Między końcem świata a lodówką

Jak zapewne czytelnicy bloga zauważyli, pozwoliłem sobie ostatnio zamieścić na „Dlaczego ludzie wycinają drzewa” kilka tekstów pochodzących bądź to od moich przyjaciół, bądź z bardzo dobrych blogów o podobnej tematyce, na czele z „Blogiem Exignoranta”. Będę tak robił od czasu do czasu, bo blog ten ma być w założeniu również miejscem spotkania, jak to ładnie określiła moja przyjaciółka, różnego rodzaju „defetystów”. Na ostatnim z wymienionych ukazał się tekst Clive’a Hamiltona „Wielkie Milczenie”, który Czytelnik znajdzie niżej. Zmierzam do tego, że podczas gdy świat pustoszony był przez huragany, zalewany przez powodzie i trawiony wojną, polska opinia publiczna zmagała się z tematyką ucieczki ludzi z nowo narodzonym dzieckiem przed szczepionką, zagadnieniem, czy Machulski powinien przeprosić za „Seksmisję” oraz nieśmiertelną kwestią etyczno-genderową – kto może wnieść lodówkę na któreś tam piętro.

Co do owej sławetnej ucieczki, to nawet chciałbym się do niej odnieść, ale wolę to zrobić, kiedy temat się nieco uleży. Póki co mogę powiedzieć tylko tyle, że właśnie dlatego przeraża mnie religijny pogląd na świat, że nie uznaje on żadnych kompromisów. To znaczy, jeśli moja, choćby nienazwana, religia nieszczepienia mówi mi, że mam nie szczepić, to nie mogę zawrzeć żadnego kompromisu w tej sprawie i traktuję tę sprawę jak kwestię życia i śmierci. Podobnie z myciem lub niemyciem, zakraplaniem lub niezakraplaniem. Jeśli mogę coś powiedzieć od siebie, to uważam mniej więcej tyle, że z punktu widzenia dalszych losów nowonarodzonego, jak i dalszych losów świata, sprawy te wydają mi się dalece nieistotne. Co więcej, związki przyczynowo-skutkowe mogą się okazać na tyle niespodziewane, że podanie tej nieszczęsnej szczepionki lub zakroplenie kropli może kogoś uczynić bogaczem, biedakiem, naukowcem lub kimkolwiek. Tego niestety nie wiemy, a jednak traktujemy tę kwestię, jakby od niej zależało życie nie tylko nowonarodzonego, ale jego rodziców i w ogóle jakby wszystko od tego zależało. Coraz częściej nabieram przekonania, że w ogóle każda kwestia jest dla ludzi kwestią życia i śmierci. Czy to będą niedzielne modły, czy umycie dziecka po narodzeniu, czy naprawa samochodu, czy zawarcie umowy na usługi telewizji kablowej, czy posadzenie drzewa, czy też jego wycięcie, czy wniesienie jakiejś sprawy do sądu. Ludzie zawsze i wszędzie walczą ze śmiercią.

Problem może w tym, że niektóre sposoby są sympatyczne, inne mniej. Osobiście razi mnie egzaltacja. Mam dwójkę dzieci. W życiu by mi do głowy nie przyszło, żeby ingerować, co tam z nimi personel szpitalny robi. Skoro tam już przyszliśmy, to z jakimś minimum zaufania do lekarzy, położnych, nauki w ogóle. Jedno dziecko chyba umyto, drugiego nie umyto. Póki co chowają się dobrze. W złożonych układach rzeczy i faktów nigdy nie wiemy, czy umycie nas po porodzie bądź nieumycie sprawi, że zostaniemy królami czy żebrakami.

Clive Hamilton ma oczywiście rację. Największą tragedią jest dzisiaj brak poczucia tragedii. Kwestia zaszczepiania bądź niezaszczepienia dziecka jest dla mnie rażącym przykładem braku poczucia tragedii i przerażającej egzaltacji. Nie wspominamy już o kwestii wnoszenia lodówki na któreś tam piętro. Mimo iż jestem mężczyzną nie lubię wnosić lodówek nawet na parter. Mam w kontekście tego zagadnienia etycznego głębokie poczucie, że ludziom dobrej woli myli się byt z powinnością. Czy powinno być tak, że kobiety mogą wnieść same lodówkę na któreś tam piętro. Moim zdaniem oczywiście powinno tak być, ale co do zasady nie jest. Co z tym zrobić? Nie wiem. Czy ja powinienem pić piwo z browaru polityka, z którego poglądami się nie zgadzam. Oczywiście, że nie powinienem. W ogóle nie powinienem pić piwa tak naprawdę. Czy życie na Ziemi (a wraz z nim nasze indywidulane istnienia) powinny się skończyć? Czy to zagadnienie równie ważne jak nieszczepienie, niemycie, niezakraplanie? Nie wiem.

Wiem, tylko że w kolejnym wpisie chcę rozpocząć cykl prezentacji ludzi, którzy mniej uwagi poświęcają przywołanym kwestiom wnoszenia lodówek i szczepienia bądź nieszczepienia, a starają się jakoś odnieść do spraw ostatecznych (na czele z końcem życia na Ziemi), nie tracąc przy tym pogody ducha. Z tego co wiem, czasami wnoszą również lodówki na któreś tam piętro. Co do ucieczki ze szpitala z nowonarodzonymi, to jeszcze trzeba to będzie ustalić.

Jedna myśl na temat “Między końcem świata a lodówką

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s