i odmowa udziału. Ten pierwszy krok oczyszcza pole dla prawdziwej aktywności, dla czynu, który naprawdę zmieni współrzędne publicznej sceny.
Zgadzając się co do zasady z Žižkiem, trzeba oczywiście wziąć poprawkę na to, że w konkretnej rzeczywistości politycznej całkowite milczenie może oznaczać całkowitą polityczną śmierć, ale – zdaje się – nie o to też chodzi słoweńskiemu mistrzowi. A jednak, kiedy różne dobre zmiany zarzucają nas i rozhisteryzowany tłum podobną pseudoaktywnością, należałoby przynajmniej spróbować ochłonąć i powiedzieć – STOP! Czy reformy w ogóle są potrzebne?! Nikt tego oczywiście nie mówi. W środowiskach opozycyjnych (również prawniczych!) mówi się, że powinny one zaprezentować własne propozycje reform! O tym, jaką patologią jest polskie sądownictwo, a co najmniej ile w nim nieprawidłowości mówią wszyscy, zarówno autorzy „deformy”, jak opozycja polityczna i intelektualna, co w sposób oczywisty jedynie wzmacnia destrukcyjny absurd reformowania.
Tymczasem sądownictwo w Polsce przez ostatnie lata dokonało ogromnego postępu. Jeśli istnieją w nim jakieś nieprawidłowości, to mają one raczej wymiar i charakter społeczny, edukacyjny, a dokładniej epistemiczny, a jedynie z rzadka systemowy, jak chcą autorzy deformy. Innymi słowy, system z roku na rok funkcjonuje coraz lepiej. A dokładniej funkcjonował, bo jego upolitycznienie przez „dobrą zmianę”, o ile ta będzie rządzić wystarczająco długo (a najprawdopodobniej będzie), ma w połączeniu z możliwą zmianą konstytucji, doprowadzić do całkowitej fasadowości tak prawa, jak i sądownictwa, które działać będą jedynie na zasadzie tego, że ludzie przyzwyczaili się, że coś takiego istnieje. Więcej na ten temat pisałem jeszcze na poprzednim blogu w tekście Konstytucja i sądy funkcjonowały dobrze i nie ma potrzeby powtarzać tych myśli. Ciekawe ujęcie problemu znajdzie również czytelnik na blogu „Sub iudice” (Gwizdanie zgodne z duchem sportu), czy artykule Bartosza Pilitowskiego o ocenie sądów przez społeczeństwo: Szanujcie, to będą wam ufali (www.rp.pl). Ostatni z wymienionych dość dobrze opisuje problemy, daje jednak te same lekarstwa co zawsze – to jest zmiany systemowe (zmiany w organizacji i procedurach sądowych są konieczne!).
Bolączki sądownictwa rzeczywiście mają wymiar opisany w ostatnim z przywołanych tekstów. Przytoczmy fragment dotyczący czynników decydujących o ocenie prowadzonej przez sąd sprawy: Są nimi szacunek, równe traktowanie, zrozumiałość i wysłuchanie. krokiem do długofalowej zmiany w realacjach sądy–obywatele – zauważa Pilitowski – jest zatem przyjęcie przez sędziów do wiadomości, że spełnienie formalnych przesłanek rzetelnego procesu nie gwarantuje jeszcze przekonania stron o sprawiedliwości procesu. To, czy sędzia jest bezstronny, rozpoznajemy po tym, czy traktuje nas z szacunkiem. Choć pod ostatnim stwierdzeniem podpisuję się w całości, to za równie istotny element jako adwokat uznaję semantyczne rozpoznanie sprawy. Innymi słowy, czy sąd (sędzia) właściciele rozpoznaje stan faktyczny i czy rozumienie jego znaczenie. Tyle tylko, że te dwa elementy – to jest szacunek oraz sędziowskie wiedza i poznanie niewiele mają wspólnego z „systemem i procedurami”, a więcej z ogólną kondycją społeczeństwa i procesem edukacji prawników. W tym ostatnim kładzie się nacisk na znajomość przepisów i logikę formalną, zapominając niemal całkowicie o semiotyce, interpretacji, kulturze logicznej, a filozofię prawa sprowadza do aksjologicznego uzasadnienia prawa z pominięciem wszystkiego innego: semiotyki, semantyki, interpretacji prawniczej, czy wreszcie etycznych i psychologicznych aspektów orzekania, oceny stanów faktycznych itp. Sędziowie – co warto przypomnieć – są członkami społeczeństwa i mają wszelkie jego wady i zalety.
Na zakończenie warto dodać, iż kierowanie zarzutów złego działania pod adresem takich systemów jak służba zdrowia, wymiar sprawiedliwości, czy system szkolnictwa, jest działaniem z jednej strony najczęściej niemoralnym (antagonizuje społeczeństwo do niewyobrażalnych rozmiarów i ostatecznie uderza w całość interakcji społecznych), z drugiej morderczo skutecznym. Ani sąd, ani szpital, ani szkoła (ostatecznie) nie są miejscami, które się nam dobrze kojarzą. Do pierwszych najczęściej trafiamy w wyniku naszych czynów i zaniechań (rzadko dobrych, mądrych i słusznych), winiąc za to wszystkich, tylko nie siebie, do drugich w sytuacjach dużego, a czasami ekstremalnego napięcia psychicznego (często również z własnej winy), w trzecich dochodzi do tak złożonych i stresujących interakcji międzyludzkich, że również tutaj trudno mówić o odprężeniu i przyjemności.
Innymi słowy, są to systemy z istoty rzeczy podatne na krytykę, powodujące stres, zaślepiający racjonalną ocenę tego co dzieje się w sądach, szpitalach, szkołach czy innych podobnych miejscach i na innych podobnych płaszczyznach interakcji. Wielka w tym zresztą i rzeczywista (tym razem) wina masowej edukacji, która podporządkowana całkowicie stosunkom produkcji, nigdy nie zajmowała się tym, że ludzkie sprawy i sposoby urządzania sobie życia są z istoty niedoskonałe.
Stąd tak łatwo żyje się ludziom w fantazji wiecznej reformy. Poza nią, trzeba by się mierzyć z samym sobą, a na to ani jednostki, ani społeczności nie mają ochoty. Wolą wybierać polityków, którzy w zbiorowym szaleństwie je z tego zwalniają.
___
Cytaty ze Slavoja Žižka za S. Žižek, Lacan. Przewodnik Krytyki Politycznej, przeł. J. Kutyła, Warszawa 2008.