Lewicy kłopot z Zybertowiczem

Kłopot z Andrzejem Zybertowiczem, który w rozmowie dla „Teologii Politycznej” („Ideologia liberalna wpadła w pułapkę utopijności”) wygłosił kilka truizmów odnośnie liberalnych (i prawdopodobnie lewicowych) fiksacji jest taki, że truizmy te dokładnie obrazują sytuacje liberałów i lewicy. Gdyby liberałowie i lewicowcy chcieli słuchać, to mogliby się czegoś od Zybertowicza nauczyć. W miejsce tego Robert Biedroń woli wygłosić kolejny równościowy manifest, który jest gotowym przepisem na wyborczą klęskę, a lewicowy tłumek woli wołać, że Zybertowicz to rasista, darwinista i co mu tam jeszcze przyjdzie do głowy. W ogóle niemal wszystko, co LiP mówi i robi, jest gotowym przepisem na klęskę, ale to już odrębny temat.

Ponieważ w wielu miejscach bloga będzie to użyteczne, chciałbym w jego ramach wprowadzić dwa użyteczne, choć mocno umowne, pojęcia – skróty. „LiP” to „Lewica i Postęp”. Dokładniejsza nazwa powinna brzmieć, „LLiP”, „Lewica, Liberałowie i Postęp” Będzie to ta polityczno-intelektualno-obyczajowa formacja, która niegdyś opierała się na ideałach oświecenia, marksizmu, scjentyzmu, a które w jej przypadku zdogmatyzowały się do tego stopnia, że nie mogą dawać jej już żadnej siły napędowej. Liberalizm tego ugrupowania trzeba zatem postrzegać raczej nie w sensie neoliberalizmu, ale w sensie liberalizmu obyczajowego, w najlepszym razie demokratycznego. Na antypodach tej formacji, mamy, jak to ładnie określił mój kolega (nie chciał, aby wymieniać go z imienia i nazwiska) „PiR”, czyli „Prawicę i Regres”. W przypadku polski „PiR-em” będzie oczywiście PiS. Ta z kolei formacja jest reakcjonistyczna, konserwatywna i praktycznie zawsze ściśle związana z dominującą w danym kraju religią. W Rosji z prawosławiem, w Polsce z katolicyzmem w krajach islamu z islamem etc.

Co ciekawe jednak, mamy tu do czynienia ze swoistą dialektyką. O ile „LiP”, jak mu to słusznie Zybertowicz zarzuca, odrzucając i dekonstruując wszelkie dogmaty, jest dziś jednym wielkim monolitycznym dogmatem, o tyle „PiR” nie odrzuca ani zdobyczy oświecenia, ani przede wszystkim empirycznej wiedzy o człowieku, włącznie z całkowicie intuicyjnym, ale pragmatycznie niezwykle skutecznym, odkrywaniem masowych pragnień. Innymi słowy pirowcy są skutecznymi intuicyjnymi psychoanalitykami, przy programowym zresztą odrzuceniu psychoanalizy jako materialistycznej szarlatanerii. Inaczej – potrafią korzystać z idei, które uznają za wrogie. LiP niczego takiego robić nie potrafi, dlatego na każdym możliwym polu przegrywa z kretesem. LiP w istocie rzeczy odrzuca nawet psychoanalizę, mimo iż został na niej ufundowany. Odrzuca ją, bo nie jest zgodna z dogmatami genderyzmu i pokazuje pragnienia kobiet i mężczyzn nie tylko jako odmienne, ale jako zupełnie nieakceptowalne. Świat LiP jest na tyle stechnicyzowany, że stosunki między ludźmi mogą w nim być jedynie całkowicie formalne. Nie ma tu miejsca na żadne niedopowiedzenia i wielość sensów, jakie tak uporczywie głosi psychoanaliza. Jest to nie tylko sprzeczne z doświadczeniem, ale również po ludzku śmiertelnie nudne i to nudne również w warstwie estetycznej. Nie ma żadnej mocy przyciągania. Dlatego LiP umiera. Jest on w każdym możliwym sensie nieatrakcyjny. Biedroń nie powinien mówić o równości, tylko o czołgach, które obronią polskie granice, do których zresztą przymocuje się husarskie skrzydła. Idę o zakład, że to zyskałoby dla niego sympatię wielu powierzchownie homofobicznych chłopaków podporządkowanych dzisiaj w całości ideom PiR.

Wróćmy do Zybertowicza. W rozmowie z Czesławem Domaradzkim („Ideologia liberalna wpadła w pułapkę utopijności”) mówi:

Może warto przypomnieć, że marksizm też jest traktowany przez wielu historyków idei jako dziecko Oświecenia. Co ma wspólnego ideologia liberalna z marksistowską? Swoje podstawowe założenie – jeśli właściwie zdefiniujemy problemy, przed którymi stoi ludzkość, to znajdziemy ich racjonalne rozwiązanie. Marksizm miał być ufundowany na ideologii naukowej, która, w odróżnieniu od wszystkich poprzednich ideologii, miała opisywać nie pragnienia i iluzje, tylko rzeczywiste fakty i mechanizmy.

Sądzę jednak, że ideologia liberalna, która miała być z ducha nieutopijna, wpadła w podobne pułapki utopijności, co wiele wcześniejszych ideologii, włącznie z marksizmem. Jednym z tych utopijnych wyobrażeń jest przekonanie, że poprzez masową edukację dobrej jakości prawie wszystkich możemy wychować na światłych obywateli. Obywateli w większości zdolnych do krytycznego, metapoziomowego myślenia, zdolnych do pogłębionej refleksji oraz do dystansowania się od własnych przedzałożeń religijnych czy filozoficznych. Czyli że jesteśmy w stanie wychować osoby, których myślenie będzie jakoś spełniało ideały dyskursu naukowego opisywane np. przez amerykańskiego filozofa Richarda Rorty’ego.

Tymczasem jest to utopia, bo spora część ludzi, być może większość, albo nie posiada genetycznego uposażenia, które by dawało im szansę na wielopoziomowe myślenie oraz autorefleksję, albo uwięziona jest w kontekstach społecznych, które nie preferują takiego myślenia, nie premiują go. A zatem pewna wizja racjonalnie ułożonego świata społecznego pod ważnymi względami okazała się mutacją ideologii, które krytykowała. Karl Popper piszący o społeczeństwie otwartym w reakcji na budowanie świata na fundamentach ideologii marksistowskiej, oferował wizję alternatywną, ale nawet ci, którzy nawiązywali do myśli Poppera, przyczynili się do stworzenia świata, który również okazał się być oślepiony ideologią.

Gdyby Zybertowicz pomyślał dwa razy, nie użyłby tego nieszczęsnego „genetycznego uposażenia”. U przedstawicieli LiP pewne pojęcia wywołują bowiem niezwykle intensywne odruchy warunkowe mające wszelkie rysy histerii. Wypada przeprosić za ten lacanowski wtręt, ale o ile dla PiR wiecznym jouissance jest przyjmowanie postawy agresywno-obronno-cierpiętniczej w przypadku każdego rzekomego czy rzeczywistego ataku na wartości narodowe, religijne (czy embriony jako przypadek szczególny zasługujący na wyróżnienie), to dla LiP z kolei okazji do cierpienia (i wywołanej nim ostatecznie niezdrowej satysfakcji) jest jeszcze więcej. To wszelkie mniej lub bardziej wydumane nierówności (płciowe, klasowe, biologiczne, kulturowe, religijne) (nie negując rzeczywistych problemów, jakie rodzą) oraz symboliczne pozostałości dawnego świata (czytelnym przejawem zjawiska jest niszczenie konfederackich pomników w USA). W świecie LiP nierówności między ludźmi mogą istnieć o tyle tylko, o ile jest w nich „coś fajnego”. Kuchnia ormiańska może się różnić od polskiej i to jest całkowicie w porządku, ale rzeczywistość gotujących żywcem zwierzęta mieszkańców krajów azjatyckich musi już zostać tak przekształcona, aby była akceptowalna. Dlatego staje się „naszą” winą, bo „u nas” też są rzeźnie. To się nigdy nie kończy i jest tym bardziej intensywne, im straszniejsza zbrodnia. Stąd metodyczne obwieszczanie „to nasz zgwałcił”, to „nasz zabił”, kiedy przejawy okrucieństwa prezentują przedstawiciele innych „nacji”.

Wywiad Zybertowicza nie mógł nie zostać objęty lewicowym odruchem warunkowym. Jako taki  jest przerażająco trywialny. Liberałowie i lewica zjadają własny ogon od dobrych dwudziestu, trzydziestu lat. Widać, że ich idee nie kręcą już niemal nikogo. Jako zaprzeczające życiu i jego podświadomym potrzebom, stają się, przede wszystkim dla wielu młodych ludzi (głównie mężczyzn) wkurzające, choć inne słowo lepiej oddawałoby rzeczywistość. Co więcej, kiedy rządy w Polsce obejmowała „dobra zmiana”, przedstawiciele LiP głośno krzyczeli – zaniedbaliśmy edukację. Nie wychowaliśmy obywateli, którzy cenią wartości obywatelskie. Demokrację, rządy prawa, wolność równość, braterstwo i siostrzeństwo.

Tyle tylko, że to nieprawda. Przez dwadzieścia pięć lat lud polski, w tym dziatwa, był chłostany wartościami zmodernizowanego (dwieście lat temu) Zachodu. Prawo, demokracja i wolność wylewały się z telewizorów i na różne sposoby próbowano je przekazywać w szkole. Genderowa wizja świata (poprzedzająca zupełnie bezpośrednio i stanowiąca równie bezpośrednią przyczynę triumfu PiR) została przestawiona masom jako jedyny możliwy sposób patrzenia na męskość i kobiecość, czego masy wytrzymać nie mogły. Nie mogły, bo masy nienawidzą, kiedy ktoś atakuje ich potoczny, zgodny z doświadczeniem pogląd na świat (znów Zybertowicz!). Zresztą jeszcze dwa lata temu LiP głosił to samo co profesor – masy są zbyt głupie, żeby pojąć, że demokracja, prawo, wolność, równość, braterstwo, siostrzeństwo i gender są naukowo ustalonymi faktami, które należy przyswoić i stosować. Problem w tym, że kiedy głosili to kanapowi przedstawiciele LiP, było to całkowicie w porządku. Zybertowicz okazał się eugenicznym nazistą!

Okazał się nim, choć jego „geny” są pewnego rodzaju skrótem myślowym. Ja nie dostanę Nobla z matematyki, nie przebiegnę setki w mniej niż dziesięć sekund. Nie zrobi tego większość z nas. Co za to odpowiada? Duch, materia, edukacja, czy tresura? Zakładam, że Zybertowicz mówi coś jeszcze innego. Myślę, że mówi, że znaczna część populacji nie jest zdolna do wielopoziomowego myślenia o charakterze filozoficznym. Czy to fałsz? Gdyby był to fałsz, co miesiąc powstawałby nowy traktat logiczno-filozoficzny. Nie powstaje jednak. Co więcej ludzie zaczynają odrzucać szczepionki, nie wierzą w szalejącą zmianę klimatyczną, psioczą na tradycyjną medycynę, głosują na ludzi programowo odrzucających naukę, a już za chwilę przestaną wierzyć w kulistość Ziemi! Jak to się stało? Co zawiodło? LiP woła – edukacja! Geny istnieją o tyle tylko, o ile służą do leczenia ludzi i wykrywania chorób genetycznych (sic!). Nie funkcjonują, jeśli chodzi o różnice między ludźmi.

Przedstawicielom LiP ubzdurało się zatem, że truizmy Zybertowicza to edukacyjny rasizm, bo dobra zmiana jest rasistowska i segregująca (stali czytelnicy wiedzą, że nie jestem jej entuzjastą). Na portalu OKO PRESS pojawił się tekst Agaty Szczęśniak „Bo ludzie głupie są”, w którym słowa Zybertowicza przekoloryzowano do niebotycznych rozmiarów, sugerując, ze Zybertowicz twierdzi, że „część Polaków to ciemnota, której żadna szkoła nie pomoże”, czego oczywiście Zybertowicz nie powiedział.

W tekście mamy dosłowne paroksyzmy głupoty. Zybertowiczowi, który miał prezentować „skrajny elitaryzm motywowany genetycznie” przeciwstawiono tezy genetyka, prof. Wojciecha Dragana z Interdyscyplinarnego Centrum Genetyki Zachowania Uniwersytetu Warszawskiego, który jako żywo uzasadnia tezy pierwszego z profesorów, twierdzi bowiem, że „większość populacji ma zdolność wielowymiarowego myślenia na podstawowym poziomie”. Cóż za wzruszająca wiara w ludzi!

Dalej jest jeszcze lepiej. Pozwolę sobie zacytować obszerniejszy fragment:

Różnimy się stopniem wykorzystania tej zdolności. „Niektórzy ludzie w ogóle nie są w stanie myśleć wielopoziomowo – ze względu na występujące u nich zaburzenia rozwojowe, np. ze spektrum autyzmu. W przypadku takich osób można się zastanawiać, czy częścią ich problemu nie są uwarunkowania genetyczne. Ale statystycznie to niewielki odsetek. Oczywiście różnice są. Jedni częściej, inni rzadziej myślą wielowymiarowo. Za część tych różnic odpowiadają czynniki genetyczne. Badania z genetyki zachowania pokazują, że ok. 50 proc. różnic wyjaśniają czynniki genetyczne, ale chodzi o różnicę w poziomie zdolności, a nie o ich występowanie. To bardzo ważne rozróżnienie”. „Inna sprawa, jak często nasze zdolności stosujemy w życiu codziennym. Czy rzeczywiście myślimy o problemach w wielowymiarowy sposób.

Jest to ten moment, kiedy można się już jedynie zabić o krzaki, nawet jeśli się jest filozofem. Do obalenia tezy Zybertowicza stosuje się bowiem wszystko, co ją potwierdza. Co wynikać może nota bene z faktu absolutnej niemożności rozumienia wieloznaczności języka i perwersyjnego trzymania się zasady nieżyczliwej interpretacji.

Na zakończenie mamy już całkowicie rytualne frazy o tym, że „To polska szkoła nie uczy krytycznego myślenia, a nie szkoła w ogóle”. To również jest, a przynajmniej było nieprawdą, bo polska szkoła radziła sobie nieźle w ostatnich latach, choć przynajmniej część LiP nie potrafiła usunąć z niej religijnej indoktrynacji, która rzeczywiście drastycznie obniża u większości populacji zdolność jakiegokolwiek myślenia, nie tylko krytycznego.

Dajmy spokój OKO PRESS. Moi,co bardziej scjentystycznie nastawieni przyjaciele rzucili się na tezę Zybertowicza danymi statystycznymi i naukowymi. Ludzie jednak czegoś się uczą, a masowa edukacja jest potrzebna! – twierdzili. Tak, tylko że Zybertowicz nie twierdził, że nie. Twierdził jedynie, że nie przerabia ludzi już nie tylko w aniołów, ale nie przerabia ich nawet w obywatelsko nastawionych filozofów, co jako żywo jest prawdą i z czym mamy do czynienia w Polsce, gdzie ludzie przy całkiem niezłej edukacji wybrali Zybertowicza (którego cenię jako naukowca) i jego ekipę (której nie mogę pokochać).

Ostatecznie wszystko: Zybertowicz, dobra zmiana, histeryczne, oderwane od faktów reakcje przedstawicieli LIP potwierdzają tezę tego pierwszego – ludzie w swojej większości nie są zdolni do „krytycznego, metapoziomowego myślenia, nie są zdolni do pogłębionej refleksji oraz do dystansowania się od własnych przedzałożeń religijnych czy filozoficznych”. Na przykładzie LiP widać to szczególnie wyraźnie, z czego co bystrzejsi przedstawiciele LiP powoli zaczynają zdawać sobie sprawę. W tym miejscu wypada przywołać choćby tekst Jakuba Majmurka w „Dzienniku Opinii” (również skądinąd co najmniej krytykującego Zybertowicza – sic!), „Jak Tumblr-lewica przegrała z South Park-prawicą”. Oto niektóre  jego tez, które można przywołać praktycznie bez komentarza. Pokazują one dogmatyzm i utopijność LiP daleko lepiej i precyzyjniej, niż robi to „wynaturzony darwinista” Zybertowicz! Dla porządku dodajmy, że Majmurek przedstawia w tekście poglądy, Angeli Nagle:

Lewica, zafiksowana na polityce tożsamościowej, dyskusji o „bezpiecznych przestrzeniach na uniwersytetach” i problemach typu „czy twoje dredy nie stanowią aktu rasistowskiego przywłaszczenia czarnej kultury”, okazała się zupełnie bezbronna wobec sieciowej ofensywy nowej prawicy.

Nic dziwnego, że osobom postrzegającym świat przy pomocy takich kategorii – nawet jeśli sami czują się na razie przegranymi – Trump z jego seksizmem, skłonnością do ostentacyjnego podkreślania statusu i młodszą żoną jawić się musi, jako bohater, a jego zwycięstwo, jako obietnica cofnięcia w amerykańskiej przestrzeni publicznej zmian, jakie spowodował tam feminizm i kobieca emancypacja.

W czasie, gdy alterprawica podbijała 4chan, lewica ze Stanów zajęta była zamykaniem się w swoich własnych komunikacyjnych bańkach. Główną przestrzenią stał się dla niej nie 4chan, ale Tumblr. Tożsamościowa lewica spod znaku Judith Butler stworzyła tam sobie „bezpieczną przestrzeń”, gdzie nie niepokojona przez nikogo zajmowała się problemami płynności wszelkich tożsamości, z płciowymi na czele, łazienkami dla osób trans, czy przywłaszczaniem dziedzictwa kultur globalnego południa przez białych Amerykanów.

Wiele tych spraw, to bardzo ważne kwestie, zasługujące na poważną dyskusję. W pozbawionej komunikacji z zewnętrznym światem internetowych bańkach język takich dyskusji zmieniał się jednak łatwo we własną karykaturę. Trudno inaczej traktować cytowane przez Nagle rozważanie z Tumblra o „cadengenderze” (tożsamość płciowa łatwo zmieniająca się pod wpływem muzyki), czy „feagenderze” (tożsamości płciowej zmieniającej się w zależności od pór roku).

Za zamknięciem się w takiej tożsamościowej bańce szła fatalna – zdaniem Nagle – polityka lewicy na amerykańskim kampusie. W ostatnich latach lewicowe aktywistki i aktywiści domagali się zmiany uniwersytetów w „bezpieczne przestrzenie”, gdzie studenci nie będą konfrontowani z krzywdzącymi ich (np. rasistowskimi) ideami, czy specjalnych ostrzeżeń, przed tekstami mogącymi wywoływać traumę. Za tym szła polityka non-platformingu, głosząca, iż nie może być debaty z osobami głoszącymi poglądy, jakie dana grupa aktywistów uznaje za „dyskryminacyjne”. Ofiarą takiego non-platformingu padać zaczęły nawet takie osoby, jak ikona drugiej fali feminizmu, Germaine Greer, którą aktywiści studenccy oskarżyli o transofobię, uniemożliwiając spotkanie z nią na uniwersytecie w Cardiff.

Póki co wystarczy. Dodajmy jeszcze, iż przedstawiciele LiP, tak ochoczo przyjmujący niczym nieograniczone zdolności małpy gatunku homo sapiens do „wielowymiarowego, wielopoziomowego krytycznego myślenia”, nie pozwalają oglądać tejże małpie „Przeminęło z wiatrem” i czytać „Przygód Hucka” z pojawiającym się tam słowem „czarnuch” czy „murzyn”, ponieważ małpa ta mogłaby wyciągnąć z tych genialnych skądinąd dzieł kultury niewłaściwe wnioski. Podobnie szkodliwie jest dla niej oglądanie konfederackich pomników i wiele innych rzeczy, których przez grzeczność nie będziemy wspominać, ale do czego jeszcze w swoim czasie wrócimy.

Co uderza w ataku na Zybertowicza, jest w istocie potwierdzeniem stawianej przez niego tezy. Liberałowie i lewica tkwią po uszy w pułapce utopijności. W szczególności nie są w stanie przyjmować jakichkolwiek empirycznych danych o człowieku jako gatunku wykazującym agresję, silnie przywiązanym do biologicznej tożsamości płciowej, zróżnicowanym kulturowo, religijnie i ostatecznie biologicznie. Prowadzi to ich nie tylko do całkowitej zapaści politycznej i bezradności wobec pragmatycznego PiR, ale do osobliwej hipokryzji o charakterze etycznym. Zdogmatyzowany LiP może kochać innego tylko jako identycznego. Jeśli z danych empirycznych wynika coś innego, można zrobić do zasady dwie rzeczy – dane te zanegować, lub wpaść w histerię. Najczęściej przedstawiciele LiP robią obydwie. Kochać i szanować innego jako innego nie potrafią. Może dlatego w dyskusjach na forach i portalach społecznościowych łatwiej zostać zbanowanym przez LiP (włącznie z aktem usunięcia z „przyjaciół”), niż przez najbardziej wojowniczo nastawionych zreinkarnowanych wyklętych.

Przedstawicielom LiP należałoby zadedykować słowa ich niegdysiejszego mistrza. „Gdy postrzeganie rzeczywistości wywołuje przykrość, wtedy poświęca się prawdę”. Kto to powiedział? No zgadnijcie, to niezbyt trudne! Dodam tylko, że nie był to Andrzej Zybertowicz.

 

 

 

10 myśli na temat “Lewicy kłopot z Zybertowiczem

  1. Tylko o ile sam chłoszczę lewicowych tumblrtardów za głupotę, to niestety Zybertowicz pieprzy głupoty równie horrendalne w celu doraźnego cementowania status quo. On takim ę-ą językiem galicyjskiego filistra nazywa elektorat prawicy ciemnym ludem niezdolnym do niczego więcej niż mieszanie gnojowicy patykiem, i robi to wbrew faktom. Jak bowiem uzasadnić, że kraje rozwinięte (nie mylić z USA) potrafią mieć nawet 100% społeczeństwa z przynajmniej średnim wykształceniem, jak Kanada? Tylko to wymagałoby wysiłku i poważnego zastanowienia się, bo niestety w Polsce model państwa obywatelskiego nigdy nie zaistniał. A takim właśnie Zybertowiczom w to graj.

    Polubione przez 1 osoba

  2. W przeciwieństwie do Mike twierdzę, że Zybertowicz, którego nie cierpię, ma jednak rację. Polscy neoliberałowie w ogóle nie zamierzali podejmować jakichkolwiek wysiłków, aby uczyć najmłodsze pokolenia praw i obowiązków obywatelskich wynikających z Konstytucji RP, zasad współżycia społecznego wynikających z kodeksu cywilnego, czy podstaw polskiego systemu prawnego. Ciemnym ludem łatwiej manipulować. Co do 4 władzy (dzisiaj mendiów, nie mediów) – one nikogo niczego nie uczyły poza fałszywie pojętą poprawnością polityczną i tym bardziej dzisiaj niczego nie uczą. Za to folgują najniższym instynktom, bez zaspokojenia których nie będzie klikalności i dutków. Zresztą tzw. opiniotwórcze publikatory trafiały wyłącznie do własnych środowisk. Nie działały na zewnątrz. Nie wytwarzały nowych środowisk i nie poszerzały kręgu odbiorców. Poszerzenie kręgu odbiorców mogło nastąpić wyłącznie w drodze kształcenia obywatelskiego uczniów podstawówek, gimnazjów, szkół średnich. No ale skoro zastąpiło się wychowanie obywatelskie katechezą, skutek mógł być tylko jeden. Dzisiejsza opozycja nadal niczego nie kuma. Jest równie durnowata jak w minionych latach, kiedy rządziła. Nie dostrzegła radykalnej zmiany w świadomości społecznej. Nie wyszła spod szklanego klosza. Jak przerżnie najbliższe wybory, to nadal nie będzie wiedziała dlaczego. Słucham nijakiego Schetyny i Petru z politowaniem. Oni nie pojmują, że ich czas się skończył. Tyle że w ich otoczeniu nie ma nikogo, kto by im tę prawdę objawił prosto w oczy. Dopóki rządzi styropian i jego popłuczyny, Polska się nie zmieni. Problem w tym, że przez ostatnie ćwierć wieku żadna siła polityczna będąca u władzy nie była zainteresowana uczeniem najmłodszych pokoleń postaw obywatelskich właściwych ustrojowi demokratycznemu. Największe pretensje w tym zakresie kieruję do SLD i ówczesnych premierów: Cimoszewicza, Oleksego, Millera i ówczesnych lewicowych ministrów oświaty z Łybacką na czele. Układali się z kościołem i środowiskiem Gazety Wyborczej, zamiast tworzyć wykształcone zaplecze dla lewicowych ruchów proobywatelskich, prosocjalnych i prospołecznych. Dzisiaj to zaplecze należy do PiS. I daje gwarancję długotrwałych rządów tej opcji politycznej. I nie jest tak, żem taki mądry dzisiaj. Te zaniechania widziałem już od początku przemian politycznych, zwłaszcza od terapii szokowej Balcerowicza, która wyrzuciła na aut przeszło 15 – 20% polskiego społeczeństwa, nie dając tej części szans na jakiekolwiek przystosowanie się do nowego ustroju. Ówczesne państwo powinno było podjąć działania osłonowe, które uchroniłyby przede wszystkim dzieci przed skutkami pauperyzacji środowisk wiejskich i robotniczych. Nikt w tej sprawie palcem nie kiwnął. Dzisiaj na PiS głosują ludzie, którzy skutków tej pauperyzacji doznali na własnej skórze. To tyle w temacie.

    Polubione przez 1 osoba

  3. Niby zgoda, ale zwolennikami PiS są nie tylko ludzie, którym się nie powiodło. To jest pewien rodzaj mentalności. Znam takie osoby, które radzą sobie jak nigdy dotąd, ale takim zawsze mało.
    Duża zasługa Radia Maryja i TRWAM. To jest olbrzymie imperium medialne. Prostymi, krótkimi zdaniami grają na najniższych instynktach a przede wszystkim na strachu.
    A pro po. Dlaczego na ziemiach popegeerowskich w Zachodnio-pomorskim np. nie wygrywa PiS, a na Mazowszu już tak? A czym wytłumaczyć człowieka, który wraca z USA po kilkunastu latach /zielona karta/ i kupuje w kiosku Gazetę Polska, Gazetę Warszawską, Do Rzeczy i jest za wyjściem Polski z UE? Balcerowicz go nie dotknął, wrócił z przyzwoitą emeryturą.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Bo w zachodniopomorskim pracownicy byłych PGR-ów stanowili mniejszość w stosunku do reszty populacji wyborców. Z USA wracają natomiast potomkowie i emigranci wywodzący się z tzw. „biedniaków”. Ludzie dotknięci szokiem Balcerowicza i ludzie mający dosyć „poprawności politycznej”, która zabrania nazywać rzeczy po imieniu – mówię o młodych – są dzisiejszym twardym elektoratem PiS. Skoro ich nie edukowano z demokracji przez 25 lat, zaniedbania w tej dziedzinie będą nas kosztować utratę demokracji właśnie. Imperium Rydzyka to żadne imperium – przemawia już tylko do wymierającego pokolenia. Wystarczy spojrzeć na statystyki odbiorców. Imperium medialne to przede wszystkim TVP.

      Polubienie

      1. Ależ edukowanao. I ta edukacja jest jedną z przyczyn klęski, bo była zbyt naiwna i nie niosła ze sobą żadnych czytelnych symboli, z którymi młodzi ludzie chcą i potrzebują się identyfikować. Konstytucja to nie symbol. Husarskie skrzydła to symbol

        Polubienie

  4. „Prawo, demokracja i wolność wylewały się z telewizorów i na różne sposoby próbowano je przekazywać w szkole.”

    OTÓŻ – nieprawda. Bo po prostu edukacja nie polega na tym, że funduje się uczniom nowy ‚przedmiot’, w ramach którego nauczyciel coś opowiada. Edukacja – zwłaszcza w takim obszarze jak demokracja polega na PRAKTYKOWANIU demokracji. Np. na takim skonstruowaniu i działaniu systemu szkolnego, by wszystkie mechanizmy demokratyczne w nim funkcjonowały. Proszę pokazać mi choć jeden, który w polskiej szkole działa.
    Szkoła, obok Kościoła, jest najbardziej niedemokratyczną hierarchiczną, scentralizowaną i autorytarną instytucją społeczną. Częściowo z definicji modelu edukacyjnego, który mamy, ale w dużej mierze z inercji… W konsekwencji – im więcej w niej się MÓWI o demokracji, tym bardziej – wobec zderzenia z rzeczywistością – narasta poczucie hipokryzji. Słowem: wypuszczamy z niej nie demokratów, ale sfrustrowanych hipokrytów. Bo tego uczymy nasze dzieci.

    Polubienie

Dodaj komentarz